wtorek, 27 kwietnia 2021

Alieneczka (scenariusz: Magdalena Lewandowska, rysunki: Małgorzata Lewandowska, Comics Factory, 2021)

 

"Niektórzy rodzą się w czepku. Mają dom, kochającą rodzinę, wszystko jak trzeba. Inni mają mniej szczęścia. Rodzice ich nie kochają, w domu się nie przelewa albo nikt ich nie rozumie. A jeszcze inni mają po prostu przerąbane. Jak ja." To są pierwsze kadry z komiksu sióstr Lewandowskich. Nie tego się spodziewałem po okładce. Zaintrygowany zacząłem czytać dalej!

Inne prace pań Magdaleny i Małgorzaty ukazywały się w magazynie #AKT. Ja dopiero zaczynam odkrywać ów periodyk (od 24 numeru), więc zupełnie nie wiedziałem, czego spodziewać się po Alieneczce. Sądziłem że to będzie to na co wskazuje tytuł i okładka - bajkowa wariacja na temat Calineczki, z tą różnicą, że będzie ona z kosmosu. W moich przewidywaniach tylko ten kosmos się zgodził :)

Tak, okładkowa zielona bohaterka jest kosmitką. Skąd dokładnie? Nie wiadomo. Jak się znalazła na Ziemi? Również. Wiadomo jedynie, że ma dość oryginalną biologię - urosła jako roślina z nasiona, potrafi świecić w ciemności a w jej ciele zamiast krwi płynie żrący kwas. Stąd też jej przydomek, od filmu Alien. Choć jej pierwotne imię do Fiona. Tak, tak jak księżniczki ze Shreka. Już jest wystarczająco zakręcone, prawda?

Naszą bohaterkę poznajemy z niewesołej sytuacji. Ziarenko, które będzie początkiem jej życia, zostaje nabyte przez starszą, nadopiekuńczą kobietę. Co doprowadziło do tego, że jej życie mija w złotej, a raczej różowej klatce. W pewnym momencie decyduje się na ucieczkę z nieznany świat zewnętrzny. I jak można się domyślić - ten okazał się daleki od jej wyobrażeń. Po okładce można by sądzić, że Alieneczka obdarzona jest jakąś supermocą i dokonuje mnóstwa heroicznych czynów. Oj, nie bardzo. Owszem, płynący w jej "żyłach" kwas bywa pomocny, ale piętrzące się przed nią problemy pokonuje głównie przez zbieg okoliczności, przypadek i pomoc napotkanych na drodze zwierząt. A i sama akcja dzieje się na ograniczonej przestrzeni - zaledwie w obrębie jednego podwórka (można się domyślać, że nie tak daleko od pierwotnego miejsca zamieszkania).

Ciężko komiks jednoznacznie zaszufladkować. Nie jest całkowicie opowieścią przeznaczoną dla młodszych dzieci. Jest w tym komiksie pewien ładunek smutku, mroku i umiejętnie zawoalowanej brutalności. Nie jest to także opowieść wyłącznie dla dorosłych. Alieneczka to typowa dziewczynka - lubi się przebierać i wykazywać typowo dziecięcą niefrasobliwością.  Sam komiks jest dość post-modernistyczny. To, że zwierzęta mówią to nikogo nie dziwi. Ale wykazują się znajomością kulturową ludzi. Dość by powiedzieć, że orientują się czym było Aliens Camerona, właściwie używają słowa mutant i wiedzą, że karty kredytowe wydaje się w bankach. Jest dużo niebanalnego humoru, jak spanie naszej zielonej kosmitki na rozgrzanym panelu kuchenki elektrycznej bądź przekomarzania czy Alieneczka jest bardziej wróżką czy mutantem. Ale też sama bohaterka miejscami potrafi zirytować swym młodzieńczych rozkapryszeniem.

Tak naprawdę w tym komiksie najfajniejszy jest proces czytania. Świadomość jak zmienia się wyraz twarzy wraz z kolejnymi przeczytanymi kartkami. Jak zamieniają się w pył nasze przewidywania co do rozwoju wydarzeń. To fajny komiks "sąsiedzki", a autorki ze swadą udanie wywracają ustalone wyobrażenia i stereotypy, które podobne fabuły naniosły przez lata. Może razić wyraźna "komputerowość" i skrótowość strony graficznej, ale przestaje mieć to szybko znaczenia, gdyż opowieść o zielonej mrówce z kosmosu nad wyraz wciąga! 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...