Ten tytuł nie jest aż tak cringe'owy, jaki się wydawał być po przeczytaniu materiałów reklamowych.
Jeszcze dwa tygodnie temu nie wiedziałem kim jest Witold Gadowski. Ale pewnego dnia na grupie Komiksy bez granic dosyć bombastycznie zareklamowano ukazanie się tego tytułu ("koniec głaskania po plecach, to komiks, który namiesza!"). Siłą rzeczy trzeba było trochę pogooglować. I wow, to bardzo utytułowany dziennikarz śledczy! Karierę zaczynał w TVN, dziś działa głównie w konserwatywnych mediach (wSieci, Niedziela). Autor wierszy, piosenek, powieści i reżyser filmów dokumentalnych. A po lurkowaniu po profilu FB autora, zgaduję, że to postać popularna w kręgach ludzi węszących wszelakie teorie spiskowe. Teraz Gadowski z jakiegoś powodu postanowił się sprawdzić w nowym dla siebie medium, jakim jest komiks.
"Po przeczytaniu Zarazy z Wuhan nic już nie będzie takie samo. Spojrzysz na świat inaczej... tak jak patrzą na niego ci, którzy wiedzą" - głosi opis z tylnej okładki. Do lektury podszedłem jak do jeża, jak to zwykle bywa przy obcowaniu z wszelakiego rodzaju dzieł ludzi 'wiedzących'. Wziąłem komiks do ręki, otworzyłem, a na stronie tytułowej przywitał mnie miły oku rysunek przedstawiający panoramę miasta i latającego nad nim nietoperza. A sama historia zaczyna się od... pożaru katedry Notre-Dame w 2019 roku. Fabuła komiksu obraca się wokół dwóch przyjaciół, absolwentów Wydziału Biochemii Uniwersytetu Pekińskiego - Gabriela Liona i Li Wenlianga. Obaj panowie to zdolni młodzi naukowcy, których marzeniem jest uczynienie z Państwa Środka przyjaznego do życia kraju. Splot pewnych wydarzeń powoduje, że Lion dostaje pracę w nowoczesnym laboratorium w Wuhan a Wenliang przekazuje amerykańskiemu wywiadowi tajne informacje o działaniach chińskiego rządu.
To nie jest komiks o tym, że Covid to ściema. Gadowski wyznaje teorię, że SARS-Cov-1 został wyprodukowany w laboratorium i jak najbardziej jest zabójczy. Autora w tym tytule nie interesują żadne gospodarcze, medyczne i polityczne reperkusje wywołania pandemii. O dziwo, podszedł do problemu bardzo literacko i napisał opowieść o zwykłych ludziach, których życie zostało wrzucone w krąg wielkiej (i niezrozumiałej) polityki. Stworzył komiks sensacyjny, w którym zaraza jest bohaterem trzecioplanowym. Na pierwszym postawił polityków, grę wywiadów, tajemnicze zniknięcie i kilka trupów. Dołożył do tego nieco akcji, odrobinę obyczajówki oraz... wątek polski.
Spodziewałem się przeglądu szurskich teorii, spisków BigFarmy, planów depopulacji społeczeństw. Na szczęście Zaraza z Wuhan okazała się opowieścią z gatunku political fiction próbującą w fabularyzowany sposób przedstawić, kto i po co stoi za covidową pandemią. O ile komiks całkiem znośnie odpowiada na pytanie 'kto', gorzej z odpowiedzią 'po co'. W pewnym momencie pada dialog, że wirus zmieni całkowicie układ światowych sił i że patogen został zaprogramowany by działać na pewne zestawy genów - teraźniejszość mocno weryfikuje te tezy, szczególnie teraz, gdy wojna rosyjsko-ukraińska przemeblowuje świat w większym stopniu niż koronawirus.
Ale z komiksu wyłania się inna prawda. Można być dobrym, uznanym pisarzem i filmowcem. Ale nie oznacza to, że nabyte w tamtych dziedzinach umiejętności można z powodzeniem zastosować w komiksowej poetyce. W Zarazie wiele rzeczy nie działa, jeśli chodzi o sprawy techniczne. Komiks pod względem emocjonalnym ani ziębi, ani grzeje. Uczynienie z Wenlianga katolika jest elementem pozbawionym znaczenia fabularnego. Gadowski wprowadza mnóstwo postaci, często skacze w czasie, przestrzeni i w 'kronikarski' sposób posuwa akcję do przodu. Co powoduje, że w historii kompletnie brak napięcia, jakie jest konieczne w dobrym sensacyjniaku. Rzeczy dzieją się, bo scenarzysta tak chciał a nie wynikają z logicznych przesłanek.
Aleja Komiksu podaje, że Łukasz Lenda narysował trzy, raczej niszowe komiksy; ostatni z nich został wydany w 2011 roku. W Zarazie pod względem graficznym radzi sobie dobrze, chociaż nierówno. Do niektórych kadrów się przyłożył, niektóre machnął jakby od niechcenia. Chyba najmniej uwagi poświęcił chińskim krajobrazom, nie raz miałem wrażenie, że oglądam Warszawę. Ale ogólnie podoba mi się jego nerwowa, drapieżna kreska, o undergroundowych inklinacjach. Świat polityki jest 'brudny' i ów brud udało się Lendzie udanie przekazać - poprzez stonowaną paletę kolorów, szereg zbliżeń na gadające głowy i przytłaczające ciężkim klimatem kadry. Czasami szwankuje anatomia w dynamiczniejszych scenach, ale ogólnie człowiek czuje komiksowe rzemiosło.
Szkoda, że stronę edytorską potraktowano po łebkach. W komiksie brak stopki. Użyto fatalnego fontu a liternik kiepsko wlał dialogi w dymki, ma to znamiona fuszerki. Co trochę gryzie się ze profesjonalizmem Witolda Gadowskiego, który pewnie chciałby, żeby jego nazwiskiem sygnowano produkt równie profesjonalnie wydany. Widać także, że to nie tytuł dla czytelników komiksów. Każdy, kto przerobił serie XIII, czy jakąkolwiek sensacyjną rzecz od Briana K. Vaughana czy Eda Brubakera, rozczaruje się brakiem wyrazistych postaci, których losy chce się śledzić. Wydaje mi się, że komiks kupią głównie fani Gadowskiego. Jako wydawniczą ciekawostkę, zbierającą najważniejsze teorie autora w przystępną całość.
Z tej opowieści mogłaby być niezła książka. Starczyłoby wówczas miejsca na pogłębioną psychologię postaci, jakieś zwroty akcji bądź płynniejszy storytelling. Kto wie? Może byłby to tytuł o podobnej sile rażenia co Nielegalni Vincenta V. Severskiego? A tak to dostaliśmy trochę bieda-odpowiednik Dana Browna.
Nic o Shwabbie? Agendzie 2030? New World Order? Trochę smuteczek.
OdpowiedzUsuń