Janusz Pawlak wraca do koszykarskiego pseudonimu i zabiera nas do mało ciekawej wizji przyszłości. Uwaga: spoilery.
Pod koniec XXI wieku rzeczywistość wirtualna stała się codziennością. Naukowcom udało się za pomocą tzw. wszczepek, sprzęgnąć system nerwowy człowieka z elektroniką. Z pomocą nanotechnologii, mikroskopijne ścieżki krzemowe mogą zostać wszyte w dowolny obszar mózgu i połączyć się bezprzewodowo z globalną siecią. Przed ludzkością otwarły się nowe możliwości - dzięki cybernetycznym implantom przekazującym sygnały z zewnątrz możliwe stało się rozszerzenie funkcji wzroku, mowy, pamięci czy węchu a także dowolne blokowanie bodźców z otaczającego świata. Każdy obywatel, decydujący się na wszczepkę mógł doinstalować sobie siedzącego w głowie personalnego asystenta AI - ubraną w customowalny awatar sztuczną inteligencję, będącą pomocną dłonią we każdym aspekcie życia. A gdy sytuacja tego wymaga - potrafiącą przejąć kontrolę nad fizycznym ciałem.
Niestety, nowe możliwości rodzą nowe rodzaje przestępstw. I o jednym z nich opowiada ten komiks.
Gdyż skoro mamy w głowie jakiś hardware, można go shackować i zamienić ludzi w 'zombie'. W takiej rzeczywistości poznajemy Josepha Randolpha, 34-letniego bezrobotnego z Portland. Josh dziś ma pecha. Dzielnica, w której się znalazł jest kontrolowana przez gang tzw. sześćdziesiątek szóstek. A że ów dzień nie jest najszczęśliwszy również dla gangu, to chłopak musi się jak najszybciej przedostać w bezpieczne miejsce. By tego dokonać, musi użyć paru przeprogramowanych zombiaków.
I mimo, iż Biegnij, Joe, biegnij jest mocnym akcyjniakiem - podoba mi się to, że Weatherspoon nigdzie się nie śpieszy i z precyzją konstruuje swój świat przyszłości. W krótkiej przedmowie serwuje kilkanaście zdań inżynieryjnej bazy, a później rozpoczynając opowieść logicznie z niej korzysta. Cała fizyka rzeczywistości rozszerzonej ma ręce i nogi, gdy dochodzi do jej praktycznego zastosowania. Często w podobnych fabułach wyciąga się 'cudowne maszynki', które prowadzą do twistów fabularnych - w tym zeszycie tego nie uświadczymy. Osobną rzeczą są gęsto poutykane mikro-pomysły na futurystyczne gadżety - asystenci AI, hologramy, googlemapsy, prywatne kanały komunikacji. Jestem skłonny uwierzyć, że tak może wyglądać świat za kilka dekad.
Ale czymże by była przyszłość bez jej graficznego przedstawienia? Clarence w tym polu nie poszedł na łatwiznę. Portland 2094 roku jest miastem kontrastów. Gdzieś na horyzoncie mieści się miasto pełne strzelistych, monumentalnych budowli, zapewne zamieszkałych przez bogatszą część społeczeństwa. Ale póki co, służy jedynie za sterylne, fabularne tło. Właściwym bohaterem są slumsy - dzielnica, której mury noszą ślad czasu i popękanego betonu. Kiedyś tętniło życiem - dziś straszy zniszczonymi pustostanami i zdezelowanymi samochodami na ulicach. Pozostaje pytanie co doprowadziło do takiego stanu. Wojna? Pogłębiające się różnice społeczne? A może to efekt przeniesienia do wirtualki, na wskutek czego ludzkość przestała dbać o dobra materialne? Autor nie zawraca sobie głowy odpowiedziami ale z pietyzmem tworzy kadry, dzięki którym prawie, że steruje czytelnikiem, by takie kwestie zaczął sobie zadawać.
Janusz Pawlak wypracował już dawno własny rozpoznawalny styl i w Dziewięciu milimetrach tylko go szlifuje. Facet ma silny darkhorse'owaty vibe, który w tym komiksie mile mi rezonuje z robotą Guya Daviesa rysującego przygody B.B.P.O. Smoki, androidy, spluwy, flaki, pojazdy, terminale, niewyjściowe mordy - rysunki Clarence'a bez problemu kreślą wyrazisty świat, w którym cyberpunk mieści się głównie w głowach obywateli, a świat realny po cichu skamle, umierając. I co ważna rzecz - sam komiks jest kolorowy (choć o dość oszczędnej palecie kolorów), natomiast miasto - czarno białe. To szczegół, ale rzuca się od razu w oczy.
Biegnij, Joe, biegnij jest początkiem większej historii. Nie dostajemy tu właściwej intrygi ani wzmianki czym tytułowe dziewięć milimetrów jest, ale bynajmniej nie jest to leniwy prolog ani rozstawianie pionków na planszy. To kipiący akcją futurystyczny sensacyjniak o typach spod ciemnej gwiazdy, którzy dla szemranych interesów są gotowi bez mrugnięcia okiem wykorzystać życie niewinnych ludzi. Portland A.D. 2094 jest okropnym miejscem do życia, ale Weatherspoon uczynił go fabularnie zachwycającym.
A łatka 18+ z tyłu komiksu jest w pełni uzasadniona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz