Pamiętam pierwsze zajawki przy okazji nagłośniania zbiórki na druk tego tytułu. Jakoś nie byłem przekonany czy chcę czytać pierwszy komiks o wędkarstwie. Zajęcie to kojarzy mi się z siedzeniem w miejscu przez parę godzin i gapieniem w spławik. Automatycznie przyjąłem że twórcy przyszykowali obrazkowy ambient poprzetykany wędkarskimi technikaliami.
Jakiś czas później na jednym ze spotkań Rzeszowskiej Akademii Komiksu miałem możliwość wziąć w łapki egzemplarz i szybko przekartkować. Wystarczyło, by przekonać się, jak mocno moje wyobrażenia minęły się z rzeczywistością. A komiks, mimo iż darmowy, wcale nie było łatwo dostać. Ale dzięki wsparciu autorów na patronite, udało się.
Ten karpiowy do klasyczny komiks obyczajowy. Już na pierwszej stronie autorzy zawiązują właściwą akcję. Bartosz Fikociński cieszy się na widok spędzenia z synem Szymkiem męskiego weekendu nad jeziorem z wędkami w rękach. Niestety, żona Marta torpeduje plany, postanawiając że wraz córką Laurą dołączy do wycieczki. Fikocińskim pozostaje więc spakowanie manatków do ciasnego auta i wezwanie dziadków by przekazać im klucze do domu.
Co mnie urzekło - Agnieszka nie od razu pozwoliła swoim bohaterom dojechać nad jezioro i rozłożyć sprzęt by móc zacząć przemycać branżowe informacje. Po drodze wpakowała ich w różne komiczne perypetie. Z gatunku tych życiowych, które są efektem albo złośliwości przedmiotów martwych albo zwyczajnego ludzkiego gapiostwa. A i w docelowym miejscu rodzina niekoniecznie zaznaje spokoju. Tuż obok osiedli się inni wędkarze, wyznający inne wartości niż familia Bartosza i Marty. Ostrowska-Błońska, tworząc komiks edukacyjny, mimo wszystko postawiła na przygodę starając się nie zanudzać czytelnika. Należy się tu pochwała - dość sprytnie przemyciła do opowieści rozmaite informacje dotyczące zrównoważonego i ekologicznego wędkarstwa; te nie kłują w oczy ani zbytnią nachalnością ani topornością.
Ale też można dostrzec kilka scenariuszowych zgrzytów. Postacie są zbyt stereotypowe, przez co przewidywalne w swoich zachowaniach. Co najbardziej zgrzyta w cukierkowym happy-endzie (ale zapewne na finał narzekać będą jedynie starzy ramole). Kuleje również rozpisanie ram czasowych - z jednej strony pada informacja, że to weekendowa wyprawa, choć przekazanie klucza dziadkom może świadczyć o dłuższej nieobecności. Niemniej jednak nie ma co narzekać na tempo opowieści bądź rozpisanie charakterologiczne postaci - może i są nakreślone grubą kreską, ale dopasowane do wieku i profesji bohaterów.
Kreskę Pawła Błońskiego trzeba określić najbardziej znienawidzonym przez recenzentów słowem - sympatyczna. Mocno cartoonowa, wystarczająco giętka by być dobrym nośnikiem fabularnego komizmu, pozbawiona anatomicznej sztywności i nadająca mięśniom pożądanych wyrazów twarzy zsynchronizowanych z fabułą. Ale z drugiej strony pozbawiona ciekawszych eksperymentów z kadrowaniem (niedosyt szerszych kadrów czy brak całostronnych kompozycji kosztem upakowania fabularnego) i przyozdobiona dość mocnymi komputerowymi gradientami.
Małżeństwo Błońskich stworzyło mainstreamowe czytadło. Takie na poziomie polsatowsko-tvnowskich komedii obyczajowych. Czyta się dobrze, szybko, uśmiecha do humorystycznych sytuacji i solidaryzuje z bohaterami o podobnych osobowościach. Równie szybko też zapomina, ale bez poczucia straconego czasu. W dziedzinie komiksów obyczajowych Ten karpiowy ma ogromną konkurencję, w działce komiksów edukacyjnych powinien poradzić sobie nieźle (przyjmowanie informacji czym jest przypon karpiowy z fluorocarbonu nie wywołuje odrzucenia), jako prezent dla dzieciaka również zda egzamin. A dla (początkujących) rybaków jest część teoretyczna.
Nie mam nic przeciwko takim niezobowiązującym, dość sprawnie napisanym czytadłom. A Fikoty family dodatkowo punktują mało wyświechtaną w literaturze tematyką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz