piątek, 3 września 2021

WE. #2 (scenariusz i rysunki: Hubert Ronek, wydawnictwo własne, 2021)


Zbiórka na drugi zeszyt post-apokaliptycznej serii Huberta Ronka okazała się wielkim sukcesem. Najważniejszym odblokowanym stretch goalem było powiększenie objętości komiksu o 10 stron, z 40 do 50-ciu. Jak pamiętamy z poprzedniej odsłony, autor w dramatycznych okolicznościach rozdzielił rodzinę Roberta. Dzięki dołożeniu dodatkowego miejsca prawie każdy wątek dostaje swoje rozwinięcie. Prawie każdy...

...oprócz cliffhangera z poprzedniej odsłony. Piotrek będąc w niewoli sadystycznego Gruubego znajduje nieoczekiwanego sprzymierzeńca w postaci Marcela, chłopaka będącego członkiem obozu kierowanego przez owego obleśnego rzezimieszka. Marcel składa obietnicę, że za kilka godzin wróci z pomocą, jednak Ronek postanowił chwilowo porzucić ten wątek, skupiając się na pogłębionym ukazaniu postaci Gruubego i jego najbliższego otoczenia. Chyba nikogo nie zdziwi informacja, że wyrasta na najbardziej oryginalną postać serii. 

Na pozostałych stronach dzieje się dużo. Poznajemy dalsze losy Roberta, Marty, ich rodziców, syna Piotrka, są flashbacki a także nowe postacie. Hubert sprawnie nimi żongluje - każdej kilkustronicowej scenie udaje się porządnie wybrzmieć nim zostaje zastąpiona nową. Ma to jedną główną wadę - akcja niewiele posuwa się naprzód. Mam wrażenie, że opowieść w WE. #2 rozgrywa się w przeciągu kilku godzin i przez to cisnące się na usta pytania z poprzedniej części pozostają bez odpowiedzi a wraz z kolejną przewróconą kartką rodzą się nowe. Ale to i tak lepsze rozwiązanie niż porzucenie pewnych wątków na rzecz rozbudowy innych. Ronek nie daje czytelnikowi się nudzić - nawet w tak krótkim przedziale czasowym ciężko o chwile wytchnienia u bohaterów.

Autor idzie dziarsko ścieżką nakreśloną zeszytem pierwszym. Niezbyt go interesują przyczyny bliżej nieokreślonej apokalipsy i szersze nakreślenie świata przedstawionego. Facet lubi zderzyć ze sobą charaktery będące 'na krawędzi' od dłuższego czasu i wyłuskiwać podskórnie ukryte zło. Ronek nie oszczędza swoich postaci, pokazuje że nawet w sytuacjach, w których współpraca wydaje się być sprawą oczywistą to długo skrywane żale i pretensje potrafią jeszcze bardziej skomplikować skomplikowaną sytuację, w której znaleźli się bohaterowie.

Ale to też nie znaczy, że samą psychologią WE. stoi. Nie brakuje i typowo fizycznej brutalności. Co prawda Hubert dysponując karykaturalną kreską sprawia, że okropieństwa dotyczące postaci dorosłych są komiksowo przerysowane i nie wywołują spodziewanego strachu, to sytuacja się zmienia, gdy niedobre rzeczy dzieją się dzieciakom. Tu już łatwo o ścisk żołądka! A scena, gdy Maciek przełamuje strach przed obcym jest iście wzruszająca i stanowi najjaśniejszy moment zeszytu.

Tak na koniec sobie myślę, że właściwie brakuje mi w tej historii szczegółowiej nakreślonej osi czasowej, ile wydarzenia z ciągu głównego dzieją się po flashbackach. Miesiąc? Rok? Gdyż pewne aspekty świata przedstawionego wydają się mówić, że rozpiętość czasowa jest niewielka, a inne że jednak spora (jak i kiedy Gruuby zdołał się dorobić swej gromadki?). Choć mając na uwadze potężny nowy cliffhanger moje rozkminki mogą nie mieć znaczenia...!

Hubert Ronek drugą odsłoną po raz wtóry udowadnia, że dobrze czuje specyfikę post-apo. Trochę boi się ruszyć bigger picture postapokaliptycznego kraju, co sprawia że pewne sytuacje i charaktery musimy przyjąć na wiarę (na przykład że ludzie się tak szybko zezwierzęcili ), ale w końcu to dopiero drugi zeszyt! Kupować, nim zabraknie!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...