wtorek, 25 maja 2021

Hooyboy: In the chapel of Kutach (scenariusz i rysunki: Ojciec Rene, wydawnictwo Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu, 2021)

 

Chyba każdy z nas marzy by stać się częścią komiksu, choćby symbolicznie, nawet jako statysta. Ostatnio tego zaszczytu dostąpił Michał Traczyk, kierownik Pracowni Komiksu Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu i organizator Poznańskiego Festiwalu Sztuki Komiksowej. Dzięki uprzejmości Ojca Rene zagościł na łamach jego najnowszego komiksu. Jako jedna z dwóch postaci pierwszoplanowych! How cool is that?!

Czasami organizacja festiwalu komiksowego wymaga poświęceń. Choćby po to, by pozyskać do współpracy hot nazwiska polskiej sceny komiksowej. Traczyk - by nawiązać współpracę z Ojcem Rene - wynajmuje pewną kaplicę w Golęrowie, w której to artysta zobowiązał się stworzyć kilka artów na zbliżający się poznański festiwal. Pierwszy dzień pobytu Rene w kaplicy nie zwiastuje niczego złowieszczego, ale już później zaczynają się z artystą dziać dziwne rzeczy - nie odbiera telefonów, pracuje wyłącznie w nocy, chudnie w oczach. Aż wreszcie zamyka się na głucho odcinając kontakt z światem zewnętrznym. Traczyk nie ma wyjścia - na pomoc wzywa Hooyboya, przybysza z piekieł z kamiennym... penisem. I dwoma sterczącymi fallusami zamiast rogów. W środku kaplicy muszą stawić czoła Kutachowi - demonowi odpowiedzialnemu za zawalenie terminów przez Ojca Rene. A dodatkowo Michał Traczyk musi zmierzyć się z rymowanymi ripostami czerwonego pogromcy zła.

Cóż, Ojciec Rene nie ukrywa, że miłością jego komiksowego życia jest Mike Mignola. Właściwie wali tym prosto w twarz - od loga, przez projekty postaci, na kresce kończąc. Gdyby twórca Hellboya uległ jakiejś demonicznej deprawacji to dostalibyśmy Hooyboya. Wystarczy postudiować dołączone do zina cover-arty. Duncan Fegredo tak nie potrafi :) Sama historia również wpisuje w kanon hellboyowych opowieści. Złowieszcza lokacja, wszędobylski gotyk, popadanie w szaleństwo, przedwieczne bóstwo rozsiewające wykoślawiony miot. Znamy to bardzo dobrze. I lubimy.

I trzeba to podkreślić - przekomarzanki Hooyboya i Traczyka są świetne. Odzywki - ten tego... oryginalne. Czyta się je równie dobrze co śledzi główną fabułę. A poza tym co? Chujów sto. Nie muszę dodawać, że to kolejny 'klasyczny' komiks Ojca Rene - wulgarny, obleśny, przekraczający parę razy granicę dobrego smaku i jadący po bandzie. I posiadający ciekawą fabułę. Undergroundowe nasienie zniszczenia. Jesteście ostrzeżeni.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...