piątek, 10 listopada 2023

Ratman tom 1. Czasopodróżnik (scenariusz i rysunki: Tomasz Niewiadomski, wydawnictwo Kurc, 2023)


Rok 2023 pewnie przejdzie do historii jako rok powrotu klasycznych polskich komiksów w bardziej wypaśnych wydaniach. Kurc wypuścił czarno-białego Funky Kovala, za chwilę na rynek wjedzie Tytusopedia, Kultura Gniewu dopieściła integral Bino Billa i dołożyła Vahanarę! a Ongrys wznowił klasyczne tytuły Baranowskiego i Wróblewskiego. W tym całym rogu obfitości zbiorczak Ratmana skromniutko przycupnął na półkach sklepowych, podobnie jak w ubiegłym roku Toshiro.

Ratman zadebiutował w 1994 roku w Nowej Fantastyce. Czytelnicy szybko polubili wielkouchego gryzonia, więc redaktor Maciej Parowski dość skutecznie nagabywał twórcę o kolejne epizody. W późniejszych latach szczurowaty znalazł sobie miejsce także na łamach innych periodyków; ostatnio można go zauważyć jak czasami buszuje w magazynie AKT. Ludziom z Kurca zaczęło uwierać owo rozproszenie, więc podjęli decyzję by zebrać w całość wszystkie opublikowane przygody z Ratmanem. Nie wiem, w ilu woluminach się zmieszczą 'dzieła zebrane'; tom 1, opatrzony twardą oprawą i wydrukowany na przyjemnym szarawym offsecie, prawilnie zbiera najstarsze historie.

Jak to wszystko się zaczęło, opowiada druga historia w zbiorze - Ratman Genesis. W sumie mogę streścić, gdyż początek jest pretekstowy. W pewnym laboratorium Profesor X przeprowadza eksperymenty na szczurach, a za pomocnika robi Myszka Miki. Dochodzi do potężnego wybuchu, skutkiem czego mieszają się atomy wszystkich istot z laboratorium. Z tej egzotycznej mieszanki powstaje nie kto inny a Ratman Człekoszczur. W dalszych historiach wielkouchy wchodzi w posiadanie wehikułu czasu wtopionego w rower, w którym szprychy robią za wskazówki zegara. To wystarcza, by Ratman zaczął przenosić się w czasie (zarówno w przeszłość jak i w przyszłość), przeżywać różne przygody i napotykać na swojej drodze mniej bądź bardziej znane postacie.

I tak w jednej z pierwszych podróży spotyka Hansa Klossa, w innej udaremnia bunt świń podżeganych przez Pigmana, by za chwilę przeprowadzić wywiad z prywatnym kosmonautą. Są dni, gdzie udaje się daleko w przód czasu, np. do roku 2119, po czym nastawia wehikuł na czasy antyczne by móc zamienić kilka słów z Midasem. Wszędzie go pełno - pojawia się na Marsie, w Iraku, Gołuchowie a nawet na Titaniku podczas ostatniego, feralnego kursu. Już takie zestawienie może dawać niezły prognostyk, jakiego typu są to przygody - absurdalne, pure nonsensowe i często oparte na suspensie. 

Choć też ten tom pokazuje, że droga do dobrego suspensu bywała wyboista. Niewiadomskiemu zdarzało się tworzyć historie zwyczajnie kiepskie (Ratman i metro, Huragan!) bądź słabe ale z niezłym zakończeniem (Ratman i żubr, Ratman spotyka Kulomba). Często można napotkać odwrotną sytuację - szorciaki z dobrym startowym pomysłem, który wytracił parę w finale (Terror na wizji, Fikantropia, Ratman i Mr Hyde). Niemniej Ratman nie zdobyłby takiej renomy, gdyby nie nowelki, do których nie ma się prawie żadnych uwag. A tych w Czasopodróżniku jest całkiem sporo.

Jako człowiek lubiący piwo, doceniam punch na piwnych majorsów w Tajemnicy browaru. Filozofia na szklanym ekranie czy Ghost Writer są osnute na kapitalnej grze słów. Cybernetyczny uzdrowiciel to wyśmienita satyra na polskie ciągotki do wręczania lekarzom 'upominków' a Ratman i Harry Garbus jest specyficznym życiowym motywatorem. Gdybym miał wybrać najlepsze epizod, postawiłbym na Zaklinaczy deszczu. Mimo, iż piłka nożna mnie nie obchodzi (rzecz dotyczy pamiętnego meczu Orłów Górskiego z RFN w 1974), to lubię ten epizod, gdyż w szelmowski sposób pokazuje konsekwencje 'co by było gdyby'.

Czasopodróżnik to 200 stron przeglądu niesztampowej wyobraźni Tomasza Niewiadomskiego. Nawet nie starałem się przeczytać wydania za jednym podejściem. Wolałem dawkować sobie lekturę, zaliczając podczas podejścia tylko kilka shortów na raz. Ratmanowski pure nonsens skutecznie odciąga od czytelniczego pośpiechu i prześlizgiwania się z kartki na kartki, byle tylko zaliczyć lekcję komiksowej historii. Te przygody trzeba gryźć drobnymi gryzami, żuć, rozcierać o podniebienie - wówczas ujawnia się cały fantastyczny smak. Po wypłacie zamawiam tom 2, głód ciągu dalszego jak najbardziej ma miejsce. Choć nie da się ukryć, że to pozycja głównie dla smakoszy absurdalnych fabuł.

p.s. wydawnictwo otwiera wstęp Adama Ruska. Zapewne lepszy niż wszystkie recenzje razem wzięte.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...