piątek, 3 lutego 2023

Szkielety: Łowcy skór #2 (scenariusz: Radosław Orzeł, rysunki: Paweł Kędzierski, wydawnictwo własne, 2022)

Co tam ciekawego w Osteoporozie? Czy dwóm zblazowanym wapniakom uda się rozwiązać zagadkę Mr. Skina?

Pierwsza część Szkieletów była sympatyczna. Twórcy wykreowali dość oryginalny świat, którego aspekty z przyjemnością odkrywało się strona po stronie. Ale jak się okazało po kilku miesiącach, komiks wyparował z pamięci. Na tyle, że przy zakupie #2 nie było drżenia rąk, że już chcę go mieć, jak najszybciej, zaraz, nie mogę się doczekać lektury. A gdy w końcu wziąłem z kupki drugi zeszyt, otworzyłem pierwszą stronę  to... tamte emocje powróciły. Matecznik znów urzekł swoim absurdalno-menelskim powietrzem.

MacKluski i Wy'Doodley cały czas tropią Mr. Skina, złowrogą postać wykradającą kościotrupy. Jednak pamiętajmy, że to cały czas dwóch kolesi, którzy lubią spędzić czas przy drinku i papierosiku, tocząc przy tym rozmaite dysputy. Robota nie zając, nigdzie nie ucieknie - panowie zdają się wyznawać taką zasadę. A więc i śledztwo posuwa się powoli do przodu, mimo ponagleń od osób trzecich. I mimo iż kościaki od czasu do czasu trafiają na właściwy trop, dają sobie duuużo czasu by dokładniej poeksplorować rozmaite zakątki Kościutrupistanu. 

Druga część przynosi odpowiedzi na wszystkie pytania postawione w poprzednim odcinku. Jak, gdzie, z kim i dlaczego. Ba, dochodzi nawet do niezłej rozpierduszki w finale. Kto był odpowiedzialny za cały ambaras - nie ma szans zgadnąć; zbyt duże stężenie absurdu rządzi fabułą, by móc wykoncypować powiązania. Mimo tego opowieść cały czas ma ręce i nogi - twórcy mocno trzymali scenariusz w ryzach, by im się nie wymknął spod kontroli.

A o to było całkiem łatwo. Gdyż w drugim zeszycie główna fabuła jest jedynie dodatkiem do dygresji socjologicznych wsączanych w karty komiksu. Radek Orzech często używa satyrycznych tricków i posługując się fantastycznym sztafażem, przemyca pewne obserwacje z własnego otoczenia. Kierując swych bohaterów do budynku, gdzie odbywa się Contemporary Art Exhibition ma możliwość w prześmiewczy sposób przedstawić procedury rządzące finansowaniem współczesnych przybytków kultury. Umieszczając jedną scenę w Zamku Strachów dobitnie pokazuje, kto generuje obecne światowe lęki a ukazując publiczny uliczny lincz na wywrotowcach daje wyraz obawie jak łatwo stać się elementem politycznej propagandy. 

Poza tym wszystko po staremu. Kędzierski ze swoją karykaturalną kreską ponownie kreśli skrupulatnie przemyślany świat. Znów upycha po kadrach easter-eegi, kolejny raz serwuje rozmaite graficzne dżołki związane z kośćmi odmienianymi przez rozmaite przypadki i nie narzuca sobie ograniczeń w projektach postaci. Jak narysować bohaterów składających się z samych kości tak by czytelnik zapamiętał ich 'twarze'? Dla Pawła to żaden problem. Co prawda większość z nich wydaje się posiadać jakiś elementy kojarzące się z hitlerowcami (nawet szkieleto-pies!), ale dzięki temu czujemy, że Matecznik nie zapewnia wiekuistego odpoczynku. Kroku w mikro-pomysłach dotrzymuje Orzech. Człowiek dysponuje dowcipem cynicznym, miejscami wulgarnym i przaśnym, ale cały czas inteligentnym. "Stary, jesteśmy goli i nadzy jednocześnie". Ot, tak sprytnie podsumowuje sytuację spłukanych finansowo kościotrupów. 

Choć też #2 ma i gorsze pomysły. Ściszanie postaci na scenie za pomocą pilota może i zostało pomysłowo pokazane (kości służą jako ikonki poziomu głośności), ale kompletnie nie pasuje do fizyki świata, mimo jego licznych absurdalnych założeń. Podobnie jak wrzucenie w dialogi wtrętu o ZUSie - skojarzyło mi się w wujowymi dowcipami telewizyjnych kabaretonów. A największy zarzut mam do monotonii ramkowej. Każda strona (oprócz ostatniej) została podzielona na sześć tej samej wielkości, równych kadrów. Nuda, nuda, nuda. W pewnym momencie pragnąłem jakiejś odrobiny szaleństwa w konstrukcji ramek, by dostać jakiegoś splashpage'a, albo by kadr choć raz przybrał postać kości. Ale nie, sześć kwadratów na stronę musi być. Ziew i oznaki zmęczenia oka panującą jednostajnością  nie pozwoliły w pełni cieszyć się lekturą.

Szkielety w podwójnej porcji, ze wszystkimi multimedialnymi dodatkami, były przyjemną przygodą. O mocno satyrycznym wydźwięku, ale nowatorsko zwariowanym. A ze świata Kościutrupistanu można jeszcze sporo wyciągnąć. Autorzy pokazali, że to uniwersum ma zadatki na rozszerzenia (najbardziej mnie intrygujące - próby dostania się na druga stronę) i nastrugali na tyle charakterystycznych postaci, że każda z nich zasłużyła na swój spin-off. Mając na uwadze, że panowie twórcy dysponują humorem niesztampowym, mało ogranym, z pakietem pozakomiksowych projektów, potencjał na przyszłość widzę znaczący. Jak się polubi konwencję, jest się sprzedanym. 

Pewnie o drugiej części znów szybko zapomnę (jak o większości fabuł opartych na gagach), ale nie będę miał żadnych oporów przed zażyciem trzeciej dawki kalcytoniny. A udostępnione piosenki włączam regularnie.




2 komentarze:

  1. Dziękuję za miłą recenzję. Scenariusz na "drugą stronę" jest, kwestia czas i funduszy. No i zainteresowania ludzi. Pozdrowienia ze "strony"

    OdpowiedzUsuń
  2. Ps. Orzeł:) Olech to taki trójmiejski gangster od Nikosia z lat 90-ch, nie mamy powiązań

    OdpowiedzUsuń

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...