sobota, 12 marca 2022

Mroczny kapłan (scenariusz i rysunki: Łukasz Marko, wydawnictwo własne, 2013)


Komiksy Łukasza Marko namierzyłem szperając sobie po stronie Kamila Boettchera. I podobnie jak Lupus, to indie komiksiarz zafascynowany horrorową pulpą klasy Z. Na pierwszy ogień biorę nieskończoną opowieść o pewnym byłym księdzu.

Główny bohater kiedyś wierzył w Boga i z zapałem szerzył wiarę katolicką. Aż przyszła wielka zaraza i związane z nią masowe wymierania niewinnych ludzi. W kapłanie coś pękło, odwrócił się od głoszonej wiary i stał się cynicznym Padliniarzem - człowiekiem, który zwozi trupy do krematoriów i pobiera za każdy przywieziony korpus stosowną opłatę. Pewnego dnia rutynę przerywa felerny załadunek - wiezione do spalenia trupy wstają z martwych. Sytuacja pogarsza się z godziny na godzinę. Hordy krwiożerczych zombie rosną w siłę a źródło inwazji wydaje się być powiązane z pewną postacią szukającą księgi o nazwie Necronomicon.

I... cóż, to jest bardzo źle napisany komiks, nawet jak na pulpowe standardy. Pierwsza strona podaje informację, że akcja dzieje się w głębokim średniowieczu, ale... ciężko w to uwierzyć. Tu mało elementów pasuje to tego okresu - panuje pomieszanie z poplątaniem. Krematoria, w których pali się zwłoki kojarzą się z budynkami z rewolucji technologicznej, architektury wsi są XIX-wieczne, w oknach szyby, na ścianach kinkiety. Bohaterowie mówią post-modernistycznym językiem a autor zbyt często wplata w dialogi słowa nieznane dla średniowiecza. Skąd znajomość gumy w tamtej epoce, skąd teksty w stylu 'chciałeś mnie przekręcić na kasę'? Tak, zdaje sobie sprawę, że Mroczny kapłan to undergroundowy pastisz dark fantasy, ale tu ma miejsce ewidentny brak researchu, który kłuje w oczy.

Dwa. Główny bohater. Społeczeństwa nim gardzi - gdziekolwiek się pojawi, w jego stronę lecą wyzwiska i kamienie. Choć po prawdzie, ciężko zrozumieć czemu. Marko twierdzi, że to dlatego, że zarabia na przewożonych zwłokach. Ale... grabarze robią podobną robotę i oprócz ogólnej ohydności zawodu, nie wywołują aż tak negatywnych emocji. Więc skoro nie da się zrozumieć podbudowy charakterologicznej komiksu, nie da się utożsamić z bohaterem już do końca. Szczególnie, że Padliniarz jest w przerysowany sposób wyszczekany i zblazowany a jego onelinery gasną w powietrzu zanim dotrą do wrażliwości czytelnika.

Trzy. Rozdział czwarty. Nie wiem czy taki zamysł był od początku, ale wprowadzenie na tym etapie rozwiązań ala 'Scott Pilgrim' zarżnęło budowaną wcześniej narrację. I mimo iż to najfajniejszy rozdział komiksu, to jednak wstawki rodem z gier komputerowych niwelują wytworzony nastrój gore na rzecz wirtualnej zgrywy. Być może Marko miał pomysł na wytłumaczenie takiej narracyjnej wolty, ale że porzucił tworzenie komiksu po pięciu zeszytach (w ostatnim rozpoczął nowy plot) to trochę sam jest sobie winien :)

Ale żeby całkiem nie marudzić. Jest w Mrocznym kapłanie kilka fajnych rzeczy. Łukasz ma chwile, kiedy udanie operuje kiczem (rozdział czwarty!) i sprawnie żongluje kliszami. Miesza w bardzo zjadliwy sposób epidemiologiczny mrok, zombiczną zabawę w rozpruwanie flaków i oddziałujące na wyobraźnię motywy czarnej magii. A krzyże jako zabójcze bronie na każde infernalne plugastwo robi dzień jak raid Legolasa na deskorolce w filmowej wersji Władcy Pierścieni.

Graficznie Marko siedzi po uszy w undergroundzie. Chłopak ma rękę do nerwowej, niedokładnej kreski. Szast-prast i już mamy brzydką twarz, grób, chałupę, zombiaka. Ale owa programowa, klimatyczna brzydkość bez zgrzytu niesie absurdalno-mroczną historię, w której już za początku trzeba zawiesić niewiarę. Dostajemy trochę rozrywanych członków, ale nawet sceny gore są umowne - w komiksie nie chodzi o przestraszenie ani zniesmaczenie czytelnika; tylko tworzenie swoistej komediowej wersji Evil Dead.

Propsuję zabawy kadrami w ukazywaniu ciekawych kątów widzenia  orazzastosowaną paletę kolorów. Brudną, zgnitą, błotnistą. Z zastrzeżeniem, że wolę spójność kolorystyczną w wersji angielskiej. Tworząc najpierw polską wersję Łukasz kombinował z kolorami z odcinka na odcinek, co było fajne, gdy się czytało komiks na bieżąco, ale po latach takie zmiany, przy okazji lektury całości, wybijają z rytmu.

Ogólnie to zły komiks. I nie ukończony. Czytać jak najbardziej się go da, gdyż wątki się fajnie 'kumulują' w zeszycie czwartym, ale... tak się nie powinno pisać komiksów. Tę historię dałoby się przedstawić lepiej, przy zachowaniu tej całej post-modernistycznej zgrywy. A komiks do przeczytania po polsku jest tu (tylko trzy rozdziały) a po angielsku tu ('całość').





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...