poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Stefan Wielki Batory (scenariusz i rysunki: Hubert Czajkowski, wydawnictwo własne, 2022)


UWAGA: dzisiejszy tekst będzie recenzją napisaną wg najgorszych reguł. Rozpiszę się czym chciałbym, żeby ten komiks był, a czym nie jest. Ale mam ku temu powód.

Z okładki patrzy na nas mądra, dostojna twarz. Lekko zmęczona, ale bije z niej charakter. To król Stefan Batory, który zyskał przydomek Wielki. Nie trzeba być specjalnym entuzjastą historii, wystarczy wiedza wyniesiona ze szkoły, by mieć mgliste pojęcie o jego dokonaniach. Trwający obecnie genocyd na Ukrainie jeszcze mocniej uwypukla jego zasługi - to władca Polski, który osiągnął największe sukcesy w wojnach Polaków z Rosjanami. Bycie zdolnym strategiem i odpowiednie umiejętności dyplomatyczne w pozyskiwaniu sprzymierzeńców wystarczyły do zaskarbienia sobie przydomka Wielki.

A jak objawiała się wielkość Batorego w codziennym życiu? Jakim był królem dla poddanych? Czy polityka podatkowa, by zebrać fundusze na kolejne wyprawy zbrojne była zrównoważona czy przybierała formę ucisku? Jakim był mężem dla Anny Jagiellonki? Był tym kochającym, czy małżeństwo zawarte z przyczyn politycznych było tylko formalnym związkiem? Miewał chwile załamania, niepewności co do dalszych działań? Często zawierzał swe decyzje Bogu? Jak spędzał wolny czas? Był paranoikiem wszędzie widzącym szpiegów czy ufał swoim doradcom? Czy przydomek Wielki zdobył wyłącznie dzięki sukcesom militarnym, czy posiadał jeszcze jakieś szczególne cechy charakteru, dzięki którym naród polski obdarzył go takim przymiotnikiem?

Nie dowiemy się; ten komiks jest kompletnie nie o tym. Nie przedstawia Batorego jako człowieka. Czajkowski nie próbuje widzieć świata jego oczami. Ba, samego króla jest w tym komiksie niewiele, pojawia się w historii wręcz okazjonalnie. Fabuła komiksu to może niekoniecznie 'przepisywanie wikipedii', ale pierwiastek dydaktyczny odgrywa tu główną rolę. Pocieszające jest to, że autor uzupełnia suche fakty o mniej znany kontekst, kreśli szersze spojrzenie na związki przyczynowo-skutkowe i pokazuje skomplikowane powiązania ówczesnej geografii politycznej. Ale to wszystko powoduje, że komiks nie ma bohaterów. Albo ma ich za dużo. Pojawiają się postacie (z Batorym włącznie), które odgrywają swoje role historyczne, pojawiają się i znikają a czytelnik nie ma okazji nawiązać z nimi żadnej nici empatii. Gorzej - najlepiej nakreślone są czarne charaktery, które przynajmniej wywołują jakieś ślady emocji. 

W Batorym nie istnieje dramaturgia, wydarzenia prowadzą od potyczki do potyczki. Przewracając kolejne kartki oglądamy przegląd dokonań zbrojnych Stefana Batorego (bardzo filmowo pokazanych), ale czyta się o nich bez specjalnego zaangażowania emocjonalnego. Wydawałoby się, że śmierć króla będzie takim finałem, który wzruszy i rozbudzi w czytelniku zarzewie dumy patriotycznej. Cóż... nie zaspoileruję konstrukcji zakończenia. 

Hubert Czajkowski wydał ten komiks własnym sumptem. Wydawać by się mogło, że taka forma wydania pozwoli autorowi na rezygnację z encyklopedycznych ekspozycji i przeniesienie środka ciężkości na człowieka. Wcześniej narysował serię Lux in Tenebris do scenariusza Sławomira Zajączkowskiego, w której widzimy oczami dwojga głównych bohaterów problemy z szerzeniem religii katolickiej w wczesnośredniowiecznej Polsce. I taki sposób opowiadania historii jest o wiele bardziej atrakcyjny niż książkowe fakty z szkieletową fabułą. Tak więc ubolewam, że mając wolność artystyczną Czajkowski nie zdecydował się na próbę stworzenia historii na modłę Bravehearta.

Ale trzeba przyznać, że pod względem graficznym ten album jest... błyskotliwy. Polecę wyświechtanym frazesem, ale Hubert w rysunki włożył mnóstwo serca. Nie chcę zgadywać, ile czasu spędził nad materiałami źródłowymi, ale czuć w jego pracy wiatr historii. Nie ma znaczenia czy chodzi o militaria, potyczki wojenne, stroje postaci, twarze czy lokacje - podskórnie czujemy oglądając kolejne strony, że nie ma w nich ani jednej niewłaściwej kreski czy innego historycznego zafałszowania. Czajkowski tym albumem mierzy w zyskanie określenia 'wirtuoz'. Z jednej strony jest wyznawcą klasycznej szkoły rysunku realistycznego bez udziwnień, ale z drugiej strony - rozpycha ramy konwencji ile może. Cieniowanie, gra świateł, inteligentnie dobrane kolory, użyte fonty stylizujące ówczesne napisy w kronikach i sarkofagach - wszystko to cieszy oko. Choć nie ma co się oszukiwać - najjaśniejsze momenty komiksu to te, gdzie Czajkowski postanawia być efekciarski! W tych kilku całostronicowych rysunkach Huber błyszczy kompozycyjnie. Te kadry (szczególnie ten na dwie strony) to małe obrazy. Mimo iż pełne patetycznych póz, uczucie patetyczności nie występuje. A panel, w którym zachodzące słońce oświetla tylną burtę statku Łaskiego jest dla mnie taką małą perełką, którego alegoryczna wymowa zastępuje kilka stron fabuły.

Żałuję, że Hubert Czajkowski nie zdecydował się na stworzenie historii o człowieku Batorym. Ten prześlicznie wydany komiks przedstawia fragment XVI-wiecznej historii, której ton nadał król Batory. Co sprawia, że komiks mile łechce wrodzone poczucie patriotyzmu, ale niestety oprócz wrażeń wizualnych, nie wznieca żadnych innych doznań. Szkoda.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...