sobota, 5 lipca 2025

Ćma: Pierwszy kontakt/Epizod 9/Koi No Yokan (scenariusz: Tomasz Grodecki, rysunki: Grzegorz Kaczmarczyk, Tomasz Borkowski, Kacper Wilk, timof comics, 2024-2025)


Zanim usiadłem do tekstu, kolejny raz przypomniałem sobie ostatnie zeszyty serii. Takie hurtowe 'wchłonięcie' ćmowego uniwersum podbiło plusy serii. Ale też minusy.

Tomasz Grodecki tworząc podstawy swojego świata, od początku przyznał sobie kilka kart-jokerów - wytrychów fabularnych, dzięki którym nie musiał zawracać sobie głowy zwartością wykreowanej rzeczywistości. Już w pierwszym zeszycie pokazał czytelnikowi, że jego wariacja XX wiecznej Polski to konglomerat dwóch epok - dawnej, noirowo-pulpowej i współczesnej, z ze wszystkimi nowinkami technologicznymi i impaktami społecznymi wynikłymi z ich stosowania. Co pozwalało mu na różne eksperymenty formalne - przygody Cypriana Różewicza już zaraz po wyjściu z fabularnego progu, zamiast kierować się do superbohaterskiego finiszu, skręcały na tor zajmowany przez hasła 'surrealizm', 'oniryzm', 'postmodernizm'. Po lekturze drugiego zeszytu byłem pewien, że łatka "superhero" została przypisana serii tylko po to, by móc w światłach fleszy zacząć ją dekonstruować i wykorzystać do zaspokajania eksperymentatorskich skłonności.

Pierwszy kontakt idzie o krok dalej. Wprowadza do arenę nowe rzeczywistości. Grodecki tworzy kolejne multiwersa (tu dla roku 2026 i 2126) by pokazać, iż nieważny czas i miejsce - każda epoka ma swoją Ćmę. Podoba mi się, w jaki sposób Grodecki to rozegrał. Okładka zdradza wszystko. To ufoki porwały Różewicza, dzięki czemu mogliśmy z uprowadzonymi wniknąć w inne wymiary. Ale później Tomasz już odwołuje się do komiksowej wiedzy czytelnika, pokazując mu kilka kadrów nawiązujących do kultowych fabuł superhero. Czym chce powiedzieć - pewne historie są ponadczasowe. Może zmieniać się sceneria, tła mogą wypełniać wypełniać różne gadżety, postacie, okoliczności. Ale "literaturowe" archetypy pozostają te same. 

Epizod siódmy może podobać się z innego powodu. To solidny mózgotrzep. Jest fajne odniesienie do najsłynniejszego polskiego spotkania III stopnia w Emilcinie, kosmici są naprawdę obcy, można się głowić co wydarzyło się w tym zeszycie i próbować zrozumieć klamrę fabularną. A do tego dochodzą kapitalne rysunki Grzegorza Karczmarczyka. Część 'próżniową' zaprojektował rewelacyjnie. Czuć ogrom kosmosu, jego pustkę i śmiertelny chłód. Ground control to major Tom mózg odtwarza automatycznie.

Epizod 9 wprowadza... uwaga! kolejny alternatywny świat. Tym razem jest to nasz, rzeczywisty, ten który widzimy za oknem. Tomasz przytomnie wymyślił intrygę, w jaki sposób Cyprian Różewicz trafił do Warszawy roku 2025. Pomysł jest OK, w klimacie serii, wykorzystujący znane superbohaterskie klisze. Za to jeszcze bardziej OK jest warstwa graficzna. Twórca wraz z Tomaszem Borkowskim wymyślił sobie, że zrobią odcinek w formie kolażu. Borkowski wziął więc zdjęcia współczesnej Warszawy, przepuścił je przez Photoshop po czym dorysował na nich rzeczy 'komiksowe'. By nie za dużo spoilerować - główna potyczka została stworzona na modłę "Kto wrobił królika Rogera?". To trochę osładza fakt, iż Epizod 9 jest najbardziej wątły fabularnie. Ach, nawiązanie do sceny z Dr. Strange'a w multiwersum obłędu z rajdem przez różnorodne wymiary jest jak najbardziej zauważalne - choć dla mnie zagrało trochę memicznie, na zasadzie wincyj! wincyj wieloświatów! Niemniej jednak oficjalne włączenie naszej Ziemi od ćmowego świata wypadło łebsko i naturalnie.

Koi No Yokan na szczęście odpuszcza zabawy z wymiarami i wraca na bardziej przyziemne tory. Ba, zeszyt szósty (choć właściwie nie mam pojęcia jak je liczyć) stawia głównie na fabułę. Akcja tym razem rozgrywa się w Tokyo, do którego przybywa Różewicz w celu rozwikłania pewnej zagadki związanej z dawną miłością. Na miejscu przyjdzie mu zderzyć się z demonami przeszłości. Narysowanie tego epizodu Tomasz powierzył Kacprowi Wilkowi. Kreska Wilka jest najbardziej niezalowa z dotychczasowych ćmowych rysowników, bardziej umowna, nosząca znamiona szybkich ruchów flamastrem, ale uderzająca w percepcję za pomocą kolorów. Widzę w tym zeszycie anty-Sin City. W dziele Millera fabułę opowiadał cień i trzy kolory - tu wszystko się jarzy niczym w stroboskopwej kuli (choć najważniejszy kadr jest również trójkolorowy). Wilkowa wariacja stolicy, mimo, iż niespecjalnie o japońskim feelingu, potrafi popieścić zmysły - jest w tych kadrach coś egzotycznego, filmowego wręcz. A kobiety równie zabójcze. I to jest dobry moment by napisać coś o warsztacie językowym Grodeckiego.

Tomasz dobrze zna ograniczenia zeszytowego formatu. Wie, że nie ma miejsca na klasyczny podział na wstęp/rozwinięcie/zakończenie. Więc eksperymentuje również z fabułą. Umiejętnie operuje ciszą, pozwalając by zabawy z kadrowaniem stały się narratorem. Jeśli już musi włożyć swoim bohaterem jakieś kwestie w usta, stara się by niosły maksimum treści, niejednokrotnie kosztem niedopowiedzeń. Wyczuwam momentami (zwłaszcza w Koi No Yokan) inspiracje scenopisarstwem Neila Gaimana - czyli przerzuceniu części snutej opowieści na erudycję czytelnika, by ten z śladów, wskazówek, odniesień sam złożył sobie w głowie pełniejszą wersję historii. Ostatni zeszyt za pierwszym razem przeczytałem bez researchu co oznacza tytuł. Gdy google mi to wytłuszczyło - historia zaczęła nabierać właściwych rumieńców. Grodecki jest literatem; łatwo wyczuć jego oczytanie i ekwilibristyczną żonglerkę popkulturowymi cytatami. Dzięki temu w kontekście jego serii nigdy nie pojawią się określenia 'błahe', 'miałkie', 'popłuczyny'. Ale coś za coś, skłonności do eksperymentowania są bronią obosieczną.

Cypriana Różewicza nie sa się specjalnie lubić. Owszem, śledzimy jego przygody, ale tak naprawdę nie znamy jego charakteru, nie kibicujemy mu w przygodach, nie ciekawi nas co będzie dalej. Zachwycamy się formą opowieści, stylistyką przedstawionego świata, rodzajem dobranego eksperymentu - ale gdzieś pod tym wszystkim niknie człowiek. Ćma jest więc serią, na którą kolejną odsłonę się nie czeka. Owszem, jak już się pojawi i mamy okazję przeczytać nowy zeszyt - każdorazowo jesteśmy pozytywnie zaskoczeni nowymi środkami wyrazu. Ale odkładamy numer bez tęsknoty, bez podskórnego napięcia o dalsze losy, gdyż wiemy, że na pierwszym miejscu będzie znów eksperyment formalny kosztem prawilnie budowanego worldbuildingu.

Nowe przygody Ćmy od jakiegoś czasu ukazują się w Nowej Fantastyce. Tym samym czasopiśmie, co onegdaj drukowało przygody Ratmana. Między Ćmą a bohaterem Tomasza Niewiadomskiego jest dużo punktów wspólnych - brak reguł rządzącym światem, operowanie surrealizmem, oczekiwaniem nieoczekiwanego i wtłaczaniem do historii całego wachlarzu motywów literacko-filmowych. Wydaje mi się więc, że na łamach NF Różewicz znajdzie sobie stabilne miejsce. Choć z chęcią zobaczyłbym Cypriana w dłużej fabule, takiej gdzie miałbym okazję poznać go lepiej.

Tekst wygenerowany przez misiokles AI na podstawie japońskiego cyfrowego dokumentu otrzymanego od dobrze ubranego scenarzysty. Chyba nie miał wpływu na recenzję; spóźniłem się z tekstem o jakieś dwa miesiące a nie dostałem żadnego ponaglenia! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ćma: Pierwszy kontakt/Epizod 9/Koi No Yokan (scenariusz: Tomasz Grodecki, rysunki: Grzegorz Kaczmarczyk, Tomasz Borkowski, Kacper Wilk, timof comics, 2024-2025)

Zanim usiadłem do tekstu, kolejny raz przypomniałem sobie ostatnie zeszyty serii. Takie hurtowe 'wchłonięcie' ćmowego uniwersum podb...