Można nie lubić wrestlingu i całej otoczki przemocy, która unosi się nad tym sportem. Ale komiks przeczytać warto, choćby ze względu na komentarz społeczny.
Paweł Mączewski nie ukrywa swoich inspiracji. Już na drugiej stronie okładki jowialnie informuje, że to hołd złożony popkulturze z lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Oraz, że znajdziemy w środku kadry, które wprost nawiązują do twórczości tamtych czasów. Czyli tony nieanatomicznie rozrośniętych mięśni, wielkich "narzędzi" i mnóstwo przejaskrawionej brutalności. Jednak w odróżnieniu od tamtejszych gore-festów, autor oprócz sterydowego wziewu, każe czytelnikowi przełknąć także gorzką pigułkę.
WREligion to zapis wrestrelskiego pojedynku pomiędzy Pablito Ramonem i Rip Razorem. 150 tys. widzów fizycznie na gali, tych przed telewizorami trudno zliczyć. Transmisja bije rekordy popularności, oglądalność serwisów informacyjnych leci na łeb i szyję. A samą walkę oglądamy początkowo z punktu widzenia Ramona, który "sprzedaje" czytelnikowi swoją łzawą historię o trudnym dzieciństwie. I byłaby to kolejna walka gigantów wrestlingu, gdyby podczas niej nie doszło na świecie do pewnego wydarzenia, po którym nic już nie będzie tak samo.
Główna warstwa fabularna jest prosta jak drut - ot Mad Max klasy B bądź jeszcze niższej. Ciekawsze są płaszczyzny ukryte głębiej. Równolegle do transmisji mamy okazje podejrzeć tematy podawane w wiadomościach. Te pokazują, jak świat chyli się ku degeneracji i nikogo specjalnie to nie interesuje. Społeczeństwo chce igrzysk, a te zapewniają cykliczne naparzanki. To, co jest w stanie zjednoczyć część społeczności to złamanie reguł popularnego show. Wówczas jest miejsce na honor i zasady. Lecz na zewnątrz - znieczulica.
Mączewski w mocno przerysowanej konwencji diagnozuje współczesny konsumpcjonizm. Widowiska jako chleb dla mas, postępująca seksualizacja mass mediów czy pozbawione hamulców koncerny nastawione na czysty zysk. "Rób głupie rzeczy szybciej" - wrzeszczy reklama nowego napoju energetycznego. Autor widzi przyszłość raczej w nieciekawych barwach; musi nastąpić reset. Nieważne w jakich okolicznościach, czy z potrzeby uzdrowienia świata, czy obłudy i egoizmu polityków. I przy tej okazji Paweł konstruuje jedną z najfajniejszych stron w zeszycie. Gdzieś pod koniec historii dostajemy całostronny kadr, wykorzystujący potencjał komercyjny końca świata. Bardzo przewrotny i szelmowski. I zgrabnie tworzący podstawy do wyjaśnienia tytułu komiksu.
Miłość autora do wrestlingu łatwo wyczuć już po kilku stronach. Bardzo lubię środek komiksu. W takim miejscu oczekiwalibyśmy rozkładówki z jakąś widowiskową sceną. A tu dostajemy galerię twarzy. Nie wiem, czy są inspirowane rzeczywistymi postaciami, bądź bohaterami z różnych popkulturowych scen. Nie ma to dla mnie znaczenia. Są one na tyle ciekawe, że mózg sam chce od razu dorobić do nich jakąś fabułę. Mimo wszystko, owa miłość nie dominuje opowieści. Dzięki czemu historia jest bardziej uniwersalna, skonstruowana nie tylko pod czytelnika lubującego się w gore i undergroundzie. Jeśli miałbym polecić tytuł komuś spoza podziemnej bańki, to rzekłbym: "Hej, chcesz rzecz w stylu Idiokracji Mike’a Judge’a tylko z potencjometrem przekroczonym o 300%? Łap tu więc WREligion!"
Ongrys od kilku lat wydaje Kompletne Akta Sędziego Dredda. Czytając komiks Mączewskiego widzę częste inspiracje pracami brytoli z 2000AD. Może bez konkretnych wskazań palcem na nazwiska (poza oczywistym Bisleyem) ale immersja jest ogromna - groteskowa kreska, przyblakłe kolory i te białe paprochy świadczące o (nie)możliwościach technicznych niegdysiejszych maszyn drukarskich. Ładne to wszystko w swoim bałaganie, szczególnie że Paweł gęsto stawia na graficzne efekciarstwo.
Lubię być oszukiwany. Komiks kupiłem świeżo po premierze; przeleżał długo na półce, gdyż nieśpieszno mi było pustej nawalanki skrojonej dla kogoś, komu organizm dopiero zaczyna wydzielać hormony. Otrzymałem coś znacznie ciekawszego i wielowarstwowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz