środa, 1 lutego 2023

Dziewięć milimetrów #2: Polowanie (scenariusz i rysunki: Clarence Weatherspoon, wydawnictwo Ongrys, 2022)


Nie wiem, kto wymyśla te tytuły. Drugi tom powinien mieć nazwę "Śledztwo" :)

Zapomnijmy o Biegnij, Joe, biegnij. Akcja Polowania dzieje co prawda w tym samym mieście, w Portland, ale w innej dzielnicy i z innymi postaciami. Tu główną bohaterką jest Hailey West, 29-letnia najemniczka. Kobieta przyjmuje zlecenie wytropienia sprawców porwania 6-letniego Jasona Giliama. Fucha nie wydaje się specjalnie skomplikowana - wszystko wskazuje, że to klasyczne porwanie dla okupu. Poza tym dziewczynie potrzebne są pieniądze na pewien zakup. Wraz ze swoją wirtualną asystentką o imieniu Natasha i uzbrojonym robotem, Hailey udaje się do Zacharego Reynoldsa, speca od wymuszeń, haraczy i porwań.

I właściwie drugi tom to zapis wydarzeń, które podejmuje West, by dopaść porywaczy. Od żmudnych przesłuchań, pełnych gry pozorów kontaktów z policją, nieczystych zagrywek, łączeniu faktów w większą całość, po dość spektakularny finał i nieoczywisty epilog. W porównaniu do zeszytu pierwszego mniej tu akcji a więcej ekspozycji świata przedstawionego. Czy to odcinek gorszy od poprzedniego? Nie, gdyż tym sposobem autor ma okazję zrealizować naczelną ideę, którą zawarł w opisie na tylnej okładce. "Rzeczywistość rozszerzona i rzeczywistość wirtualna stały się nieodłączną częścią życia (...). Ale nowe technologie zupełnie nowe rodzaje przestępstw". 

Można psioczyć, że w tym zeszycie Janusz Pawlak aka Clarence Weatherspoon przeładował fabułę informacjami o wykreowanym świecie. Ale w jakim stylu to zrobił! Trzeba przyznać artyście, że umie sugestywnie sprzedać swoją wizję. Dla przykładu - na dwóch pierwszych stronach mamy przekazane, jakby mimochodem, na jakim etapie kolonizacji Układu Słonecznego znajduje się ludzkość w 2097 roku i co tam się wyczynia na pozaziemskich placówkach. Dostajemy trochę informacji o kierunku w jaką stronę zmierza amerykańska polityka, oraz jakie nastroje panują w bogatszej części społeczeństwa. Ale Weatherspoona głównie interesują te bardziej mroczne skrawki świata przyszłości.

Z pierwszego zeszytu dostaliśmy zarys skali modyfikacji ciał dokonywanych przez ludzkość. W tym zeszycie autor już nie zawraca sobie głowy fizyką wirtualnych asystentów, traktuje ich jako naturalny element rzeczywistości. Ale w bardzo łebski sposób przemyca dodatkowe informacje. W pewnym momencie pada pytanie co lepiej uciąć - ucho czy palec. Odpowiedzią jest ucho, gdyż łatwiej odrasta. A w innym miejscu Pawlak rysuje odcięte członki. Nie pełne żył i ścięgien, za to wypełnione czymś cybernetycznym, pozbawionym możliwości krwawienia. Nie mówiąc więc wprost, Clarence podsuwa czytelnikowi wszystkie fakty by ten sam połączył kropki i ogarnął skalę bionicznych wszczepów. Lubię, gdy twórca opowieści wierzy w inteligencję osób po drugiej stronie.

Ale to tylko mały wycinek z całej feerii futurystycznych pomysłów Pawlaka. Sztuczna kontrola nastroju, przechowalnie dla zaślepionych, crackowanie umysłów, cybernetyczny narkomanizm i potężne moce obliczeniowe, które pozwalają przetwarzać informacje w sposób niedostępny dla białkowych procesorów - wszystko to zostało logicznie wprowadzone w opowieść tworząc mieszankę, która nie raz potrafi zmrozić lekturę swoją okrutnością. Zostaje mi powtórzyć zdanie z poprzedniej recenzji. Portland A.D. 2094 jest okropnym miejscem do życia, ale Weatherspoon uczynił go fabularnie zachwycającym. 

Janusz, oprócz lansiarskich gadżetów ma jeszcze jednego asa w rękami. Jest nim główna bohaterka i jej specyficzna relacja z własną asystentką. Oj, jaki to jest przyjemnie popieprzony wątek - dialogi między Hailey i Natashą każdorazowo wywołują mindfuck, gdyż jak nazwać uczucie będące połączeniem relacji master-slave i matczynej miłości? Bardzo udała się Pawlakowi postać West. Z jednej strony to wariacja na temat Philipa Marlowe'a - cyniczna, pyskata, pozbawiona skrupułów najemniczka, z drugiej - odpychająca za sprawą pogardy dla niezmodyfikowanych żadną technologią osobników i traktująca ich niczym podrzędny gatunek. A mimo wszystko za mgłą złożoną ze stymulantów kryje się kobieta... samotna.

Po dwóch odsłonach dalej nie wiem o co chodzi z tytułowymi 9 mm. Album #2 nie ma żadnych powiązań z tomem #1 (no, prawie). Ale czuć na każdej stronie, że te wątki się wkrótce połączą. Nie wiem czy Pawlak w kolejnym zeszycie odpuści sobie chwalenie się fantastycznym sztafażem i popchnie całość do przodu, ale nie ma mowy by na tym etapie zarżnął historię. Ów cykl to najlepsza rzecz, która wyszła spod jego ręki. Dla fanów twardej fantastyki to tytuł, którym należy się delektować!



4 komentarze:

  1. Dzięki za wnikliwą recenzję. Fajnie, że wychwyciłeś myk z tytułem:) Fantastycznego sztafażu jeszcze trochę będzie ale historia/fabuła w #3 zacznie się już wyraźniej klarować. No i mam nadzieję, że niczego nie zarżnę. BTW fajny blog, często zaglądam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, że najgorsze są nieproszone rady, ale fajnie jakbyś oprócz recenzji przeprowadzał krótkie wywiady / rozmowy z autorami. Taki mam pomysł na urozmaicenie bloga :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, nie wiem, raczej nie. Bardzo lubię różne live'y z autorami i wydaje mi się, że taka forma na obecne czasy jest właściwa. Ostatnio oglądałem stream z Pauliną Matyńką od Literackiej Agencji Detektywistycznej. Przepytywała ją osoba od książek, niewiele wiedząca o świecie komiksowym. I to było intrygujące jak mocno rozgadana dziewczyna otwierała kobiecie oczy :)

      A poza tym ja dobrze wiem, na czym się skończy urozmaicanie bloga. Stanę się leniwy i zapomnę o korzeniach. Najpierw wywiady, potem relacje z czegoś tam, potem newsy o premierach, spis zapowiedzi Egmontu... czyli wpisy, które zajmują pół godziny poświęconego zamiast dwóch. I skończy się na tym, że recenzja wleci raz na miesiąc :) Kilka fajnych serwisów poszło w tą stroną - ja niekoniecznie chcę :)

      Usuń
    2. O waśnie nie, to powinno być całkiem coś innego niż długie live'y z YT - raczej krótkie wywiadziki na konkretny temat - tu i teraz - może być nawet ściśle związane z recenzją komiksu przepytywanego autora - taki dodatek do recenzji.. Rozumiesz: autor wydał coś nowego, Ty to recenzujesz i od razu możesz podpytać autora o jakieś konkrety.
      Zawsze to trochę więcej do czytania o polskim komiksie. W live'ach to często leją wodę, pytający wpada w dygresje, odbiega od głównego tematu tzn. komiksu. Póki siedzisz w komiksowie i masz kontakty (z żyjącymi jeszcze) polskimi autorami, trzeba by z tego skorzystać. Dla potomności.
      No, ale nie namawiam...

      Usuń

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...