sobota, 28 stycznia 2023

Pasażer/Prywaciarz (scenariusz: Tomasz Kontny, rysunki: Jakub Babczyński, wydawnictwo własne, 2018, 2022)


Nie spodziewałem się, że odwiedziny Kontnego na Wyspie Szyszek będą tak inne od pozostałych epizodów.

Moją przygodę w tym uniwersum zacząłem od zeszytów napisanych przez Piotra Szulca. Były bardzo oniryczne, o metafizycznym posmaku, opowiadające historie z never never landu, w którym każdy by się chciał znaleźć. Później w łapki wpadły mi wznowienia zeszycików stworzonych przez Kubę Babczyńskiego. I choć z nich się wyłaniał bardziej brutalny świat, ale rządził nim czarny humor. Owa kraina wymagała istnienia Strażnika, który mniej bądź bardziej dzielnie trzymał społeczeństwo w ryzach. Ale czytelnik miał cały czas poczucie, że filary tej rzeczywistości mają slapstickowe podłoże.

A później przyszedł Tomasz Kontny i wepchnął do uniwersum ogromny ładunek... niepokoju.

Wydany po raz pierwszy w 2018 roku Pasażer już na starcie operuje niewesołymi emocjami. Oto jesteśmy świadkami gry w pokera. Przy stole siedzi kilka osób, w tym burmistrz oraz strażnik Janek. Burmistrz zgarnia całą pulę, po czym rozdaje uczestnikom ciastka-niespodzianki. Bohater komiksu rozłamuje swoje, wyjmuje z niego zapisaną kartkę papieru, zalewa się łzami i zrezygnowany wraca do domu. 

Pasażer to smutny ale też enigmatyczny komiks. Mimo, iż dowiadujemy się z niego o paru regułach rządzącymi wyspą Szyszek, uczucie większej tajemnicy wcale nas nie opuszcza. Kto wpadł na pomysł takiej upiornej gry? Czemu Strażnicy nie reagują? Jak to możliwe, by tak pięknym miejscem rządził złowrogi burmistrz? Jaka w tym wszystkim jest rola przeznaczenia? Kontny chytrze bawi się oczekiwaniami - wie, że Babczyński przyozdobi historię swoimi uroczymi rysunkami, więc z precyzją przemyca podskórną grozę, z strony na stronę zagęszczając atmosferę aż do finału, którego głównym celem jest zasianie niepokoju i pozostawienie czytelnika z kolejnymi pytaniami. A końcowa scena, w którym żona tuli się do 'swojego' mężczyzny jest creepy as hell. Co czyni Pasażera bardzo dobra historią w klimatach Strefy Mroku.

A Kuba Babczyński przez cały czas karmi nas swoją zachwycająco karykaturalną kreską. W kreślonych przez niego kształtach jest coś magnetyzującego - oko przywiązuje się do szczegółów, rozsiada się w tym groteskowym świecie i powstrzymuje rękę, by ta nie przewróciła kolejnej kartki. Jakub nie szczędzi szczegółów, lubi poeksperymentować z kadrami i ma dar do prostego, aczkolwiek sugestywnego odwzorowywania emocji. Ostatnia strona nie byłaby tak przejmująca, gdyby nie udało się tak dobrze odwzorować pustkę w oczach głównego bohatera.

Powstały cztery (!) lata później Prywaciarz kontynuuje historię z poprzedniego zeszytu. Nasz bohater, po wydarzeniach z poprzedniego zeszytu, powoli odnajduje się w nowej rzeczywistości. Podejmuje pracę, lecz szybko przeszłość się o niego upomina. I na szczęście Tomasz tak kieruje fabułą, że niektóre pytania z tomu pierwszego dostają satysfakcjonujące odpowiedzi. A zeszyt Kontnemu wyszedł bardziej "szulcowy". Scena w sklepie z zegarami ma w sobie podobny ładunek surrealizmu, obecny w Byli z nami od zawsze. Taką wyspę Szyszek poznałem na początku - jako miejsce, gdzie rzeczywistość miesza się z fantasmagorycznymi prawami fizyki. Niemniej jednak ten pogodny moment to tylko przerywnik; opowieść im bliżej końca, tym coraz więcej zawiera mroku i dusznej przestrzeni. I kończy się mocnym cliffhangerem. Mam nadzieję, że twórcy nie każą czekać kolejne cztery lata na zapowiadanego Tropiciela.

Natomiast w Prywaciarzu coś 'niedobrego' dzieje się z kreską Babczyńskiego. Może to kwestia druku, może presja czasu. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale przy bardziej uważnym przyjrzeniu, mam wrażenie że jest bardziej... zmęczona. Ciut mniej soczysta, sięgająca częściej po skróty graficzne, jakby rysowana bardziej ciężką ręką. To wciąż poziom immersji plasujący Jakuba w topce komiksowych wymiataczy, ale fabularny niepokój przelał mi się także na warstwę rysunkową.

Prywaciarz (w połączeniu ze wznowieniem Pasażera) to moja ścisła czołówka najlepszych ubiegłorocznych pozycji. Kafkowski klimat, poczucie, że jestem świadkiem mechanizmów, których działania dobrze nie rozumiem, totalna nieprzewidywalność rozwoju akcji, rewelacyjna strona graficzna - wszystko to sprawia, że opowieści z Wyspy Szyszek są komiksem, wokół którego nie sposób przejść obojętnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...