poniedziałek, 23 stycznia 2023

Wydział 7 #10: Wilki (scenariusz: Tomasz Kontny, Marek Turek, rysunki: Antonio Marinetti, Krzysztof Budziejewski, wydawnictwo Ongrys, 2022)

Oto finał sezonu drugiego.

Zapewne nie tylko ja tak mam, że jak słyszę słowo sezon to podświadomie oczekuję jakiegoś 'pierdolnięcia' w finale, czegoś co sprawi, że będę jeszcze z większą niecierpliwością czekał na kolejne odsłony. Ale często bywa, że zamykacze nie spełniają rozbuchanych oczekiwań. Cóż, w tym przypadku zeszyt 10-ty studzi emocje.

Wilki zaczynają się tajemniczym prologiem, w nieokreślonym miejscu i czasie. Po mundurach walczący postaci możemy wykoncypować, że akcja dzieje się podczas II wojny światowej, ale ze znajomych twarzy można wypatrzeć młodziutką Helenę na jednym z kadrów. Ale.. to mylny trop. Za to kolejne strony składają elementy puzzli w większą całość. Tym razem zeszyt kręci się wokół Filipa Dobrowolskiego. Ten, nękany koszmarami z przeszłości, wpada na pomysł jak wyciągnąć Szymona Wilka ze szpitala psychiatrycznego, a w głowie układa pewien przekręt, w który wciąga swoich przyjaciół z rozwiązanego Wydziału.

Na początku trochę nie mogłem ułożyć sobie związków przyczynowo-skutkowych, Tomasz Kontny na kilku stronach użył zbyt dużych skrótów fabularnych. Akcja dzieje się w dwóch lokacjach: stolicy i Polsce południowo-wschodniej. Oba miejsca dzieli co najmniej 400 km. W głowie pozostaje pytanie - czemu do upozorowania tego przekrętu Dobrowolski wybrał właśnie to miejsce? Cała dokumentacja opierała się na materiale zdjęciowym Bogumiły Fiszer. Te mogły być zrobione w dowolnym, podwarszawskim lesie. Rozumiem, że chodziło o potwierdzenie relacji miejscowych, ale z dialogów wynika, że ci dość szybko zaczęli coś podejrzewać i cała intryga wziąć w łeb. I jak rozumiem, masakr było kilka, w pewnych odstępach czasu. A wydaje się, że czas trwania zeszytu to dwa-trzy dni. Brakło lepszego rozplanowania czasu, dodatkowego dymku w stylu "Tydzień później", bądź dialogu mocniej rozjaśniającego ramy czasowe.  

Ale poza tym zeszyt jest skonstruowany w sposób, do którego zostaliśmy przyzwyczajeni. Scenarzyści tym razem za miejsce akcji wybrali Bieszczady. W mieszkańcach tych strone w latach 60-tych wciąż jeszcze żyła świeża pamięć o niespokojnych czasach sprzed kilkudziesięciu lat. Obecne pogranicze polsko-ukraińskie w pierwszej połowie XX wieku często spływało krwią. Różnorodność etniczna doprowadzała do wielu bratobójczych walk, fronty dwóch wojen światowych posłały do nieba mnóstwo niewinnych istnień, akcja Wisła dopełniła procesu wykorzenienia. Kontny z Turkiem do tego kulturowego tygla włączają nazistów, którzy podczas II wojny światowej urządzili sobie wśród bieszczadzkich lasów pokaz tajemnej, nadnaturalnej siły.

I podobnie jak w poprzednich częściach, najbardziej zaciekawiły mnie wartości dodane do fabuły głównej, bądź te zaledwie zasygnalizowane. Na temat tajnej hitlerowskiej operacji nie dowiemy się żadnych szczegółów, co w tym wypadku tylko rozpala wyobraźnię. Niechęć lokalnej ludności do obcych została pomysłowo zobrazowana. Jest w zeszycie parę ujęć, które przywodzą na myśl sekwencje z Evil Dead (kamera z charakterystycznej pozycji) i jest parę niemych kadrów, które mówią więcej niż rozbudowane dialogi. Uśmiech na twarzy Dobrowolskiego, gdy wychodzi ze spotkania jest rozkosznym wyrazem tryumfu. Za to jego mina na ostatniej stronie dobitnie świadczy o ciężarze decyzji, którą musiał podjąć. 

Ten odcinek miał narysować Antonio Marinetti, uznany włoski rysownik, do niedawna mieszkający w Sanoku. Ze względu na nawał obowiązków, przerwał pracę nad Wilkami; brakujące 10 stron dorysował Krzysztof Budziejewski. Styl Marinettiego jest klasycznie pulpowy, o wyraźnej kresce i pełnych gracji konturach. I mimo iż to człowiek z innego kręgu kulturowego, całkiem nieźle poradził sobie w oddaniu naszych XX-wiecznych realiów. Twarze, mundury, pojazdy, gospodarstwa wiejskie - nie można się przyczepić. Choć najbardziej wyszły mu elementy horrorowate, które idealnie wpasowują się w poetykę Wydziału 7 - campowej opowieści o nieustraszonych badaczach zjawisk dziwnych.

Choć o wiele bardziej leży mi kreska Budziejewskiego -  ma w sobie nerw, charakterystyczny pazur, który w tym zeszycie ciągnie finalną sceną o parę punktów procentowych do góry. Brud kreślarki dorównuje tu mrokowi fabularnemu w upiornym tańcu. I facet sobie narysował Thorgala z pierwszych stron Zdradzonej Czarodziejki. To już chyba zawsze będzie mój ulubiony wydziałowy rysownik!

Ale wracając do drugiego akapitu. Wilki to bardzo dobry regularny zeszyt Wydziału 7. Nieoczywisty, z wzruszającym momentem kulminacyjnym, z morałem do czego ślepa nienawiść i uprzedzenia mogą doprowadzić. Ale jako finał sezonu zupełnie się nie sprawdza. Owszem, dostaliśmy aktualizację status quo Wydziału 7, pojawiła się dobrze znana z historii współczesnej postać z dość ważną sceną, ale... nie poruszone zostało nic z wątku przewodniego, sygnalizowanego we wcześniejszych zeszytach. Letnicy, na otwarcie tego sezonu prognozowali nadejście dużego konfliktu. Wydawałoby się, że ostatni odcinek powinien postawić kolejną cegiełkę na podbudowę nadciągającego mroku. A tu nic, dostajemy jedynie zdawkowe zdanie "Najważniejsze, że odzyskałeś swoich ludzi (...), w samą porę. Będziemy was potrzebować". Zwyczajnie, brakło mi tu chamskiego, ordynarnego cliffhangera!

Ale mimo wszystko, to był dobry sezon. Zdecydowanie lepszy od pierwszego. 



3 komentarze:

  1. Recenzja idzie wieczorem do poprawy, zbyt bardzo nadinterpretowałem proste rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, zdecydowanie przekombinowałeś :-)

    OdpowiedzUsuń

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...