niedziela, 6 listopada 2022

Dwa gwoździe #3 (scenariusz i rysunki: Ottoich, wydawnictwo Rebel, 2022)

W tomie trzecim Ottoich korzysta ze wszystkich sprawdzonych patentów zawartych w dwóch poprzednich odsłonach. I coraz sprawniej nimi żongluje.

Na zawartość zeszytu trzeciego znów składają się dwie historie, mające zaczepienie w historycznych faktach bądź średniowiecznych mitologiach. W sumie autor już zdążył przyzwyczaić czytelnika, że za jego opowieściami stoi jakiś background, skrótowo przedstawiony w komiksie przez piekielnego skrybę. Warto samemu poszperać w źródłach, by nabrać szerszego kontekstu. Albo by porównać inspiracje. W pierwszej historii Diabelskie tańce pojawia się postać Szczurołapa z Hameln. Można więc po lekturze Dwóch gwoździ zabrać się za Miazmę Mateusza Wiśniewskiego i Łukasza Mazura by naocznie zobaczyć odmienność podejścia stylistycznego do tamtych wydarzeń. Niemniej jednak Ottoich w tym tomie wyraźnie pokazuje swą najmocniejszą 'broń' - umieszczanie mitologicznych postaci drugoplanowych w nowym, intrygującym kontekście. 

Opowiadanie drugie Diabeł w kurniku wprowadza na arenę Mistrza Twardowskiego. Tak, tego szlachcica, który zaprzedał duszę diabłu. Poznajemy go już po podpisaniu kontraktu, ale jeszcze przed sławetną wizytą w karczmie. Ottoich zrezygnował z klasycznego przedstawienia jego wizerunku; w komiksie to otyłej postury mag dosiadający kurioliszka. Ale i tak cała uwaga jest skupiona na jego słudze - diabełku Węgliszku. Ależ autor go pięknie (i cudacznie) zaprojektował! I nadał mu uroczego charakteru (trochę przypomina Toudiego z Gumisiów). Na drugim biegunie stoi demon Nyja. Ottoich udanie oddał jego nieustaloną płeć i uczynił z niego postać być może kluczową dla całej fabuły. To z jego ust pada zdanie, które być może zdradza całą dalszą fabułę...

Gdyż w całej tej zabawie mitologicznymi kęsami, Ottoich nie zapomina dostarczyć czytelnikowi kolejnych informacji o cichej walce między Błotnikiem a Lucyferem. Biedny Błotnik, autor wyjątkowo nie oszczędza go w tym tomie. Ba, w pewnym momencie robi nam się go zwyczajnie żal za sytuację, w której się znalazł. Intrygować zaczyna Torngarsuk - do tej pory mrukliwy obserwator poczynań przyjaciela. Tu okazuje się, że musimy zrewidować o nim wyobrażenie i zacząć traktować go jako nowego i przebiegłego gracza w infernalnej intrydze. A ta komplikuje się coraz bardziej - Lucyfer kolejny raz manifestuje swoją potęgę a mikro-cliffhangery na końcu każdego z dwóch opowiadań zapowiadają kolejne zwroty akcji.

Warto podkreślić, że i tym razem twórca w swoje bajania przemyca ciekawe, choć nieco zawoalowane kwestie, jak taniec jako wyraz buntu społecznego czy zjawisko syndromu sztokholmskiego. Co prawda, trochę raziły mnie współczesne wtręty w dialogach, ale chyba były konieczne, by kolejny raz przypomnieć, że akcja komiksu dzieje się właściwie niezależnie od upływającego czasu i każde skoki w przeszłość są naturalne. 

Aaaa...! W końcu dostajemy hinta, o co może chodzić w tytułowych Dwóch gwoździach. Na razie wytłumaczenie jest mocno filozoficzne, bez wyraźnego związku z fabułą, ale jest szansa na pociągnięcie tego wątku w przyszłości.

Graficznie Ottoich szaleje coraz mocniej. Autor wie, że jego dzika wyobraźnia znalazła uznanie w oczach czytelników i jeszcze bardziej podkręca śrubę dziwaczności. Objawia się to na każdym kroku - a to w projektach postaci, nietypowych ustawieniach kamery tudzież wysmakowanymi aranżacjami scen. Już sama okładka przyciąga wzrok quazi-barokowym przepychem. Bardzo lubię ostatni kadr ze strony 41 - unoszący się nad ziemią Błotnik jest ukazany w pozycji mocno mesjanistycznej. Inny przykład - strona 15 i lewitująca Zaraza. W jej powykrzywianej anatomii widać bezsilność i zgrozę w wykonywaniu poleceń siły wyższej. O stronie 34 pisałem wcześniej, postaci Węgliszka nachwalić się nie mogę. O płaskich i psychodelicznych kolorach nie wspomnę - te pozostają niezmienne od początku i mam nadzieję, że twórca nie będzie nic w nich majstrował aż do końca. Toż to jeden z flagowych 'gwoździ' serii!

Ottoich znów to zrobił. Sprzedał mi trzeci raz swoje brzydkie rysunki i chore wykwity umysłu. I znów jestem ciekaw, co dalej!



3 komentarze:

  1. Ile to ma stron? Bo na Gildii, niestety, nie ma tej informacji. Poprzednie miały po 56 - no nie jest to tanie przy takiej objętości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Torngarsuka w poprzednich tomach się bali. Błotnika nikt się nie boi :-). Na ten moment widzę go jako wabik, ale jestem gotów dać się zaskoczyć.
    Świetny tomik, wyczekuję na czwarty.

    OdpowiedzUsuń

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...