W drugim zeszycie przygód Oscara Greena autor mozolnie buduje świat przedstawiony.
Pierwsza odsłona komiksu Lepieszkiewicza dała nam podstawowe informacje czego możemy się spodziewać po serii. Poznajemy Oscara, potężnego misiowatego człowieka, który pracuje w firmie zajmującej się pozbywaniem niecodziennych kreatur. Wydawałoby się, że kolejna część przyniesie nam nową sprawę, a tu zonk! Adam postanowił skupić uwagę na relacji panującej między Greenem a jego tajemniczym szefem. I przy okazji powiedzieć coś więcej o charakterze Oscara. Co ciekawe - autor operuje głównie niedopowiedzeniami. Czytając wiemy, że jest coś 'na rzeczy' ale nie wiemy co. I to sprawia, że lekturę zeszytu kończymy w przyjemnym odczuciem niedosytu.
Ale żeby nie było: #2 przynosi nam również paranormalny wątek. O tyle niestandardowy, że jest dziełem przypadku. Ot, Oscar znalazł się w złym czasie i nieodpowiednim miejscu. Chyba - nic nie wskazuje na to, by wydarzenia z tego numeru były zaplanowane, choć też nic nie wskazuje, że nie! Ogólnie jest wyczuwalna u Adama pewna krępacja scenariuszowa. Chłopak wydaje się być jeszcze niepewny swego pióra i na razie nie widać śladów żadnej intrygi, będącej nitką spinającą kolejne zeszyty. Również boi się mocniej wchodzić w worldbuilding i próbować przedstawić status quo wykreowanego świata. I póki co nie wprowadza za wiele bohaterów, których trzeba by kontrolować .
Niemniej jednak sam epizod jest niczego sobie. Oscar wykaraskowuje się z tarapatów w łebski sposób, dostajemy kilka fragmentarycznych informacji o warunkach panujących w firmie i nie sposób nie zwrócić uwagi na chemię interpersonalną panujące między Greenem a jego sekretarką, panią Grant. Jedynie ostatni kadr nie pasuje do historii. Ani to cliffhanger, ani odpowiedź na sytuację tuż przed...
Chwaliłem rysunki Adama poprzednim razem, chwalę i teraz. Lepieszkiewicz ma coraz lepszy warsztat a hellboyowy feeling jest jeszcze bardziej wyczuwalny. Oscar szybko jedna sobie naszą sympatię swoimi minami, tła nabierają większej szczegółowości, kamera zgrabnie zmienia kąt z kadru na kadr a cartoonowym rysunkom towarzyszą umiejętnie dobrane kolory. W tym momencie już się uruchamiają procesy myślowe próbując wyobrazić sobie, gdzie autor zajdzie za 10 lat!
W zeszycie trzecim życzyłbym sobie większej odwagi scenariuszowej i zarysowania głównej osi fabularnej. Ale jak okaże się, że twórca oddali tę decyzję w czasie, i tak nie będę grymasił. O taki paranormalny mainstream nic nie robiłem! A komiks (obie części) jest do przeczytania tutaj.
Zastanawiam się czy powinien oddychać akurat tamtędy, niemniej uśmiechnąłem się więc chyba OK. Rysunkowo jest naprawdę całkiem fajnie.
OdpowiedzUsuńNie uważasz, że ta mapa z iksami to jest jakiś cień wątku przewodniego? Sądzę że ostatni kadr też do niej nawiązuje (jeśli o te długopisy Ci chodzi)
Ha, jak teraz o tym myślę, to faktycznie możesz mieć rację! (tak, chodziło mi o długopisy).
Usuń