czwartek, 14 kwietnia 2022

Rzeźzin/Rzeźzin spod lady (scenariusz i rysunki: różni twórcy, wydawnictwo własne, 2022)


Antologia Rzeźzin jest dobrym przykładem na głód komiksowego horroru w naszym kraju. Zbiórka na wspieram.to bez problemu wielokrotnie przebiła wymagany próg. Dużo w tym zasługi szefów projektu, Zvyrke i Tomxyza, który przeprowadzili kampanię wzorcowo, stylizując ją na pulpową makabreskę.

Gdy już komiks wyszedł, ci, którzy hojniej wsparli zbiórkę mieli prawo być zachwyceni. Dostali możliwość wyboru alternatywnej okładki, wersję cyfrową w pdf a także Nekrozina - kilkustronicowy 'przegląd prasy', również utrzymany w konwencji podszytej okropnościami czarnej komedii. W antologii dodatkowo zawarto krótkie wywiadziki z zaproszonymi twórcami, w których wskazali swoje ulubione horrory, oraz dołączono całkiem sporą galerię grafik stworzonych specjalnie pod to wydawnictwo. Warto wspomnieć również o wydzieleniu dedykowanych miejsc na autografy i wrysy. Minus wydawnictwa - źle się otwierają strony (zbyt mocno ściśnięty grzbiet) i przez to niewygodnie czyta.

A kto był uczestnikiem Poznańskiego Festiwalu Sztuki Komiksowej 2022, mógł dodatkowo zgarnąć darmowego Rzeźnika spod lady - specjalnie przygotowanego na tę imprezę zina zawierającego dwie dodatkowe historie. Tyle tytułem wstępu, najwyższy czas przejść do sedna sprawy!


Guz (scen.: Tomasz Kontny, rys.: Zvyrke)

Na początek czytelnik jest częstowany mocno kingowską opowieścią. Bohaterem jest pewien hipochondryk, mający awersję do służby zdrowia. Gdy zauważa na swoim ciele podejrzane zgrubienie, nie udaje się do lekarzy tylko bierze nóż i samodzielnie próbuje załatwić sprawę. To prosta w sumie historia o popadaniu w szaleństwo ale podana mocno sugestywnie i sięgająca po pierwotne lęki. Kontny by uatrakcyjnić fabułę, stosuje rozwiązania rodem ze Strefy Mroku. Zakończenie jest przewrotne, raczej przewidywalne, ale po lekturze w głowie zostają zasiane ziarna paniki na myśl, że własne ciało potrafi być największym wrogiem.

Zvyrke zobrazowała tę historię używając raczej stonowanych kolorów. Sceny gore i krwista czerwień występuje w homeopatycznych ilościach - tym razem pierwiastek strachu i obrzydzenia włożyła w ukazanie chorobliwie giętkiego ciała. Gumowata, poddana różnym naprężeniom skóra wyszła bardzo... creepy! Epizod właściwie nie straszny, choć sączący raczej nieprzyjemne uczucia. Czym idealnie spełnia założenia antologii.


Lusca (scen. i rys.: Slaviiik)

Trzy strony bardzo prostej historii. Szyb naftowy, gdzieś w morzu, daleko od lądu. W środku nocy młodszy budzi starszego, by ten zszedł na dolny pokład ustalić przyczyny awarii prądu. A tytuł epizodu jest spoilerem. Odcinek czaruje klimatem i niedopowiedzeniem, gdyż kończy się w miejscu, gdzie powinna zacząć się właściwa akcja. Ale słowa 'czaruje' nie użyłem bezpodstawnie. W eleganckim stylu Slaviiika widzę sporo punktów wspólnych z pracami Marvano. To moje trzecie spotkanie z tym artystą i powoli myślę wstąpić do klubu psychofanów twórczości chłopaka.


Dzień, w którym Edward przestał pić (scen. i rys.: Kamil Dukiewicz)

Kamil Dukiewicz się wielokrotnie odgrażał, że dwuczęściowy Black Hound jest skończoną opowieścią, ale nie wyklucza powrotu do tego świata. I proszę, wiele wody nie upłynęło w Wiśle i dostajemy w łapki historię związaną z Edwardem, bratem Michaela, głównego bohatera BH. Akcja Dnia dzieje się zapewne sporo przed głównymi wydarzeniami i przedstawia tytułową sytuację. Edward, samozwańczo nazywający się koneserem alkoholu, postanawia skosztować samogonu wydębionego od przyjezdnego do Catbrain człowieka.

Dukiewicz opowiedział o tym wydarzeniu w dowcipny sposób. Użył trochę horrorowych dekoracji (cmentarz, trupy, transformacje), ale to rzecz oparta przede wszystkim na slapsticku. Owym lekko czarnym humorem, wpuścił nieco powietrza do poważnej atmosfery Catbrain i ewidentnie poczuł się dobrze w takiej konwencji. Dobry humor udzielił się i mnie. Głupotka, ale sympatyczna. Kamil narysował tę opowieść identycznym stylem co komiks właściwy - co spowodowało że powrót do Black Hound można zaliczyć jako udany.


Spidermaus (scen. i rys.: Przemek Jachnik)

Jest coś przerażającego w zamaskowanych postaciach. A jak jeszcze mają na twarzy maski mające być sympatyczne dla dzieciaków - to już w ogóle mózg pracuje na najwyższych obrotach, podsuwając wizje zwyroli za nimi się kryjącymi. Przemek Jachnik podszedł tym tropem, jeszcze mocniej podkręcając schizoidalność podobnych sytuacji. Oto park rozrywki, w którym postać z pluszową głową myszy próbuje zabawiać rozkapryszonego i rozdartego bachora. W pewnym momencie pada martwa, z jego nogawek wybiera dziwny insekt a spod głowy zaczyna wyciekać zielonawa ciesz. Przybyła na miejsce pomoc nie spodziewa się, że ściągając głowę myszy doprowadzi do prawie że apokaliptycznych wydarzeń. 

Jachnik z lubością jedzie szlamem. Tu absurd miesza się z groteską i wali po oczach undergroundowym przerysowaniem. Twórcę nie obchodzi wyjaśnianie pokazanej sytuacji, ma gdzieś logikę opowieści. To potęga undergroundowych fabuł, w których można przemycić nawet największą niedorzeczność. A Jachnik kreśli całą rozpierduchę tylko po to, by zaprezentować ostatni kadr, który potrafi zmrozić okolice kości krzyżowej (choć jest stosunkowo grzeczny). Niezła rzecz, choć głównie dla fanów twórczości Łukasz Kowalczuka.


The Fry (scen. i rys.: Tomxyz)

Tomxyz ponownie wraca do tematu filmowej Muchy, oscylując wokół możliwości jakie daje hybrydyzacja dwóch gatunków - człowieka i owadów.  W tej etiudzie Seth (?) zyskuje ludzką inteligencję oraz muszą zwinność i siłę. Czy taka kombinacja może stanowić zagrożenie dla rodzaju ludzkiego? Czy owo monstrum zdolne jest do empatii? Czy jest możliwość koegzystencji gatunków? Tomxyz nie ma złudzeń - zakończenie jest brutalne. I przewrotne oczywiście, choć niestety, dość łatwe do odgadnięcia. 

Tym razem brakło miejsca na popisy graficzne. Właściwie tylko pierwsza strona jest 'jakaś' - reszta wygląda jakby została stworzona w pośpiechu. Co prawda rysunki pasują do konwencji a ich programowa umowność jest dobrym nośnikiem do podkreślenia końcowego twistu, ale spodziewałem się czegoś bardziej popisowego.


Sowiet Zombie (scen. i rys.: Wojciech WU Zieliński)

A w tym epizodzie, proporcje się odwracają. Wojtek Zieliński, gdy tylko mocno trzyma długopis w ręku i nie pozwala mu żyć własnym życiem, kreśli rzeczy piękne. Piękne i psychodeliczne. Facet bawi się wszystkim - kolorem, kadrowaniem, poziomem szczegółowości, ostrością rysunku. Z przyjemnością wodzi się wzrokiem po tych wszystkich aspektach technicznych. Szkoda tylko, że fabularnie to część trzecia Sowiet Zombie i bez znajomości dwóch poprzednich epizodów, może być nieczytelna. Inną kwestią jest finał - doceniam zakończenie odcinka i filmowe nawiązania, ale złamanie czwartej ściany w tym przypadku mi nie siadło.  


Dzień operacji przegrody nosowej (scen. i rys.: Zealot)

Ach, och, hype jest! Nowy komiks typa co Słodkich Chłopaków zrobił. Na pewno wymyślił coś pokręconego! No i wymyślił. Dzień świstaka. Tylko pętla czasu wbiła się w mocno nieprzyjemny moment życia bohatera noweli. W dodatku nie ma miejsca ani okazji by zapętlenie fixnąć. Więc trzeba przeżywać tę godzinę na nowo i nowo. W podobnym klimacie był chyba jakiś odcinek Czarnego Lustra.

Zealot nie pokazał tu za wiele swoich graficznych umiejętności (dużo kadrów się powtarza) ale pokazanie historii z perspektywy pierwszej osoby wzbudza zrozumiały strach i obawę przed zaistnieniem podobnej sytuacji z naszym udziałem. 


Pokaż, kotku, co masz w środku (scen. i rys.: Zvyrke)

Odcinek będzie lepiej zrozumiały po lekturze IDK, gdzie niektóre postacie mają swoje debiutanckie wystąpienie. Bez znajomości tego komiksu pozostanie nam obcowanie z chorą wyobraźnią Zvyrke. Co tym razem serwuje? Stosunkowo niewiele - tylko sekcję zwłok wilkołaka, robioną przez szaloną panią naukowiec, która chce zbadać tempo regeneracji poszczególnych narządów. I radzenie sobie z traumą pozostałą po przebytych operacjach. Zakończenie może się wydawać szokujące, z wyjątkiem tych, którzy czytali wspomniane IDK. 

A Zvyrke nie schodzi poniżej pewnego (wysokiego) poziomu, do jakiego od lat nas przyzwyczaiła. Nie inaczej jest i tym razem. 

Intruz (scen.: Dominika Węcławek, rys.: Maciej Pałka)

Kto by się spodziewał, że Węcławek i Pałka wrócą do świata Cesarzowej. A tu proszę, nowy epizod dziejący się w tym świecie. I tak samo enigmatyczny i surrealistyczny. W Empress tytułowa bohaterka przemierzała postapokaliptyczny świat, który gdzieniegdzie przybierał formę industrialnych scenerii. Intruz opowiada historię zamaskowanej wojowniczki, która przyciągana sygnałem pochodzącym od tajemniczej istoty, podróżuje do pełnej żelastwa i rdzy budowli. Tam musi stoczyć walkę ze strażniczką. I podobnie jak w przypadku Cesarzowej - to tylko propozycja fabuły. Ciąg przyczynowo-skutkowy jest tak zagmatwany w niejednoznacznościach, że każda możliwa interpretacja jest jednakowo równorzędna. Co? Jak? Gdzie? Kiedy? Zadawaliśmy takie pytania po zamknięciu Empress, będzie zadawać je i tu. 

A Pałka znów się rozchlapał wracając do tego uniwersum. Trochę szkoda, że postawił tym razem na biel i czerń - są w tym epizodzie takie kadry, że oczy wyobraźni automatycznie nakładają wszystkie te oczojebne kolory znane z fabuły-matki. A ponieważ Cesarzowa przypadła mi do gustu (mimo iż wciąż jej nie rozumiem), Intruza również pochłonąłem każdym możliwym zmysłem!


Sklep mięsny (scen.: Tomxyz, rys.: Zvyrke)

Odważna decyzja! Na okładce antologii wita nas groteskowo uśmiechnięty masarz, a w środku żadnej historii z jego udziałem! Czyżby to postać na tyle przerażająca, że dwie opowieści z jego udziałem postanowiono wydać w rzeźzinowym suplemencie? Pierwsza z historii zabiera nas w... jądro ciemności. Oto pusta ulica miasta, wszyscy śpią a wyludniona miejska arteria w smolistej plamie skrywa nienazwane zło. Bohaterami epizodu są dwaj złodziejaszkowie, którzy postanawiają się włamać do mięsnego. Bardzo mi się podoba pomysł, by nie pokazać postaci, widzimy fabułę z perspektywy pierwszej osoby, słyszymy dialogi, ale nie dane jest nam ujrzeć ani strzępka ciała. Tu głównym bohaterem jest przeszywające chłodem miasto i przyprawiające o dreszcze wnętrze sklepu. 

Zvyrke w tym shorcie wspięła się na wyżyny graficznej imersji. Tworzy klimat za pomocą drobnych szczegółów - a to na szybko skreślony bohomaz na ścianie, a to resztki niedomytego brudu, a to szczur żujący jakieś truchełko. Świetna opowieść przedstawiona za pomocą horrorowej symboliki, która momentalnie kieruje wyobraźnię czytelnika na właściwe tory. Ten epizod KONIECZNIE trzeba pokazać szerszej publiczności, nie można go ograniczać tylko do festiwalowego kolportażu!

Zaplecze (scen.: Zvyrke, rys.: Tomxyz)

Druga z opowieści klimatem nieco przypomina Nocny pociągu z mięsem. To historia o porwanym mężczyźnie, który w swoim zadufaniu postanawia podjąć mini grę psychologiczną z owianym złą sławą Rzeźnikiem. Cóż, końcowy rezultat nie do końca idzie po myśli człowieka... Epizod bardzo dobry, aczkolwiek widziałbym go dłuższym o parę stron by absurdalność sytuacji mogła wybrzmieć bardziej dobitnie. 

Tomxyzowi, który tym razem zająć ster przy tablecie, nie udało się utrzymać klimatu mrocznego miasta (zbyt sterylne rysunki), jednak jego sposób przedstawienia postaci Rzeźnika zasługuje na słowa uznania - próba rozgryzienia powstającego w głowie pytania o człowieczeństwo serial killera pozostaje kwestią otwartą. I otwiera sporo możliwości na potencjalne dopisanie kolejnych krwawych rozdziałów!

==

W Hellraiserze przyzywano Cenobitów, by ci spełnili obietnicę nieziemskich pokładów rozkoszy. W Rzeźzinie mamy jej małą namiastkę! 

EDIT: Rzeźzina spod lady można przeczytać na issuu.

7 komentarzy:

  1. Albo za mało fajerwerków, albo zbyt sterylne rysunki - i weź dogódź takiemu! A tak na serio, świetna recenzja, jak zawsze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostałem dogodzony, tylko z wiekiem robię się czasami ględą :) Wieko skrzyni ani chybi już skrzypi!

      Usuń
    2. Eee tam, ja i tak wolę czytać krytyczne recenzje. Dużo bardziej się trzeba do nich przyłożyć i to widać. Tak jak tutaj, każdy komiks zrecenzowany osobno, szanuję.

      Mam nadzieję, że do festiwalów już się przekonałeś i częściej będziemy się na nich widzieć. Pozdro! :)

      Usuń
  2. Najfajniej wyszła otoczka, w szczególności Nekrozin. Co do samej zawartości, mam mieszane uczucia. Operacja przegrody zupełnie do mnie nie trafiła. Takoż mucha. Slaviik bardzo ładny, ale brakowało mi jakiegoś dobrego fabularnego haka.
    Reszta dobra, ale bez szału. I nie straszy. Prędzej uśmiechnąć się można.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, miałem kiedyś parę snów podobnych do tej z Operacji przegrody, nawet mgliście pamiętam je do dziś - gdy przeżywałem niemiłe sytuacje na nowo i w śnie nie widziałem żadnego sposobu by je przerwać. Przez to poczułem lekką igiełkę w żołądku, gdyż ów short te sny przypomniał. Nekrozina nie czytałem - zwyczajnie mi się gdzieś zawieruszył w stosie komiksów :(

      Usuń
    2. Dzięki za szczerość i za docenienie Nekrozina. Tym bardziej, że mam wrażenie, że nie do końca spotkał się z takim aplauzem na jaki zasłużył.

      A co do Rzeźzina, projekt rozrósł się dużo bardziej niż mogłyby sugerować jego kameralne początki. Faktycznie u zarania pomysłu klimat miał iść w stronę trawestacji horrorowych klasyków filmowych, co widać chociażby po moim komiksie. Dopiero później zdecydowaliśmy, że antologia będzie celowała bardziej w body-horror. Celem było wywołanie szeroko rozumianej grozy przez budowanie nastroju niepokoju oraz wywołanie poczucia wstrętu i ohydy.

      To jak Rzeźzin wygląda dzisiaj jest zapisem drogi pomiędzy początkową ideą, którą odziedziczyliśmy po pomysłodawcy projektu, a tym jaki kierunek nadaliśmy mu sami.

      Jeżeli powstanie kolejna część antologii, będzie zrealizowana w inny sposób, ponieważ wiemy już dokładnie, w którym kierunku chcielibyśmy eksplorować uniwersum Rzeźzina.

      Usuń
    3. @ Misiokles
      Full frontal: ja Przegrody w ogóle nie zrozumiałem. Choć tytuł jest oczywistym tropem, Dzień Świstaka nawet mi nie przyszedł do głowy. Może dlatego że tam bohater powtarzał dzień, ale jednak miał wybór na czym go spędzi. Tu mamy cały czas niby to samo choć trochę inaczej. Najbardziej kupuję to co napisałeś w komentarzu, będę na to patrzył jak na zapis zabiegowego koszmaru. Jestem trochę znieczulony na takie rzeczy, więc nie powinno się według mnie kalibrować czytelniczych reakcji.

      @ Tomas
      Całkiem szczerze, mam nadzieję że powstanie.

      Usuń

Postapo #4: Jacy jesteśmy? (scenariusz: Daniel Gizicki, rysunki: Krzysztof Małecki, Łukasz Rydzewski, wydawnictwo Celuloza, 2024)

To nie "Mad Max". Nie będę ryzykował wszystkiego, by złapać jakichś gości...