czwartek, 6 stycznia 2022

Sowiet Zombi: Dwupak szit (scenariusz: Wojtek "WU" Zieliński, Marcin Bałczewski, rysunki: Wojtek "WU" Zieliński, wydawnictwo Granda, 2022)

Nazwa adekwatna do tytułu. W środku czysty undergroudowy szit. A dla czytelników pamiętających czasy komunistyczne - świetny undergroundowy szit. Młodsze pokolenie szukające w komiksie nieskrępowanych oparów absurdu również powinno być usatysfakcjonowane.

Niedziela, 13 grudnia 1981 roku. Dzień, w którym ogłoszona w Polsce stan wojenny i dzień, w którym brakło Teleranka na ekranach telewizorów. Sowiet Zombi pokazuje historię, którą nie znajdziecie w podręcznikach. Ta zaczyna się od słynnego pocałunku Breżniewa i Honeckera Gierka, który stanowi preludium do wdrożenia w czyn projektu "Jaruzel-13". Sowiecki plan odnosi skutek - ulice Warszawy dość szybko wypełniają się zombi, które składają się wyłącznie z osób walczących z systemem komunistycznym. "Plaga" dotyka nie tylko zwykłych ludzi, ale uznanych światowych twórców i artystów: Wajdy, Niemena; nawet Pasikowski się zaplątał. A z hordami wrogów systemu walczy się znanymi metodami - poprzez odstrzał.

Czas więc na epitety: Sowiet Zombi to komiks dziwny, głupi, pojebany, szokujący, obrazoburczy, infantylny, przerysowany, przaśny, szargający świętości. Do wyboru, do koloru określeń na fabularny szit. Tylko czy... na pewno? Pomysł na fabułę jest absurdalnie intrygujący - w tych dwu zeszytach panowie Zieliński i Bałczewski zebrali esencję niewesołej części historii kraju i postmodernistycznie przezuli ją przez wałki pralki Frani. Gdyż mimo fantastycznego, przerysowanego sztafażu, komiks mówi wiele o Polsce tamtych czasach. O radzieckich mackach w polskim rządzie, o strzelaniu do ludzi, o katowaniu niepokornych jednostek. Z tego też powodu odbiór tego tytułu będzie znacznie lepiej przyjęty przez czytelników, dla których wydarzenia sprzed 40 lat to wciąż historia żywa. Nie dajmy się zwieść pierwszemu wrażeniu i podpuszczaniu autorów, że to shit. To inteligentna, choć stąpająca po cienkiej linie, zabawa z konwencją.

Całość zilustrował zdolny, lecz mocno chaotyczny Wojtek Zieliński. Czytając jego inne shorty miałem czasami wrażenie, że powstały w maniakalnym napadzie rysowania kresek. Tutaj, na szczęście, artysta się skupił na opowiadanej historii i nie dał pójść samopas artystycznym ambicjom. I narysował wszystko kapitalnie, zapełniając kadry świetnymi pomysłami. Tu wszystko gra na dobrze naoliwionym undergroundowym sznycie. Minimalizm, nerwowość, umowność, gore, impresjonizm, psychodelia. Tu na jednym kadrze długopisowe rysunki z tylnych stron szkolnych zeszytów współgrają z schludnymi widokami szarej Warszawy. Umowność rozbryzgiwanej krwi - z detalami elektronicznej maszynerii. Szarość z flamastrowymi inkluzjami. Pierwszy zeszyt został wydany na papierze w antologii 1981 i tam szaleństwa Zielińskiego z przyjemnością studiuje się na papierze. Mam nadzieję, że wydawnictwo Granda zdecyduje się kiedyś wydać tytuł również drukiem.

Takie szitowe undergroudy lubię. Gdyż mimo, iż w środku dużo umarlaków, to o mięsie raczej świeżym i z górnej półki.

PIF-PAF, ładnie się komiksowy rok 2022 zaczyna.




3 komentarze:

  1. Cześć, dzięki za fajną recke!
    Jedna uwaga, Breżniew leciał w ślinę nie tylko z Honeckerem, był bardzo całuśny. W tym przypadku namiętnością obdarzył Gierka.

    Wojtek WU Zieliński 🙃

    OdpowiedzUsuń
  2. A na papierze będzie integral.

    OdpowiedzUsuń

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...