Kamil Dukiewicz wraca do Catbrain! Ale na całkowicie nowych zasadach.
Rok temu autor zapowiedział, że chodzi mu po głowie antologia Black Hound Tales, gdzie kolejne zeszyty byłyby niezależnymi historiami dziejącymi się w szeroko pojętym uniwersum Black Hound. W pierwszym Rzeźzinie dostaliśmy shorta z Edwardem, bratem Michaela w roli głównej, a niedawno premierę miał 30 stronicowy zeszyt, w którym główne skrzypce gra Syd Harrison, wnuk Toma i Jen.
Akcja Hush Shiver & The Black Hounds dzieje się współcześnie, choć (chyba) jeszcze przed erą telefonów komórkowych. Syd gra w kapeli metalowej, która powoli sobie wyrabia renomę na lokalnej scenie muzycznej w Catbrain. Ich najlepszy numer to Blood of the Werewolves, oparty na wydarzeniach z przeszłości miasta. Mało kto wierzy w tamtą historię, opowieści sprzed pół wieku są ze zrozumiałych względów traktowane jako miejska legenda. Jednak tajemnice miasteczka przypominają o sobie podczas brzemiennego w skutkach koncertu w hali na obrzeżach mieściny.
To bardzo mądrze skonstruowany spin-off. Mimo iż dzieje się wiele lat po wydarzeniach z serii głównej, to Kamilowi udało się sprytnie porozmieszczać rozmaite fabularne powiązania. Uczynienie jednym z bohaterów potomka jest dość ogranym zabiegiem, ale łączących, bardziej finezyjnych, sznureczków jest o wiele więcej. Dowiadujemy się skrótowo jak wyglądały dalsze relacje między ludźmi a wilkołakami a jednocześnie mamy okazję przekonać się, że świat Black Hound składa się z bardziej rozbudowanego bestiariusza. I Kamil ma pewną ważną rzecz do przekazania, którą ujął w przedostatnim kadrze.
A jednocześnie to zeszyt o muzyce. Dukiewicz oddaje w tym zeszycie hołd swojemu ulubionemu gatunkowi muzycznemu. Ubiera swych bohaterów w jednoznacznie kojarzące się z tą subkulturą stroje a poprzez dialogi, w dowcipny sposób ukazuje życie lokalnego bandu rock'n'rollowego. I robi to z kompletnie innym podejściem niż koleżanka po fachu Zvyrke. Tam również rockowa codzienność była jednym z filarów opowieści; Dukiewiczowi chodzi mniej więcej o to samo, ale niekoniecznie w aż taki przerysowany sposób.
Gdyż kreska Kamila robi się coraz bardziej elegancka. Chłopak ma już na tyle pewną rękę, że swobodnie odnajduje się w każdym środowisku. Są panele, gdzie narysował swoich bohaterów w zbliżeniu, w szale muzycznym i gdzie bez problemu uchwycił wszystkie emocje towarzyszące dźwiękowej ekstazie. Ale też równie często oddalił kamerę, rysując tłum. I również w takim przypadku, poprzez umowne machnięcia tuszem, dobrze oddał wygląd stworzonych postaci. Praktycznie nie uświadczymy już sztywności anatomicznej, która potrafiła miejscami wytrącić z lektury w serii głównej - jedynie potknięcie jakie zaobserwowałem to nie najszczęśliwsze odwzorowanie buzi wilkołaka; ta jest bardziej komiczno-sympatyczna niż straszna.
Udany powrót, bardzo dobry spin-off. Co prawda fabuła nie jest tak gęsta co w podstawowej dylogii a główna tajemnica raczej ograna, ale tak właśnie powinno się poszerzać swoje własne uniwersum!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz