wtorek, 4 listopada 2025

Dziewiąte echo: Czarcie Pole (scenariusz i rysunki: Luiza Malinowska, wydawnictwo własne, 2025)


Czasami bywa tak, że rysownicy z wyrobionym stylem, zapragną od niego odpocząć i poeksperymentować graficznie. Luiza Malinowska rok 2025 zapamięta jako autorka największej tegorocznej wolty stylistycznej w polskim komiksie. 

Przyznaję się bez bicia - na pewnym etapie przestałem śledzić na bieżąco webkomiks Dziewiąte Echo. Trochę zaczął mi uwierać postępujący brak spójności w budowaniu świata. A to Latia zakochana po uszy po tygodniu od przybycia na nieznaną sobie wyspę, a to potężni magowie, którzy jeśli nie należeli do głównej obsady to nie wiadomo czym się zajmowali, a to tajemnicze czarcie pola, które z groźnych obiektów nie do przeniknięcia downgrade'owały do rangi miejsca, w którym można sobie żyć (Motyle).

I właśnie czarciego pola dotyczy kolejna prequelowa historia ze świata Dziewiątego Echa. Luiza przenosi czytelnika osiemnaście lat sprzed wydarzeń z serii głównej. Theo i Aksio się nie urodzili a akcja chyba dzieje się jeszcze przed konfliktem między Latią a Eonim. Fabuły w tym epizodzie jest niewiele. Ot, z jakiegoś powodu otwiera się na moment portal w pierwszej Arkadii, wpada tam na chwilę młody Eoni, znajduje nieprzytomną tajemniczą dziewczynę, wynosi ją a przejście się zamyka. Aha, czarcie pole też tam występuje. Głównie po to, by dokuczyć trzecioplanowym postaciom.

Pod względem fabuły, komiks jako samodzielny byt nie broni się w ogóle. Zbyt dużo odniesień do serii głównej czyni go niezrozumiałym dla przypadkowego czytelnika. Szczególnie, że Malinowska operuje zdawkowymi dialogami, których sens ukryty jest w historii nadrzędnej. Nawet pewne elementy graficzne pozbawione kontekstu, nie mają szans wybrzmieć właściwie. Choćby jeansowe spodenki u uratowanej dziewczyny. Skąd współczesny nam element ubioru w świecie fantasy, gdzie królują płaszcze i kaptury? Ano właśnie z powodu bardzo fajnego mikro wątku głównej fabuły, w którym to sporadycznie zderzają się dwa światy. Za to miłośnicy serii dostaną tu (w dość telegraficznym skrócie) genezę kilku postaci, których losy śledzą od pierwszych odcinków. Choć nawet im Luiza nie ułatwia sprawy, gdyż nad całością cały czas unosi się duch enigmatycznych połączeń przyczynowo-skutkowych.

Czy więc to jest komiks wyłącznie dla zagorzałych fanów? Nie, warto sięgnąć po tę pozycję dla rysunków. Do tej pory Luiza spokojnie rysowała sobie swoją opowieść na komputerze i mimo ciekawych pomysłów na fantastyczną architekturę i efekty specjalne związane ze scrollowaniem webtoona, by utrzymać regularność w publikowaniu kolejnych odcinków, tworzyła w stylu 'poprawnym'. Dość szybko wykształciła swój charakterystyczny styl, ale machina produkcyjna pozostała nieubłagana - dość płaskie gradienty kolorów i recykling kadrów potrafiły przykryć wielokrotne próby wywołania efektu 'wow'. Nie wiem więc, co się zadziało, że przed przystąpieniem do rysowania Czarciego pola Malinowska uparła się, że kolejny komiks będzie czarno-biały pod hasłem 'Andreas rysuje mangę'.

Tak, ten Andreas, od Rorka. Ten od kadrów z milionami drobnych kresek i drobiazgowo przedstawianej archutektury. Malinowska zapragnęła sobie trochę poandreasować i rezultat wyszedł jej... niczego sobie! Mogę tylko zgadywać że jej ulubionym komiksem niemieckiego rysownika jest Cmentarzysko katedr. W Czarcim polu Luiza nakrtoeśliła ruiny pewnego katedropodobnego budynku, którego elementy wiszą w powietrzu trzymane razem dziwną siłą (toć to patent z Rorka 1!). Ale to dopiero początek - ponieważ w tym miejscu zdaje się działać inna fizyka,  autorka poeksperymentowała również z panelami, dostosowując je do konstrukcji figur niemożliwych bądź rysując je na wzór stożków promieni świetlnych. Benedyktyńską pracę widać również w "spokojniejszych" kadrach. Przyroda, wilki, pierzaste stworzy noszą znamiona żmudnego skrobania rysikiem. Jedynie postacie ludzkie są ewidentnie inspirowane mangami, ale to akurat cecha stała w twórczości Luizy. Sam komiks został wydany na lekko szarym, bynajmniej nie kredowym papierze. W porównaniu do cyfrowej sterylności, fizyczne wydanie nabrało miłej dla oka ziemistości.

Więc nie narzekam, że niewiele zrozumiałem z fabuły Czarciego pola. Gdyż jak przystało na magiczne miejsce, czarcie pole zostało narysowane w równie magiczny sposób. I mimo, iż to zapewne  jednorazowy zryw artystki na taki hiperrealistyczny styl graficzny, to... fajnie mieć "Andreasa w domu".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziewiąte echo: Czarcie Pole (scenariusz i rysunki: Luiza Malinowska, wydawnictwo własne, 2025)

Czasami bywa tak, że rysownicy z wyrobionym stylem, zapragną od niego odpocząć i poeksperymentować graficznie. Luiza Malinowska rok 2025 zap...