Co lubimy w seriach? Nawiązania do poprzednich części. W zeszycie dziewiątym twórcy każą nam się cofnąć do... pierwszej sceny po prologu Operacji Totenkopf. Będą małe spoilery!
Na KFK wziąłem się na odwagę i dosiadłem do siedzącego na ławce Tomasza Kontnego. Wyraziłem parę zdań uwielbienia jego twórczością, ale wiadomo że rozmowa, wcześniej czy później, musiała zejść na Wydział 7. Ponieważ Kontny oraz Marek Turek byli na festiwalu nieoficjalnie, jako odwiedzający, nowy zeszyt serii nie był wystawiony na sprzedaż, choć fizycznie już opuścił drukarnię. W pewnym momencie Tomasz porozumiewawczo zerknął na walizkę stojącą obok i spytał "chcesz?". Poczułem się jak za czasów komuny, gdzie warto było mieć znajomą w sklepie, która wyciągała spod lady deficytowy towar. Pewnie że chciałem! Miałem nawet możliwość wyboru okładki :) Godzinę później, by odpocząć od gwaru, z kawą w ręku, usiadłem z boku by móc wchłonąć najnowszy epizod. Dość szybko się przekonałem, że ten zeszyt nie można przeczytać ot tak, z doskoku gdyż wymaga wytężonej uwagi czytelnika.
Podczas pierwszej lektury miałem mały mętlik w głowie. Mimo iż główny plot wydawał mi się zrozumiały, potrzebowałem czasu i powrotu do zeszytu pierwszego, by większość trybików zaskoczyła. Twórcy tym razem zdradzają trochę informacji, skąd takie zainteresowanie partyjnych oficjeli Szymonem Wilkiem. Dzięki temu w głowie urosło przekonanie, iż scenarzyści mają zaplanowaną historię na wiele, naprawdę wiele zeszytów do przodu i nic nie jest przypadkowe. Przypadkowe nie jest przede wszystkim miejsce, do którego trafił Wilk po wydarzeniach z Pościgu na E 81. Trauma okazała się na tyle duża, że niezbędne było leczenie psychiatryczne w szpitalu w Górnej Grupie. Czy trafił przypadkowo do celi, w której współlokatorem okazała się postać z Operacji Totenkopf? Możemy tylko zgadywać. Ale owo spotkanie, które zaważyło na losach obydwu panów, jest główną osią Azylu.
Jak ukazać szaleństwo? Jak pokazać sposób myślenia pacjentów dotkniętymi chorobami psychicznymi bądź otumanionymi chemikaliami? Jak pokazać świat widziany ich oczami? To trudna rzecz, szczególnie osobom zdrowym postawić się w ciele pacjentów psychiatryka. Jest kilka dobrych referencji komiksowych, jak owo szaleństwo pokazać, z Azyl Arkham na czele, tutaj twórcy poszli drogą trochę 'budżetową', wsparli się nawiązaniami do kilku znanych filmów, by zdążyć wytworzyć na tak krótkiej przestrzeni klimat schizofrenii. Ale zrobili to bardzo dobrze i inteligentnie!
Relacja między Szymonem a Witoldem przypomina trochę tą panującą między Brucem Willisem a Bradem Pittem w 12 Małpach Terry'ego Gilliama. Pacjenci szpitala w Górnej Grupie reagują na pourazowy i powojenny stres podobnie jak Tim Robbins w Drabinie Jakubowej. Czy sceny z pielęgniarką nie mrożą krew w żyłach co analogiczne w Locie nad kukułczym gniazdem? A główna koncepcja nie jest wynaturzoną abominacją historii z Człowieka, który gapił się na kozy Granta Heslova? Nie mówiąc już o skojarzeniach z Oni żyją! Carpentera i szeregiem x-meno-podobnych obrazów. Zapewne nawiązań i inspiracji można odnaleźć więcej. Absolutnie to nie jest zarzut - scenarzyści mając do dyspozycji 20 stron postanowili zaufać czytelnikowi i jego znajomości popkultury by móc pozwolić sobie na skrótowość w osiągnięciu backgroundu i mieć miejsce na wybrzmienie autorskiego pomysłu.
A tym jest nielinearna fabuła. W pewnym momencie naturalny prąd opowieści pęka i roztrzaskuje w kawałki. Jedna strona nie przechodzi gładko w drugą, czytelnik musi wszystko, niczym puzzle, poukładać sobie w głowie. Paranoiczne doświadczenie - co jest przeszłością, co teraźniejszością, co wytworem chemicznego stanu. Nie jestem pewien, ale mam wrażenie, że dostajemy do wglądu także parę kadrów dziejących się w przyszłości, w zeszycie 10-tym. Nie mogę odszyfrować kim jest strzelająca kobieta w futerkowym, lisim szalu ze środka zeszytu albo zwłoki przy motocyklu kilka stron dalej. Być może tu już konfabuluję i czegoś zwyczajnie nie zrozumiałem, ale owe poczucie zagubienia żre jak cholera i mocno oddziałuje na immersję.
Narysowanie Azylu powierzono Wojciechowi Stefańcowi i to była bardzo dobra decyzja. Artysta znany jest ze swojej oleistej kreski, która tutaj idealnie rezonuje ze stanem psychicznym bohaterów. Mózg, ugotowany chemikaliami, odbiera świat zewnętrzny jako smołę złożoną z bodźców poprzeplatanymi ostrymi, schizoidalnymi kolorami. Ach jak dobrze Stefaniec się czuje w takim miejscu! Efekty specjalne nadnaturalnych efektów, mimo iż proste kompozycyjnie, wychodzą mu prześwietnie. Ma wiele okazji narysować twarze wykrzywione bólem. A te, nawet gdy należą do stosunkowo młodych pacjentów, są stare, gasnące, pozbawione nadziei. I rysownik ma kilka takich kadrów, które długo zostaną w pamięci: figury szachów, "kolorowy" Wilk w lenonkach, partyjni trzymający kieliszki w taki sposób iż wydaje się, że mają cybernetyczne wszczepy, aparat badający oczy i przede wszystkim ten jeden całostronicowy rysunek, który chyba stanie się wizytówką Stefańca...
Sezon 2 ani myśli zwalniać. Hype związany z finałem po tym odcinku wzrósł niemożebnie. A sam zeszyt zdecydowanie do wielokrotnego czytania; nie sposób ogarnąć wszystkiego podczas jednego posiedzenia. Brawa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz