poniedziałek, 24 stycznia 2022

Najemnik Medox (scenariusz: Jacek Dąbała, rysunki: Marek Bielecki, Kultura Gniewu, 2021)


To przykład komiksu pokazujący jak można zarżnąć fabułę źle poprowadzoną ekspozycją, albo... jej całkowitym brakiem!

Historię tego komiksu znają już chyba wszyscy. Powstał w 1991 roku, ale do wydania nigdy nie doszło ze względu na upadający rynek komiksowy okresu transformacji. Przeleżał w szufladzie przez 30 lat, dopiero w tamtym roku staraniem Michała Chudolińskiego, został wyciągnięty na światło dzienne. Szymon Holcman z Kultury Gniewu zgodził się go wydać i tak tytuł trafił na sklepowe półki.

Recenzje są zgodni - Medox jest świadectwem swoich czasów; dziś tak komiksów się nie robi. W tym przypadku będę bardziej brutalny - gdyby się ukazał na początku lat dziewięćdziesiątych, również miałby pod górkę. Gdyż fabuła i konstrukcja Najemnika, jeśli mocniej się w nią wgłębić, mocno się nie klei. Bez gęstych spoilerów niestety się nie obędzie!

Pierwszy problem mam już z tytułem. Najemnik Medox de facto... nie jest najemnikiem. Jest agentem federalnym i wykonuje obowiązki agenta federalnego, tu: łapie przemytników. Dowiadujemy się, że w przeszłości był żołnierzem, zanim został agentem miał inne prace, ale... to nie jest gość do wynajęcia. Owszem, zalazł wielu ludziom za skórę, pewne indywidua chcą go zabić, ale cały czas pracuje do rządu (?) jako fachowiec od łapania przemytników. Inna sprawa, że komiksie pojawia się inny agent federalny Pasquale, ale wątek poprowadzony jest tak, jakby to były dwie różne agencje federalne. Mogę tylko zgadywać, że to inspiracja Funky Kovalem, gdzie tam też były dwie konkurujące zo sobą agencje, ale słowo 'federalne' automatycznie oznacza przynależność rządową. A w Medoxie tak naprawdę nie wiadomo z czym te agencje 'jeść'.

Wspomniałem o źle prowadzonej ekspozycji. Na pierwszych stronach komiksu dostajemy scenę, w której jakiś zbir prawie zabija naszego bohatera. Okazuje się, że to sen. Czy ów sen ma znaczenie dla dalszych wydarzeń? Czy Gringo jest ważny dla fabuły? Nie. To tylko kilka zmarnowanych stron, by pokazać nieco akcji i charakteru protagonisty. Im dalej w fabułę tym takich WTF-ów jest więcej. Medox wbijający na wyścigi latających samochodów na sam finał, z pominięciem eliminacji. Pasquale próbujący skontaktować się z Medoxem, tylko po to, by go ostrzec. Przed czym? Tego się nie dowiemy. Po przybyciu na bazę ochronną Medox mówi, że Don jest jedną z nielicznych osób, którym może zaufać. Who's the fuck is Don? Skąd owo zaufanie, skoro ta postać po prostu pojawiła się ot tak, na pewnym kadrze, bez żadnego wprowadzenia. A jakie są późniejsze relacje Medoxa i Dona, to już głowa paruje. Ktoś może w komentarzach wytłumaczyć, kto załadował minerał na transportowiec i kto wyrżnął całą załogę? Doktor Lucill? Była w zmowie z panią gubernator? I po co było zlecać całą tę robotę Medoxowi? Gdyby trzymać go z dala od tej sprawy i wysłać w inną część kosmosu, to cała operacja skończyłaby się tak samo, a byłaby mniej problematyczna. Medox jest dobry w torpedowaniu szwindli, więc 'logicznym' jest zaproponowanie mu udziału w podobnym, którego jesteśmy częścią, prawda? 

Oj, za dużo tego. Jacek Dąbała chciał wszystkie swoje inspiracje włożyć w jedną historię, ale ewidentnie brakło doświadczenia. Konstrukcja bardzo przypomina tę z Funky Kovala. Tam bohatera również próbowano się pozbyć za bliżej nieznane akcje z przeszłości, ale wraz z rozwojem historii dostajemy logiczne uzasadnienie wrogości - tu mamy sytuację, w której szef służby bezpieczeństwa skrywa urazę do Medoxa, że ten zrobił kuku jego synom przemytnikom. Zapatrzenie się Druunę Serpieriego może mogło przyciągnąć młodocianych czytelników fantastyki, ale dziś tworzenie postaci kobiet, które mają ochotę na bara-bara w sytuacjach, w których myślenie o seksie jest na ostatnim miejscu, wywołuje jedynie odruch facepalmu. Tak, to komiks mocno seksistowski i dobrze, że dziś się już takich nie robi.

Fabuła jest poprowadzona nieudolnie. Ale komiks broni się rysunkami. Marek Bielecki narysował Medoxa elegancką, realistyczną kreską, idealnie pasującą do stylistyki SF. Zapełnił kadry majestatycznymi, pełnymi detali statkami kosmicznymi, niczym Bogusław Polch naniósł szczegóły, które mogły być nieczytelne w druku, ale pod lupą już tak, nie pożałował teł, szczególnie tych we wnętrzach pomieszczeń i całkiem udanie poradził sobie z anatomią. Dziś mało kto pozwala sobie jak tak wycyzelowaną kreskę, jak dla mnie graficznie komiks zniósł nieźle próbę czasu. Może brakuje mu dynamiki, ze stron bije typowo frankofoński stoicyzm, wyobraźnia próbuje nałożyć kolory, ale strona wizualna idealnie została skrojona pod inżynierskie oko. Oprócz okładki; ta jest koszmarna!

Doceniam odwagę wydawcy, choć z drugiej strony inne oficyny również sięgają po podobne ramotki rynku francuskiego, które wciąż znajdują nabywców. Medox pewnie też już zdobył swoich fanów. Mam nadzieję, że podobne znaleziska będą wciąż od czasu do czasu wypływać na powierzchnię. Sam kiedyś pisałem o shorcie z głębokiej szuflady. Nie jest dobry, ale sama podróż w taką polską archeologię jest przyjemnością samą w sobie.


6 komentarzy:

  1. "Jacek Dąbala narysował Medoxa elegancką, realistyczną kreską"

    No, no, noo...
    Autorem rysunków jest Marek Bielecki !!!
    Pamiętam bardzo dobrze jego ilustracje do powieści drukowanej w odcinkach w "Nowej Fantastyce" w latach 90-tych. W takim samym stylu jak te w Medoxie.
    To zresztą były chyba jedyne opublikowane rysunki tego autora. Dziwiłem się, że nie rysuje komiksów. Jeszcze bardziej zdziwiłem się gdy, któryś z ówczesnych redaktorów NF (chyba Parowski) napisał, że Marek Bielecki to przyszła gwiazda polskiego komiksu (czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie, coś w tym sensie). Owszem, jego ilustracje były bardzo komiksowe, ale nie opublikował w NF żadnego komiksu, nawet jednoplanszówki.
    No i po trzydziestu latach okazało się, że jednak nad czymś pracował...
    Eh, polscy autorzy komiksów (i wydawcy). Płakać się chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że Marek Bielecki, dzięki za zwrócenie uwagi! Poprawione. Pisanie o późnej porze nie służy...

      Usuń
    2. Panie kierowniku, w tekście Pan poprawił, ale w tytule wpisu nadal autorzy zamienieni.
      Pzdr.

      Usuń
    3. Teraz to już mi głupio żo to faux-pas! Idę zjeść trującego grzyba :)

      Usuń
    4. Bez przesady, to tylko wpis na blogu :-)
      Po to są czujni czytelnicy, żeby wyłapywać takie błędy.
      Pzdr.

      Usuń
    5. I w nazwisku scenarzysty literówka - Dąbała - nie Gąbała.
      Bardzo przepraszam, już więcej nie będę ;-)

      Usuń

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...