Ten komiks wygląda jak książeczka do nabożeństwa! A w środku dwie modlitwy - litania do św. Awangardy i koronka do bł. Improwizacji!
Przyznam się, że pisanie o tym komiksie tuż po jego wygranej w plebiscycie Złotych Kurczaków, gdy tyle twarzy skierowane jest na to wydawnictwo, dość paraliżuje... Wiele osób dało sygnał, iż to komiks dobry, ważny i niecodzienny. I to wszystko prawda, ale też to dzieło cholernie trudne do rozszyfrowania i interpretacji. Jak więc napisać o nim coś - z perspektywy czterdziestoparolatka, dla którego obca jest kultura hip-hopowa - by nie było to płytkie, suche i pachniało tanim popierdywaniem, bo tak trzeba, bo to wielki komiks jest? W imię ojca,syna,ducha - próbuję!
„Słodkodupcy” to nie jest komiks z normalną narracją. Piotr Marzec przekłada na kadry hip-hopową nawijkę, strumień świadomości – kalejdoskop momentów, które gdzieś tam w głowie wybrzmiały, w które wplątał szereg wielowarstwowych połączeń i które skręcił w blantową bibułkę. Fabuła toczy się ze swobodnym flow, ponaginanym wedle potrzeby. Bądź chwilowego kaprysu. Na początku ciężko mi było go załapać, miałem wrażenie złego złożenia i poplątanej numeracji stron. Dopiero gdzieś w połowie lektury wyczułem wzór. „Sweet-ass dudes” mają strukturę scrabbli: idzie "słowo główne”, a na kolejnych stronach Marzec buduje "słowa" poboczne, w których pączkuje nowa historia. Czasami "słowa" się przeplatają, miejscami autor dokłada cegiełki do scrabbla głównego i tak poszatkowana historia obija się przez neurony czytelnika przez 250 stron. Konstrukcja komiksu przypomina mi tę, którą zastosował Brecht Evans w "Jest zabawa" - tu również mamy galerię mikro-rozmów i szum przez nie generowany. Co prawda to inny szum, niż w dziele belgijczyka, ale podobna architektura.
Czy taka faktura opowieści jest chaotyczna? Tak. Czy bełkotliwa? Nie. Piotr kreśląc ów misz-masz postaci i sytuacji nawet zręcznie dąży do "clou" (ciężko to mówić o rozdziałach - te są, ale umowne). Tą kropeczką na "i" bywa konkretny kadr, czasami sytuacja dąży do 'one-linera'. Tu wszystko jest po coś. Zgaduję, że owo 'coś' byłoby bardziej czytelne, gdybym przerobił każdy punkt wymieniony w posłowiu. Ale cóż, przeczytałem spis na końcu, może więc kiedyś kolejna lektura odbędzie się z autorskimi wytycznymi :)
Sidney Polak "Chomiczówka", Pustki "Lugola", Quebonafide "Bubble Tea" - w muzyce nostalgia za utraconymi latami młodzieńczymi wraca jak bumerang. Tęsknota za minionymi czasami, gdyż życie było mniej skomplikowane, rozsadza także "Słodkodupców". Marzec rysuje ją w negatywie, jako białe kreski na czarnym tle. Czym chyba pokazuje, że to bardziej pogrzeb urządzony beztroskiemu wiekowi, niż memuar. Ale z drugiej strony to apoteoza braterskich przyjaźni. Możesz wpaść w najbardziej pojebane sytuacje, skomplikować sobie życie na własne życzenie, odwalić akcje, o którym filozofom się nie śniło - to wszystko ma sens, jeśli możesz dzielić to z "bro" od flaszki, fajki, czy pracy. Jest coś urzekającego w czytaniu kolejnych stron perypetii tych pięknych lekkoduchów; każdy jest oryginalny i sympatyczny na swój sposób. I właśnie owa nieokiełznana celebracja życia codziennego, gdzie schematyczność tych samych wieczorów kolorowana jest oczami niebanalnych umysłów - jest dla mnie największą siłą wydawnictwa. Nie będę udawał, że zrozumiałem wszystko w "Sweet-ass dudes like us"; nie jestem w stanie rozkodować większości odniesień, którym Marzec hołduje - mój młody świat był zupełnie inny. Nie zmienia to faktu, że komiks intryguje, ciekawi, wierci na poziomie meta i trzyma jeszcze długo po lekturze. Chapeau-bas autorze!
Tu powinien być akapit o tym, jak komiks został wydany. Ale jednak odpuszczę sobie opis. Trochę 'spoilerów' można wyczytać na fanpeju Słowobrazu. W tym przypadku lepiej nie zdradzać zbyt wielu technikaliów i nie psuć niespodzianki!
Prawie całość do przeczytania na stronie webkomiksy.
Recenzja pierwotnie planowana do publikacji na stronie Współczesny polski komiks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz