piątek, 14 maja 2021

Jastrzębia pieśń. Akt I. (scenariusz i rysunki: Kiriesława, webkomiksy.pl, 2021)

Chce się krzyknąć "Nareszcie!". Polscy fantaści uwielbiają czasy Rzeczpospolitej Obojga Narodów (scheda po Sienkiewiczu trzyma się mocno!); komiksowo chyba woli wcześniejsze mroczne wieki średniowiecza. Artystka ukrywająca się za pseudonimem Kiriesława postanowiła to zmienić. Zakasała rękawy, naładowała tablet i bez kompleksów zaplanowała dłuższą opowieść dziejącą się na początku XVII wieku. Od razu uprzedzam - Jastrzębia Pieśń jest dramatem kostiumowym pozbawionym fantastycznych elementów. Oznacza to także, że historycy znajdą tu mało punktów zaczepienia by skonfrontować wiedzę autorki z ich akademicką znajomością realiów tamtego okresu.

Tytułem wstępu: jestem już starym dziadem, który niedawno zaczął odkrywać świat cyfrowego komiksu. Nie wersji pdf wydań papierowych tylko komiksu od początku planowanego do czytania na ekranach monitorów i smartfonów. To pociąga za sobą inny flow opowieści, inny proces twórczy i inne rozłożenie akcentów. A wiadomo, im człowiek starszy, tym trudniej przyswaja nowinki technologiczne. Jastrzębia Pieśń jest więc moją pierwszą poważną próbą zanurzenia się w nowe medium. Cóż, czasami bywa, że miłość rodzi się w bólach :)

Akt I zaczyna się lekko gra-o-tronowato. W pewnej karczmie już od progu słychać pełne przekleństw nawoływania. To chłopi, o brzydkich twarzach, z widocznymi ubytkami uzębienia naśmiewają się z niepełnosprawnego umysłowo kompana. W pewnym momencie zabawę przerywa bohater naszej opowieści - Lech Wielecki. Szlachcic płaci za pijackie wybryki swojego parobka i obaj wracają do domu. W kolejnych odsłonach poznajemy członków roku Wieleckich, dostajemy fragmentaryczny wgląd w ich historię oraz... dość skomplikowane relacje uczuciowe. Które miejscami aż proszą się o wybuchnięcie. Lecz waćpan Lech jest honorowym człowiekiem - jego umysł zajmują sprawy związane z kiepską sytuacją finansową rodu niż staranie się o syna-dziedzica. Z ciężkim sercem podejmuje decyzję o ponownym zaciągnięciu się do wojska by móc spłacić ciążące na całej rodzinie długi. I jak można się domyślać - bycie słownym, honorowym, prawym i uczciwym człowiekiem nie wystarczy by nie wplątywać się w tarapaty.

Storytelling Jastrzębiej Pieśni przypomina teatr TVP. Postacie charakteryzuje pewna sztywność, nawet sceny akcji nie mają odpowiedniej dynamiki by chcieć scrollować szybciej i szybciej i narzekać, że serwery nie wydalają z transferem. "Kamera" kieruje dużo zbliżeń na twarze, bohaterowie opowieści pojawiają się, wygłaszają kwestie i znikają ustępując kolejnej scenie. Czy to zarzut? Niekoniecznie, to wrodzona cecha slowburnerów, gdzie wymowne milczenia, bądź odpowiednie grymasy twarzy dopowiadają więcej niż kolejne dialogi. Poza tym owa teatralna sztywność pasuje do XVII-wiecznych konwenansów i tłumienia emocji gdyż "szlachcicowi nie wypada". Natomiast Kiriesława umie kapitalnie przedstawić upływ czasu. Dobrze wie, że czytelnik scrollując kolejne kadry najpierw zobaczy ich szczyt a dopiero po sekundzie ujrzy spód. Dziewczyna sprytnie wykorzystuje ten efekt np. przedstawiając zachód słońca - na górze pomarańcz, a ta przechodzi w ciemność wraz z przewinięciem kadru w dół! Skubana dobrze wie, że czytelnik nie widzi od razu całego panelu i kreatywnie to wykorzystuje.

A teraz trochę ponarzekam. Skóra bohaterów błyszczy. Mam uraz po filmowym Zmierzchu i ten zabieg regularnie wprawiał mnie w dyskomfort :) Kreacja Wieleckiego trochę pachnie mi Thorgalem - to ten sam typ samouka we władaniu szablą i łukiem. Ale to błahostki. Inna rzecz przeszkadza mi bardziej - onomatopeje. Tak, wiem że równolegle Jastrzębią Pieśń mogą poznać czytelnicy z całego świata na webtoons, dlatego wszystkie wyrazy dźwiękonaśladowcze są w języku angielskim. Ale ów angielski często wytrącał mnie z imersji, zwłaszcza gdy to opowieść tak mocno unurzana w polskiej historii. Gdyby to był komiks współczesny, zgrzyt byłby minimalny - tu takie rozwiązanie kłuje w oczy. Bynajmniej nie sugeruję twórczyni by w akcie II to zmieniła, jestem świadom procesu 'produkcyjnego', aczkolwiek z kronikarskiego obowiązku wypada to zaznaczyć. Podobnie jak dymki - aż chciałoby się je bardziej dopasować do objętości tekstu. I ten sterczący w kilku aktach lewy wąs Wieleckiego - jako posiadacz pełnego zarostu momentami wręcz cierpiałem!

Jeszcze trochę zajmie mi przyzwyczajenie się do poetyki opowieści webkomiksowych. Komiks scrollowany, z częstym copy-paste (skracającym czas produkcji) wymaga jednak zaangażowania innych części mózgu odpowiadających za wrażliwość. Niemniej jednak Akt I zrobił to co dobre komiksy powinny zrobić - zaciekawił. Kiriesława nakreśliła kilka niezłych postaci drugoplanowych, którym - jak się wydaje - poświęci niezależne wątki a końcowy cliffhanger wydaje się kierować opowieść w dość nieprzewidywalnym kierunku. Ale przede wszystkim strona graficzna. Odwzorowanie przyrody czy wiejskiej architektury - pełne uznanie. Również stroje - mimo że pozbawione kto wie jakich detali - klimatyczne. I nie oszukujmy się - Kiriesława umie w piękne kobiety i przystojnych facetów. Aż chciałoby się zgrzeszyć!

Akt II startuje już w czerwcu! Wpraszam się na lekturę. Nawet z ubłoconymi buciorami! A komiks do przeczytania tu.





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz