Każdy z nas ma ulubionych autorów. Takich, że mimo iż bez problemu możemy wskazać słabe punkty ich twórczości, to wiadomość o nowym dziele każdorazowo podnosi puls. Gdyż lubimy ich sposób patrzenia na świat, wyobraźnię, stosowane środki ekspresji. Dla mnie od kilku lat jednym z takich autorów jest Adam Święcki.
Wydaną w 2015 roku Gaię będę polecał każdemu, komu nie jest obcy oniryczny horror. Przebudzone legendy z tomu na tom stają się coraz lepsze. Jestem świadom, że artysta w portfolio ma kilka komiksów skierowanych dla dzieci, jednak dopiero teraz postanowiłem sprawdzić, jak radzi sobie w tym poletku.
Na tylnej stronie okładki widnieje opis, w którym pada zdanie, że atmosfera i poczucie humoru przypomina książki Edmunda Niziurskiego, Hanny Ożogowskiej i Adama Bahdaja. I nie ma w tym żadnej ściemy. To klasyczna opowieść o rezolutnych dzieciakach, którzy na wakacjach przeżywają barwne przygody. Choć na pewno nie tak barwne jak w Uroczysku Szyszymory. W tym komiksie Święcki spuszcza cugle wyobraźni i bez ociągania rzuca swoich bohaterów w wir fantastycznych przygód. Przy czym autor praktycznie rezygnuje z prologu czy początkowej ekspozycji świata - potrzeba mu przestrzeni na wtłoczenie w fabułę korowodu stworków z słowiańskich podań.
Artysta w swoim komiksie przedstawia wieś, jakiej już dziś prawie (?) nie ma. Jeszcze trzydzieści lat temu, dzieciak, który miał babcię i dziadka na wsi, miał dość proste wakacyjne plany. Rodzice przywozili go do dziadków, machali na pożegnanie i wracali po kilku tygodniach. A tam na pociechy czekały ciężkie do przewidzenia zagrożenia jak atak co bardziej narowistych kogutów czy ból brzucha po zjedzeniu gruszki ulęgałki prosto z ziemi. Niemniej niedogodności z obcowania z lokalną fauną i florą były niczym w porównaniu z benefitami. Seniorzy zazwyczaj wyganiali dzieciaki do rówieśników, a jedyny warunek jaki stawiali to, by wróciły na kolację. Nieskrępowana wolność, choć często okupiona odrapanymi i potłuczonymi kończynami.
Na taką wieś trafia Kacper, bohater Uroczyska. Już pierwszego dnia poznaje Zośkę, starszą dziewczynę z sąsiedztwa, która wybawia go od ataku podwórkowej bestii. Chwilę później trafiają na Bosmana, niezgułowatego dzieciaka. A jeszcze chwilę później cała trójka dorabia się wrogów - lokalnych łobuzowatych wyrostków, którzy tylko czekają na okazję by obrzucić ich jabłkami. Kacper i spółka decydują się ominąć bandę. Ale muszą w tym celu udać się do pobliskiego lasu i nadrobić sporo drogi by bezpiecznie wrócić do domów. Nie będzie to łatwe zadanie, gdyż dość szybko ujawniają się tajemniczy mieszkańcy zamieszkujący okoliczne tereny.
Te najlepsze opowieści dla dzieci nazywamy mądrymi. Kiedy to, oprócz zaproszenia do przygody, uczą. Najlepiej gdy nie robią tego wprost. Komiks Święckiego z całą pewnością można takim nazwać. Gdyż obok klasycznej historii drogi i wypełniania questów, przemyca kilka ponadczasowych wartości. Uczy, że nikt nie jest gorszy i niepotrzebny. Widać to dobrze na postaci Bosmana. To bardzo naiwny i bojący się własnego cienia dzieciak. Ale gdy sytuacja tego wymaga, znajduje w sobie odpowiednią dozę odwagi wybawiając przyjaciół z tarapatów. Trójka głównych bohaterów to znakomity przykład na pracę zespołową - mimo, iż posiadają odmienne charaktery, doskonale się uzupełniają. Uroczysko Szyszymory to także zawoalowany manifest ekologiczny. W niebanalny sposób przedstawia mechanizm równowagi w przyrodzie, gospodarki rabunkowej (postacie Wilkołaków) i kwestie związane z następstwem pokoleń. W pewnym momencie Dziad Borowy wypowiada zdanie "Małe dzieci rzucone w wir zdarzeń, których nie pojmują". Póki co - nie pojmują. Ale grunt został przygotowany.
Adam mruga także do starszych czytelników. W jednym miejscu wkłada nawiązanie do cyklu Przebudzone Legendy, w innym w przewrotny sposób wplata w fabułę bajkę o księciu zaczarowanym w żabę a prolog stanowi specyficzny pastisz Wakacji z duchami. Dość częstym elementem komiksu są muchomory - mam wrażenie, że Uroczysko jest taką pre-psychodeliczną opowieścią, na granicy halucynacji. To nie jest zwykła fantastyczna przygodówka, dużo w niej kadrów, które najlepiej opisałby przymiotnik 'weird'.
Ale też starszy czytelnik może narzekać, że kosztem zbyt szybkiego tempa akcji trzeszczą pewne rozwiązania fabularne. Na które może zwrócić uwagę również rezolutny młody czytelnik. Na początku trójka bohaterów znajduje się blisko domostw, by chwilę później znaleźć się daleko za wsią pod lasem i mając most i rzekę za sobą. Również zadanie zlecone przez Szyszymorę mogło zostać wypełnione bez udziału dzieciaków; szyszki mają tu takie supermoce, że równie dobrze poradziły sobie same. Lecz trzeba pamiętać - to ględzenie podstarzałego blogera, który z roku na rok zapomina, że sam był brzdącem.
Rysunkowo Adam Święcki ma wszystkie atuty w rękach, dzięki którym 'kupi' każdego berbecia. Giętka, dynamiczna kreska, postacie urocze, menażeria fantastycznych stworów skrząca się niesztampowymi projektami, z całą feerią pastelowych kolorów. I dialogi. Zwyczajnie nie chce się opuścić tego lasu, dusza aż się wyrywa by być częścią tej przygody.
W serii Krótkie Gatki ukazały się lepsze komiksy dla dzieci. Bardziej zrównoważone, nie pędzące do przodu z siłą huraganu, lepiej zaprojektowane pod względem przestrzeni. Ale Uroczysko Szyszymory ma coś, co wyróżnia opowieść spośród współczesnych praktyk konstruowania historii dla młodszych czytelników. Urok starych książek Bahdaja, Niziurskiego, Ożogowskiej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz