czwartek, 9 lutego 2023

Tajfun: Agenci Nino (scenariusz i rysunki: Paweł Gierczak, wydawnictwo własne, 2022)

Spoiler: w środku nie doświadczymy aż takich fikołków anatomicznych, niż te, które wykonuje Kriss na okładce.

Niech będzie, zacznę od wikipedii. Tajfun to imię bohatera stworzonego przez Tadeusza Raczkiewicza. Przygody wąsatego blondyna ukazywały się w odcinkach w Świecie Młodych w latach 80-tych ubiegłego wieku. Seria doczekał się czterech odsłon; w maju 2012 roku Ongrys opublikował dwa kolejne, nigdy nie ukończone zeszyty. Do momentu śmierci Raczkiewicza w 2019 roku powstały dwa (?) nowe albumy, w których twórca przekazał pałeczkę scenarzysty innym osobom, samemu zajmując się jedynie stroną graficzną. Niestety nie doczekał ładnie wydanej antologii z nowymi przygodami Tajfuna, Kriss i Maar, która była hołdem od nowego, komiksowego pokolenia wychowanego na serii. A w zeszłym roku okazało się, że dzielni agenci powrócą za sprawą jednego z współautorów wspomnianej antologii.

Paweł Gierczak we wstępie do Agentów Nino opisuje swoją znajomość z Tadeuszem Raczkiewiczem. Nie będę czynił skrótów, dość rzec, że przegadali razem mnóstwo godzin, niekoniecznie o suchym pysku. Po śmierci autora, twórca Outsajdersów postanowił założyć na siebie kaptur duchowego spadkobiercy Tajfuna i w efekcie na rynek trafiło wydanie fanowskie - zbiór czterech nowych historii z przygodami Agentów Nino, do kupienia wyłącznie u autora. I mimo, że nie czuję żadnego sentymentu do tej postaci, komiks kupiłem. Głównie dlatego, że wiedziałem jak zdolnym rysownikiem Paweł Gierczak potrafi być.

I muszę przyznać, że 'młody' na kapitańskim mostu rozsiadł się bez kompleksów. I stworzył komiks... niegdysiejszy, o narracji charakterystycznej dla polskiego komiksu z lat 80-tych ubiegłego wieku. Ze wszystkimi wadami i zaletami. Dziś nie tworzy się takich fabuł - campowych i bezczelnie naigrywających się z praw fizyki i logiki. I cholernie patetycznych/grafomańskich. Paweł bardzo często dialogi narratora wszechwiedzącego zwieńczył znakami zapytania. Już od pierwszych stron głos zza offu buduje nastrój "Dawno zapomniana galaktyka Tech-Noir tętniła ongiś życiem. Ale czas biegł nieubłaganie. Dumny układ planetarny B-5 popadł w ruinę i zapomnienie. Tego wieczora na horyzoncie pojawił się tajemniczy pojazd. Lecz co on zamierza??". Opowiadanie, co widać na rysunkach jest może i ujmujące, ale w większych dawkach męczące. O ile dobrze pamiętam - Raczkiewicz rzadko korzystał z tak łopatologicznie prowadzonej opowieści. 

Za to koncepcyjnie i graficznie Gierczak szaleje na całego. Widać, że oryginalne przygody zna na pamięć i czerpiąc z oryginału pełnymi garściami, tworzy scenariusze o wariackim rozmachu. W pierwszej historii Tajfun podróżuje przez kosmos buldożerem, który ma taką wydajność, że potrafi zasypać gruzem całą planetę. W drugim epizodzie jeszcze inna planeta jest przecinana laserem na dwie różne połówki, nawet gorzej - w pewnym momencie znajduje się na kursie z monstrualną radiolatarnią. A gdzieś tam w tle przemyka Ellen Ripley i Predatorzy. Co istotne - Tajfun nie gra we wszystkich opowiadaniach pierwsze skrzypce, swoje pięć minut dostaje Sato a także Kriss i Maar (dziewczyny w mocno autoironicznym wydaniu). A poza tym im dalej w las, tym więcej na kartach komiksu szalonego SF lat 80-tych, gdzie rozsądek siedzi sobie grzecznie w rogu, a na pierwszy plan wybija się niczym nie skrępowana akcja ze spektakularnymi rozpierduszkami.

W warstwie graficznej dość łatwo zauważyć inspiracje mistrzem (szczególnie z późnego okresu, gdy Raczkiewicz rysował już kreską gęstszą i bardziej mięsistą). Paweł ze swadą odtworzył oryginalnych bohaterów i umiejętnie odwzorował charakterystyczny wygląd planet, mgławic i kosmitów. Artysta bez cienia wahania zrezygnował ze swojego stylu, kosztem implementacji pulpowej toporności i europejskiej psychodelizującej fantastyki. Ale też oprócz Raczkiewicza, wyczuwam również wpływ Mike'a Mcmahona, z czasów gdy rysował wczesne historie z Sędzią Dreddem. To ten sam pierwiastek szaleństwa, o lekko anarchizującym posmaku. Immersji dodaje własnoręczne liternictwo - lekko koślawe, miejscami kłujące w oczy, ale nadające całości retro-autentyczności.

I nie miałbym problemu z Agentami Nino, gdyż to przykład kontynuacji robionej z sercem, ale jedna rzecz skutecznie mi zaburzyła całość. Zbyt dużo easter-eggów i popkulturowych nawiązań. Jest w komiksie jeden kapitalny crossover. Z Funky Kovalem, a dokładniej z rysunkiem z tylnej strony okładki Sam przeciwko wszystkim. Świetnie pomyślany i pasujący do awanturniczej konwencji. Ale potem już Gierczak mruga okiem zdecydowanie zbyt często. A to Sokół Millenium, a to Ais z komiksu Mostowicza i Polcha, itd. itp. Powoduje to, że te historie robią się jednorazowego użytku. Przy pierwszej lekturze odnajdywanie nawiązań sprawia frajdę, ale przy kolejnym czytaniu odczuwa się już misz-masz i tekturowość fabularną. Choć wróć - umieszczenie własnej postaci na kartach komiksu również zaliczam do tych lepszych pomysłów.

Nie ma co się czarować. Przygody o wąsatych agencie są tytułem skierowanym do równie wąsatych wujków, którzy dzięki temu komiksowi przypomną sobie wszystkie celebracje związane ze zdobywaniem kolejnych numerów Świata Młodych. Młodzież nie łyknie konwencji - komiks uosabia wszystko co określa się wyrażeniem 'serowe'. Ale jeszcze trochę wujów po świecie chodzi i sens robienia kontynuacji Tajfuna w postaci fanowskich wydań jak najbardziej ma rację bytu. Choć życzyłbym sobie już normalne fabuły bez wciskania na siłę easter-eggów. Gierczak potrafi w Raczkiewicza i nie musi już nic w tym temacie udowadniać, tylko pchać powoli ten buldożer do przodu.




3 komentarze:

  1. Nie mam szczególnego sentymentu do Tajfuna. Czytałem Monstrum w ŚM, całkiem mi się wtedy podobało. Coś jeszcze, ale nie pamiętam już co. Tyle, że to już podobało mi się niezbyt. Ten tytuł chyba zatem niie bardzo jest dla mnie

    Zastanawiam się na ile taka nekromancja na sens. Nie mam na myśli ciągnięcia marki, ale raczej sposób. Wspomniany Dredd jednak ewoluował, myślę że można by to pociągnąć zachowując przygodową pulpowość, ale nowocześniej. I bez zalewu nawiązaniami, też nie przepadam.
    Ale rysunki wyglądają całkiem fajnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie się doczekałem!
    Po serii wpisów-recenzji dzieł "artystycznych" mamy klasykę prawdziwego polskiego komiksu pulpowego. Super! Czekam na więcej takich wpisów.
    Co do samego "Tajfuna - Agenci Nino" to oczywiście jest to 100% Gierka. Zgadzam się, że strasznie dużo tych nawiązań do innych dzieł, ale taki już urok i Gierka i ogólnie pulpowo-campowych tworów klasy B,C i D.
    I oczywiście zgadzam się, że może nie w takiej formie, ale bardziej "na poważnie" powinno się stworzyć taką serię współcześnie (może nawet zeszytówkę) z przygodami Tajfuna - mocno pulpowo-rozrywkową, ale z dobrymi scenariuszami.
    I tu może być właśnie problem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Komiksy Gierka są niesamowite! Jest w nich wszystko czego brakuje dzisiejszym polskim komiksom. Super furacze, karkołomne pościgi, akcja, kosmici, super laski. Bardzo polecam tego autora.

    OdpowiedzUsuń

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...