Martwa woda z przytupem kończy historię z poprzedniego odcinka; w jednym miejscu zebrano prawie wszystkie kluczowe dla fabuły postaci, choć mnie najbardziej spodobały się pomniejsze rzeczy dziejące się na góra trzech-czterech kadrach.
Wrocław w 1963 roku był rzeczywiście centrum epidemii ospy prawdziwej i przed kilka tygodni otoczony kordonem sanitarnym co doprowadziło do paraliżu miasta. Scenarzyści stworzyli spiskowo-nadnaturalną przyczynę tej sytuacji, zderzając ze sobą "fizykę cudu" i współczesną chemię. Dodatkowo, jakby od niechcenia, machnęli origin do miejskiej legendy o czarnej wołdze. Pospoilerujmy więc!
Jak pamiętamy z Żywej wody, kłopoty zaczęły się gdy w radzieckim ośrodku wojskowym stacjonującym niedaleko Wrocławia doszło do wybuchu budynku wskutek czego chemikalia (o nieznanym przeznaczeniu) przedostały się do wód gruntowych skażając okoliczne tereny. A niedaleko bazy biło cudowne źródło o uzdrawiających właściwościach wymykających się wiedzy medycznej. Co więc się stanie, gdy trucizny z fabryki zmieszają się z wodą naznaczoną boską emanacją? Dostaniemy pH neutralne jak po zmieszaniu kwasu z zasadą? Czy których ze 'składników' przeważy? To bardzo ciekawe pytanie, które duet autorski również sobie zadał i wymyślił sobie fajny wynik takiej reakcji, choć - dla celów rozrywkowych - mocno przegięty i miejscami alogiczny. Ale jest widowiskowo i nie zamierzam marudzić!
Zostawmy jednak główną oś - scenarzyści w każdym zeszycie poupychali mikro-ploty i tym razem ich nie zabrakło. Pyskówka między dr Fiszer a panem Palaczem - przednia. Sam pan Palacz, jako przedstawiciel rządu musi wdrożyć procedury, które mają mieć efekt globalny, z poświęcaniem jednostek. Co jest zrozumiałe - ale kamienna i urzędnicza twarz, gdy to wyłuszcza przyprawia o skurcz żołądka. Również nawiązanie do metod stosowanych przez naszych wschodnich sąsiadów zostało skonstruowane rewelacyjnie. Trochę sarkastycznego humoru wnoszą buńczuczne deklaracje o przewadze socjalistycznej nauki nad zabobonami - mimo iż sam jestem technokratą, uśmiechnąłem się z przekąsem gdy Fiszer nabrała wody do strzykawki z zamiarem jej zbadania :) Jedynie rozterki duchowe Langa wyszły sztucznie i mało przekonująco. W tej chwili to postać z lekką dwubiegunówką...
W końcówce padły jakże ważne słowa o zaufaniu. Trzon Wydziału 7 się dociera. To dobrze świadczy na przyszłość. A i sam dyptyk to potencjalna studnia wątków do późniejszej eksploatacji. Mimo iż cudowne źródło zostało zalane betonem - wciąż nie wiadomo skąd brała się jego moc. Dziewczynka przekazana dr Fiszer również może być zarzewiem kolejnych zombie-pochodnych opowieści. Nad czym pracowali Rosjanie? Hmm... w tym temacie można pogimnastykować wyobraźnię.
Za parę miesięcy tę historię dostaną do przeczytania czytelnicy anglojęzyczni. Wszystkich powiązań związanych z lokalnym kolorytem i historią nie wyłapią, ale i tak powinni być usatysfakcjonowani fabułą główną. Aż ciekaw jestem komentarzy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz