niedziela, 14 marca 2021

Dzieci stwórcy #1: Hieny. Dzieci stwórcy #2: Podziemna studnia (scenariusz i rysunki: Bichuck, wydawnictwo: własne, 2020)

 



Jeden z wielu zinów, które kupiłem ostatnio w ciemno. Od razu dwa zeszyty, więc pozwolę sobie napisać moje odczucia polekturowe. Od razu chwalę papier: fajny, szary, szorstki, offsetowy - opuszki palców dobrze czują jego fakturę!

Dzieci stwórcy to historia post-apokaliptyczna. Akcja dzieje się 40 lat po III wojnie światowej, która zakończyła starą cywilizację. A prawie pół wieku później po ziemi chodzą niedobitki ludzi i pełno ssako- i gado- podobnych mutantów. Nic więcej o owej apokalipsie nie wiemy. Szybko poznajemy bohaterów i szybko zostajemy wciągnięci w wir akcji. I dość szybko okazuje się, że owa historia będzie obfitować w elementy nadprzyrodzone. Gdyż dostajemy post-apo Jezusa, mamy odniesienia do mistycznego Tybetu a jakby było mało - trzeba znaleźć potężne artefakty. Dużo tego, prawda? Chwali się, że Bichuck już w pierwszym (cieńszym) zeszycie rozstawił pionki, co pozwoliło mu w odsłonie drugiej porzucenie kreacji świata i zajęcie się już normalną fabułą. 

Co ma plusy i minusy. Często widzę, że polscy twórcy jeszcze nie umieją dobrze wykorzystać skromnej objętości amerykańskiej zeszytówki i rozpisać świat by czytało się dobrze. Albo mamy pierwszy zeszyt rozwodniony, w którym dostajemy prolog prologu, albo łubudubu - chaotyczne nakreślenie postaci i świata przedstawionego w dwadzieścia stron. Tu jest chaos, akcja jest dość pretekstowa i skrótowa by przedstawić wszystkie zarysy głównego plotu akcji. Drugi zeszyt lepszy; więcej stron, brak bagażu wstępu, czyta się o wiele fajniej. Jednak... Tu muszę skarcić Bichucka za kiepski storytelling. Chłopak popełnił błąd z kategorii tych gorszych, czyli tworząc zeszyt 2 zapomniał a co chodziło w zeszycie 1. Dwa przykłady. W zeszycie 1 mamy akcję umieszczoną właściwie nie wiadomo gdzie - Polska, Ameryka, Rosja, Brazylia... ciężko powiedzieć, gdyż nie ma żadnych elementów osadzających fabułę w konkretnym miejscu. Zeszyt dwa - na pierwszej stronie dowiadujemy się, że znajdujemy się w Kłodzku. Czyli Polska, więc zeszyt 1 również musiał się dziać w okolicy, gdyż w świecie postapo, gdzie się szuka jedzenia raczej nie ma czym transportować się na duże odległości. Dobrze by było, gdyby w zeszycie 1 był choć ślad osadzenia miejsca akcji w naszym kraju. Przykład 2. Pod koniec zeszytu 1 jedziemy szukać artefaktu. Ok, w zeszycie 2 jesteśmy w Kłodzku. Dużo się tam rzeczy dzieje, ale nikt z bohaterów nie szuka tego artefaktu - nie wskazują tego ani dialogi, ani rysunki. Pod koniec zeszytu 2, postać pokazuje że artefakt znalazła (albo nawet trzy?) a my nie wiemy gdzie i jak tego zrobiła, bo autor zapomniał pokazać. EDIT: Kajam się. Moje niedopatrzenie. Jezus od początku miał trzy pierścienie. Ale co robili w Kłodzku to dowiadujemy się z opisu na tylnej okładce, nie z samej fabuły... Bad storytelling, very bad. Mam nadzieję, że w dalszych zeszytach autor będzie mocniej trzymał fabułę za gębę i nada jej więcej spójności.

Rysunki? Takie sobie, widać, że autor nie zawsze radzi sobie z anatomią i przez to niektóre kadry wyglądają karykaturalnie, choć widoczna jest poprawa w zeszycie nr 2. Na plus - dbanie o tła, wychodzą Bichuckowi lepiej niż dynamika postaci i chwała że ich nie odpuścił.

Może dalej coś z tego będzie, do poprawy jest dużo aspektów. Ale kibicuję i zeszyt 3 kupię.


Recenzja pierwotnie umieszczona na grupie Komiksy bez granic.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...