sobota, 23 kwietnia 2022

300 koron (scenariusz: Mikołaj "Lotgar" Łukasiewicz, rysunki: Artur Biernacki, wydawnictwo Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu, 2022)

Kolejny rok, kolejny darmowy zin od Artura Biernackiego. Tym razem będziemy mieli okazję zanurzyć się w świecie stworzonym przez Andrzeja Sapkowskiego.

Dla Mikołaja Łukasiewicza to scenopisarski debiut. Zadanie miał na tyle ułatwione, że nie musiał budować świata od zera, tylko wskoczył od razu w gotowe uniwersum Wiedźmina. Kto zetknął się choć raz z książkami, grami, czy serialem - bez problemu wyłapie wszystkie konteksty i nawiązania. 

Akcja dzieje się w Redanii. W nie wymienionej z nazwy mieścinie pojawia się oferta dla wiedźmina, warta tytułowe 300 koron. Coś się zalęgło na szlaku kupieckim i zaczęło jeść handlarzy i to coś trzeba ubić. Na wezwanie odpowiada jeden z wychowanków Kaer Morhen. Nie, nie Geralt, choć z podobną paskudną szramą na twarzy. Łukasiewicz nie zdradza nam jego imienia. Poniekąd ta historia tłumaczy, czemu ów wiedźmin pozostał bezimienny. Gdyż zakończenie jest najważniejszą częścią tej krótkiej opowieści. Ukazuje zawód wiedźmiński od codziennej strony, z dala od pieśni bardów i nadwornych kronik. Poza dość nieoczekiwanym finałem to dość prosty w konstrukcji fanfik. Zlecenie na potwora, przybycie do jego leża, walka i zadanie ostatecznego ciosu. Ot, zwykły side-quest w grze komputerowej. Ale w sumie komiks ma tylko 12 stron...

Za to Artur Biernacki ewidentnie rozsmakował się w 'brudnej wodzie'. I zauważam, że jego styl ewoluuje w rejony z powodzeniem od lat eksplorowane przez Marcina Rusteckiego. Z jednej strony chlapie tuszem i operuje umownością, z drugiej kreśli kontury ostre jak brzytwa. A to oznacza dynamikę, nawet kosztem przejrzystości. Autor Ursuli Hammel po raz kolejny udowadnia, że w klimatach mrocznego średniowiecza czuje się jak ryba w wodzie. Ze swadą kreśli fizjonomie postaci, które równie dobrze mogłyby być dobre, bądź złe i nie ma problemu swoich bohaterów ubrać w odpowiednie dla epoki odzienie i rynsztunek. No i potwór... Mimo, iż Biernacki pokazał go w całej okazałości to i tak gra wyobraźni odgrywa tu niemałą rolę. 

Co z minusów? Zastosowany font. Wydaje mi się, że Artur własnoręcznie wlał tekst w dymki. I o ile jego charakter pisma sprawdził się w Kurhanie na przylądku, tu wprowadza poczucie chaosu. Ze względu na ograniczone miejsce, Biernacki musiał fabułę 'gadaną' skondensować - przez co zatarł podział na klasyczne kadry i poeksperymentował z formą. Na stronie czwartej wyszła mu arcypiękna kompozycja, w której lewa strona przedstawia krzyczącą twarz a prawa paniczny odwrót żołdaków próbujących zasiepać bestię. A 'niedbały' font niepotrzebnie zmiękcza jej wymowę. Tak, nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć, czemu ten styl gryzie się z rysunkami, ale.. gryzie mi się; nic nie poradzę.

300 koron jest dobrym shorciakiem, zarówno od strony scenariusza, jak i warstwy graficznej. Historia może i banalna, ale ów banał ma znaczenie w kontekście mitologii wiedźmińskiego świata. Zastanawiam się co sądzić o epilogu 'po napisach końcowych', na ostatniej stronie okładki. Z jednej strony pojawia się w niej dobrze znana postać, z drugiej - to nie do końca potrzebna próba wytłumaczenia finału.  

4 komentarze:

  1. A ja bym się tych literek nie czepiał:) Przy takiej brudnej stylówce, w mojej opinii, komponuje się z rysunkami lepiej niż sterylny font z kompa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko zadbałbym o więcej światła w dymkach, bo się trochę literki duszą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za recenzję i uwagi. Przy kolejnym komiksie napewno będzie lepiej :)

    OdpowiedzUsuń

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...