środa, 22 listopada 2023

Wydział 7 #11: Savasana (scenariusz: Tomasz Kontny, Marek Turek, rysunki: Rafał Szłapa, wydawnictwo Ongrys, 2023)


Finał drugiego sezonu ustanowił nowy rozdział w funkcjonowaniu Wydziału 7. Pamiętając jaki efekt 'wow' wywołał jego początek, można było się spodziewać, że start trzeciej odsłony również dostarczy świeżych, kluczowych dla historii informacji. SPOILER ALERT.

Pierwsza scena i... niespodziewane spotkanie. Marta Wysocka przypadkowo spotyka Wilka. Człowieka, rzekomo martwego po wypadku na drodze E 81. Z kolei dla Szymona to obca osoba, sprzed utraty pamięci po terapii w psychiatryku. To bardzo wymowna scena pokazująca stan, w którym obecnie znajduje się Wilk. Podleczony, ale wciąż stojący na krawędzi pomiędzy normalną służbą a załamaniem nerwowym. I raczej nie wzbudzający dawnej sympatii. Bardzo lubię ten pierwsze kilka stron, gdyż Kontny kolejny raz uruchomił mi w głowie kombinatora. Już sobie zdążyłem powymyślać scenariusze, w których to spotkanie nie miało na celu wyłącznie sprzedania informacji, jakim człowiekiem obecnie jest Szymon a... ponownie wprowadzenie Marty do gry, która teraz nie będzie ustawać w sposobach na rozwiązanie zagadki 'zmartwychwstania' jej ukochanego.

Póki co Savasana rozdaje karty na nowo. Wydział 7 się reaktywuje i na dzień dobry zajmuje się sprawą włamań do sejfów w domach kolekcjonerów artefaktów okultystycznych. Równolegle Helena wpada na pomysł, by pomóc zmiętemu psychicznie Wilkowi stanąć na nogi poprzez udział w zajęciach Jogi u pewnego radzieckiego mistrza w tej dziedzinie. Wielokrotnie Turek i Kontny wprowadzali do fabuły rzeczywiste miejsca, osoby, zdarzenia. Tym razem nie zdołałem wygooglować nic interesującego. Szukanie po nazwisku Guram Tesereteli prowadzi jedynie do lakonicznej wzmianki o aktorze występującym w dwóch mało znanych filmach.

Chociaż... akcja zeszytu jedenastego dzieje się w kwietniu 1967 roku. W pewnym momencie w ręce Dobrowolskiego wpada teczka z kryptonimem pewnej operacji, która miała miejsce w sierpniu 1968 roku. I tu kolejna scenariuszowa rozkminka - czy major Filip rzucając hasło 'szykuje się coś dużego' miał na myśli informacje zawarte w teczce, czy fakt że wysoko postawiony państwowy oficjel gromadził w domowej skrytce niecodzienne precjoza? 

Savasana sprytnie poczynia sobie z czytelnikiem. Pozostając klasyczną opowieścią ze sprawą numeru (tutaj o widocznej inspiracji z Squeeze, jednego z odcinków Archiwum X), mimo formalnego rozwiązania intrygi przynosi kilka intrygujących niedopowiedzeń. Kto? W jakim celu? Owe pytania nie tylko będą zaprzątać głowy agentów Wydziału 7, ale także czytelnika, który po tym zeszycie wyczuwa, że pokazane wydarzenia są częścią większej całości, ale jeszcze nie dysponuje żadnymi pasującymi elementami, by próbować składać puzzle w całość.

To dobry odcinek, godny openera sezonu, z świetnymi dialogami, do których Tomasz zdążył dawno nas przyzwyczaić. Ale tym razem żachnąłem się na jeden skrót fabularny. Wizyta dr Fiszer w przyjezdnym cyrku nie została należycie poprowadzona (postanowiła prześwietlić życiorys jogina, mimo iż posiadał certyfikat MSW, zaczęła szukać o nim informacji w przyjezdnym cyrku, mimo braku jakichkolwiek przesłanek, że jest z nim powiązany). Również "szara" scena, mimo intrygującej symboliki (emblemat!, topielec(?)!), wybrzmiała zbyt szybko, nie wytwarzając należytego napięcia. 

Do narysowania Savasany poproszono Rafała Szłapę. Obok opowiadania Piotra Nowackiego, to chyba 'najgrzeczniej' narysowany odcinek. Wyraźna, pop-artowa kreska, soczyste kolory (kto by pomyślał, że czasy komunistyczne potrafiły mienić się takimi barwami?) i charakterystyczna dla krakowskiego artysty pulpowa elegancja dają kolejne paliwo dla wyobraźni zmuszając mózg do zastanowienia się w jaki sposób Jack Kirby narysowałby Żbika. A złol w szłapowym wydaniu jest odpowiednio creepy, syrenki i mikrusy cieszą oko powabnymi kształtami, jedynie Helena straciła trochę z romskiego seksapilu. Cóż, nie można mieć wszystkiego...

Inna nazwa Savasany, składowej w ćwiczeniach jogi, to Pozycja Trupa. Szymon Wilk był martwy przez kilka minut. Ot, to pokazuje klasę, w jaki sposób twórcy Wydziału 7 bawią się czytelnikami podsuwając im różne pierdółki interpretacyjne by ci sobie zaprzątali umysły i niecierpliwie wyglądali każdego zeszytu. Co za szelmy.. :)

p.s. tym razem ani wydawca, ani autorzy nie zdecydowali się na zamieszczenie większej ilości przykładowych plansz z komiksu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...