wtorek, 23 marca 2021

Black Hound #1: Z piekła rodem (scenariusz i rysunki: Kamil Dukiewicz, wydawnictwo: własne, 2020)


 It's all about the moustache!


Jeszcze do niedawna tytuł pierwszego wąsa polskiego rynku komiksowa bezapelacyjnie należał do Nolana Graysona. Ten z impetem pojawił się w 2018 roku, trochę narozrabiał, prawie wymordował całą Ziemię – niemniej jednak nic nie wskazywało że czołowa pozycja naczelnego wąsacza będzie zagrożona. A tu po cichu ze strony, z której nikt by się nie spodziewał, jesienią 2020 roku ujawnił się światu Michael Harrison - posiadacz równie okazałego sumiastego wąsiska, choć zupełnie pozbawiony supermocy. Cóż, strącić z piedestału potężnego Viltrumianina nie zdoła, niemniej jednak ta sytuacja pokazuje, że młodzi rodzimy twórcy coraz śmielej atakują tworząc coraz obszerniejszy kalejdoskop coraz barwniejszych postaci.

Choć po prawdzie w pierwszym zeszycie Black Hound Michael Harrison nie wydaje się specjalnie charyzmatyczną postacią - głównie to właśnie wąs sprawia że empatycznie zaczynamy lubić tą postać. Ot, to zwykły właściciel tytułowego pubu dorabiający sobie na boku nielegalną sprzedażą. W dobie obecnego lockdownu to zupełnie zrozumiałe :) Dostajemy mały wgląd na codzienne życie (to oficjalne i mniej oficjalne), poznajemy najbliższą rodzinę i współpracowników. I co ważne - Harrison tytułuje się samozwańczym przywódcą miasteczka Catbrain. Istny Don Corleone na peryferiach. On to miasto, miasto to on. Idylla pryska pewnego dnia, gdy dochodzi do inwazji krwiożerczych bestii. Atak nie jest przypadkowy - ma związek z przeszłością Michaela. I tu historia się urywa... i jak to z cliffhangerami bywa - zaostrza apetyt na zeszyt drugi.

To co bardzo polubiłem w komiksie Dukiewicza to lekka ręka do dialogów. Są świetne i ufają inteligencji czytelnika bez łopatologicznej wykładni co i jak. Dla przykładu: rozmowa Michaela z siostrą. Z dialogu wynika, że siostra jest medium, ale słowo 'medium' ani razu nie pada. Podobnie w pozostałej części historii - świat przedstawiony jest umiejętnie 'sprzedawany' w  dymkach. Co cenię, wśród debiutantów to dość rzadka umiejętność. Dodatkowo osadzenie akcji w latach XX ubiegłego wieku (tak sądzę) nadaje opowieści fajny sznyt - z jednej strony gangsterski a z drugiej - lekko gotycki. Fajnie oglądać rodzimych twórców jak radzą sobie w tej, skądinąd egzotycznej dla nas, scenerii.

Pojawienie się Black Hound na rynku wywołało mały szum, spłynęły dość entuzjastyczne recenzję, więc teraz Kamil Dukiewicz ma przed sobą niełatwe zadanie. Musi udoskonalić warsztat (głównie popracować nad anatomią; ten kadr z wyciągniętą ręką na potwierdzenie transakcji jest groteskowy) ale przede wszystkim przynieść mało ograny ciąg dalszy (bądź zakończenie). Żeby te wszystkie pokładane nadzieje nie poszły w sztampę. Żeby autor nie bronił się asekuracyjnie, że nie spodziewał się takiego oddźwięku i chciał sobie narysować kilka krwiożerczych bestii, gdzie reszta jest jedynie wymuskanym tłem. Nie ma przeproś - Black Hound jest zbyt ciekawą propozycją by potraktować ją jako komiksową, niezobowiązującą przygodę. Niech praca nad odsłoną numer dwa przyniesie ból, doprowadzi do kilku siwych włosów, przeczołga przez wiele bezsennych nocy i popsuje relacje międzyludzkie - ale część druga musi być jeszcze lepsza! Inaczej przyleci Nolan Grayson i nas zje :)


Recenzja pierwotnie umieszczona na stronie Współczesny polski komiks.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...