środa, 17 marca 2021

Dr Croft: Poszukiwacze nerki nieskończoności (scenariusz i rysunki: Marcin Łapiński, wydawnictwo: Katana, 2020)

 


Chyba każdy tworzył komiks na tylnych stronach zeszytów! Nie myśleliśmy wtedy o scenariuszu, jaraliśmy samą potrzebą tworzenia kadrów i wpychania w nie coraz większych dziwactw. A Marcin Łapiński postanowił coś takiego wydać! Całe 16 stron! A ktoś ku nawet kupił i ba! zechciał napisać o tym komiksie więcej niż 16 zdań :)


Z tym brakiem scenariusza to pewnie się mylę, ale komiks właśnie tak wygląda jakby był tworzony na bieżąco na nudnych wykładach, sennych briefingach, albo podczas pierwszego lockdownu, gdy Netflix pojechał po bitrejcie i trzeba było sobie znaleźć zajęcie. I być może wtedy MŁ wymyślił sobie postać Dr Crofta - antropomorficznego robota (?) bądź człowieka który niczym Mandalorianin nigdy nie zdejmuje hełmu (?) W każdym razie już na pierwszej stronie nasz protagonista znajduje się w sytuacji bliźniaczo podobnej do tej z Poszukiwaczy zaginionej arki, gdzie Harrison Ford spieprza przez wielkim głazem. Brzmi popkulturowo-modernistycznie? To dopiero początek. Gdzieś tam w tle majaczy płaska ziemia, star-warsy i obowiązkowe macki. I to na 16-stu stronach. A to dlatego, że co panel mamy zmianę dekoracji i bohater wpada w kolejne - mocno abstrakcyjne - przygody. Sensu w tym nie ma, logiki tym bardziej - mamy za to dużo ziomalskiego, ujaranego humoru i absurdu podbitego do maximum.
A mimo wszystko Dr Croft znajduje tytułową nerkę i wraca do bazy po zakończeniu misji obiecując kolejne przygody. Gdyż widocznie Łapiński nie rzucił się na stworzenie zina, bo przegrał zakład, bądź jego dziewczyna chciała się przespać z twórcą komiksowym. Marcin zwyczajnie zajarał się możliwościami, jakie daje underground i bawił się setnie w mieszanie wszystkiego z wszystkim w typowo awanturniczo-studenckim stylu. I wymyślił sobie historyjkę, gdzie chciał ponapieprzać ośmiornice. Seems legit to me. Mnie ta radość udzieliła się czytając jego zina, dlatego też chciało mi się o nim napisać. Wiem, zinek kosztuje 12 zł i jest na papierze, w który zazwyczaj owijamy pasztetową, dodatkowo zeszyty Wydziału 7 są tańsze, ale... jeśli wam kiedykolwiek będzie brakować do darmowej przysyłki... zawsze możecie dorzucić się na chorą nerkę :)

Recenzja pierwotnie umieszczona na grupie Komiksy bez granic.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...