niedziela, 16 stycznia 2022

Postapoland I (scenariusz i rysunki: Bartosz Zaskórski, wydawnictwo Hollow Press, 2021)

 

Jestem jednym z wielu czytaczy komiksów, który do niedawna nie miał pojęcia o istnieniu włoskiej oficyny Hollow Press. A to właśnie w niej ukazał się tytuł z wielkim przyrodzeniem na okładce.

Z tego co widzę przeglądając stronę internetową, Hollow Press wydaje rzeczy dziwne. Im dziwniejsze, bardziej umazane psychodelią i surrealizmem, tym lepiej. Najlepszym odkreśleniem będzie jednak przymiotnik "chore". Na szczęście w pewnym momencie wokół Postapoland zrobił się na tyle wielki szum, że Michał Nowakowski ze sklepu Róbmy Dobrze postanowił sprowadzić do Polski kilkadziesiąt sztuk komiksu i sprzedawać go w akceptowalnej cenie. I tym sposobem wszedłem w posiadanie swojego egzemplarza.

Uprzedzam na starcie: fabuła komiksu nie ma nic wspólnego z Polską. Postapoland to tytuł-klucz i oznacza raczej postapo z Polski, stworzone przez polskiego artystę. A w środku dostajemy bardzo specyficzną wizję zmutowanego świata. Jaka tym razem była przyczyna apokaliptycznej zagłady ludzkości? Ha, autor zdradza tajemnicę już na pierwszej stronie. Na końcu znanego świata na szczycie wielkiej góry znajdowała się piramida z ukrytym w niej grobowcem. W nim pochowano złe Słońce, które nienawidziło wszystkiego. Pewnego dnia zakapturzona postać uwolniła go, a te zajmując miejsce na nieboskłonie zaczęło zmieniać cały znany świat w potworne struktury.

Ale fabuła nie jest najistotniejszą częścią komiksu. Jest nawet świadomie prowadzona w sposób toporny. Zdania, dialogi są napisane prostym angielskim, jakby grafomańskim, bez żadnej finezji, miejscami przypominającym styl 10-latka. Tak jakby nie tylko bohaterowie, ale także narrator wszechwiedzący uległ mutacji. Zniekształceniu ulega nawet sposób opowieści - na przestrzeni 40 stron mamy zarzewia klasycznej opowieści drogi, apokaliptyczne wizje zmienionego świata, sceny mutacji i szafowanie bezkompromisową dziwnością. Historia pokazuje świat z surrealistyczną gracją - strony zapełniają się postaciami, padają pewne nazwy pozbawione kontekstu (np. God Fathers) a przestrzeń wydaje się być pozbawiona jakichkolwiek praw fizyki. Już w warstwie scenariuszowej Bartosz postawił na oniryczność - za to strona graficzna pokazuje, że owe sny to zarzewie somnambulicznego horroru.

Postapoland stoi chorą wyobraźnią Zaskórnego. Już sam punkt wyjścia, że przyczyną mutacji jest gumowate złe Słońce, jest wystarczającą zapowiedzią co dalej. Gdyż kolejne strony przynoszą cały panteon szkaradnych kreatur, których nie powstydziłby się ani H.R. Giger ani Clive Barker. Bartosz zapełnia swoją opowieść abominacjami, istotami o niemożliwych anatomiach i fizjologiach i mutacjami, które wywołują automatyczne obrzydzenie. Dodatkowo często w kadrach umieszcza owo złe Słońce, które cały czas wysyła swoje mutagenne promieniowanie i nieustannie przekształca krajobraz. Nawet w miejscach gdy rysuje 'coś' o minimalistycznych rysach kojarzących się z wesołymi emotikonkami - wrażenie zakażenia nie znika - wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej buduję grozę na zasadzie kontrastu. 

Właśnie - kontrast. Nie sposób nie zauważyć pokręconych zabaw graficznych. Są strony, których nie da się ogarnąć wzrokiem, gdyż zawierają miliony poplątanych kresek (coś podobnego zrobił Andrzej Bednarczyk w Dzienniku Minotaura) a są miejsca gdzie na pierwsze miejsce wysuwają się rachityczno-minimalistyczne, pozbawione teł, kadry. Apokalipsa, która zapanowała w powieści, tak jakby zaczęła naciekać samą formę komiksu powodując że proces mutagenny udzielił się również samemu twórcy. Sprytnie wykoncypowane, jeszcze ciekawiej zrealizowane.

Postapoland wykorzystuje nasz pierwotny lęk przed mutacją i procesami rakowacienia. Wizja ciała, które wyrwało się spod kontroli i zaczyna przybierać zdeformowane kształty jest wysoko na liście przerażających scenariuszy koszmarów. Kreśląc swoją fantasmagoryczną opowieść Zaskórski stara się oswoić ów strach, na tej samej zasadzie, jak robią to dobre filmowe horrory. Dlatego Postapoland jest komiksem bardzo dobrym - wywołuje zaniepokojenie, niesmak, obrzydzenie, ale równocześnie przyciąga wzrok i intryguje nieszablonową wyobraźnią. 

p.s. Istnieje wersja deluxe (droższa) tego wydawnictwa. Z twardą okładką i dołączoną ścieżką dźwiękową na taśmie magnetofonowej. Soundtrack można posłuchać na bandcampie. Barsztosz, aka Mchy i Porosty, uczynił to samo co z komiksem - potraktował nowofalowe, syntezatorowe dźwięki złym Słońcem. Które również wywarło swój mutagenny efekt na wyprodukowane dźwięki. Choć kawałek Ending ma pewne znamiona undergroundowego przeboju!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz