poniedziałek, 18 października 2021

Henryk Kaydan: Post Scriptum (scenariusz i rysunki: Jakub Martewicz, wydawnictwo własne, 2021)


Ja rozumiem rebooty, ale żeby pozbawić bohatera znaku rozpoznawczego, jakim jest wąs? No nie wiem...

Post Scriptum to tłuste wydanie zbiorcze zawierające dalsze losy Henryka Kaydana (numery #7-#10), czteroczęściowy elseworld Droga do piekła oraz zajawkę potencjalnej nowej serii z zupełnie nowym bohaterem. A to wszystko w full color, co dobitnie pokazuje, że Jakub Martewicz jest nie tylko zdolnym rysownikiem ale ma także nosa do przytomnego kładzenia koloru.

Zeszyt #7 zaczyna się od prawdziwej bomby. Po sensacyjnych wydarzeniach z poprzednich części Kaydan ledwo uchodzi z życiem. I przyznam, że okoliczności w których dokonano zamachu na jego życie są najsłabszym elementem komiksu. Rozumiem chęć nowego otwarcia i pozostawienia całego bagażu bondowskiego klimatu poprzednich części, ale... jedna postać stała się kompletnie out-of-character i ciężko przejść do porządku dziennego nad jej decyzją. Podobnie późniejsze akcje w szpitalu. Pojawia się tam inna postać, która wywarła duży wpływ na Kaydana ale kto to był? Skąd się wzięła? Mogę tylko zgadywać, że to członkini organizacji, o której opowiadał story-arc Odliczanie. A wątki z siódmej odsłony chyba już nie będą kontynuowane. Sądzę, że Jakub był tego świadom, wiedział że pogrzeb starej serii wyszedł mocno 'edgy' i czytelnicy będą kręcić nosem, ale swoje osiągnął - od kolejnego numeru klimat serii zmienił się dość mocno.

Gdyż w kolejnych częściach Henryk Kaydan przestaje być agentem ABW a zostaje kimś w rodzaju prywatnego detektywa, który jest wzywany do przypadków dziwnych. A my czytelnicy jesteśmy świadkami dwóch takich spraw. I tu Martewicz nie rezygnując z kilku wypracowanych elementów (piękne kobiety i przykładanie luf pistoletów do skroni) zaczyna serwować opowieści z dreszczykiem. I gdy już czytelnik nabierze purpury na wzburzonej twarzy, że jak to z serii sensacyjnej zrobić Archiwum X, Martewicz w finale podsuwa mini twisty fabularne, które ów wzrost ciśnienia obniżają. I oczywiście owym zwrotom akcji można dużo zarzucić, jeśli chodzi o prawdopodobieństwo, ale hej! mamy do czynienia z mainstreamowym ongoingiem w amerykańskim wydaniu, w których to akcenty kładzie się na przygodową warstwę niż realizm. I zeszyty #8-#10 czytało mi się znacznie lepiej niż #7, po którym miałem więcej pytań niż odpowiedzi.

W Henryk Kaydan: Droga do Piekła Martwicz postanawia kolejny raz poeksperymentować w konwencją. Tak więc tworzy sobie alternatywny, post-apokaliptyczny świat, w którym pozostali przy życiu ludzie organizują się w walczące ze sobą gangi. Kaydan w tej mini-serii ma jedno zadanie - przeżyć. Co ciekawe - to komiks (prawie niemy) a Jakub sprawnie prowadzi brutalną narrację z manierą blockbusterowego reżysera. I to się świetnie czyta/ogląda - jest napięcie, są emocje, jest niezły vibe. Praca nad tą opowieścią musiała być mocno obciążająca artystę, gdyż w ostatnim zeszycie... nie dostajemy zakończenia! Jakub w czwartym zeszycie postanowił przełamać czwartą ścianę i zamiast skupić się na fabule wszedł w monolog z czytelnikami, zwierzając się z wypalenia zawodowego, niemocy twórczej i chaotycznych pomysłów ganiających mu po głowie. Doceniam taką swoistą spowiedź, jestem pod wrażeniem formy jaką przyjęła, nie mam żalu o brak zakończenia, aczkolwiek muszę zaznaczyć, że Droga do piekła to najlepsza rzecz Martewicza, jaką miałem okazję przeczytać. I się powoli przygotowuję na więcej fantastyki w HK...

Planeta Nieumarłych jest z kolei historią z nowym bohaterem, Janem Bananem, który ma dostać swój własny pełnometrażowy komiks. Jest to prosta opowieść sf o lądowaniu na planecie wywołującej u ludzi wizje i majaki. Wydaje mi się, że Martewicz miał "wsteczny" pomysł na ten komiks. Mam wrażenie, że chciał sobie porysować trochę czaszek i wampiro-klaunów, więc sobie wymyślił, że takie monstra będą pasować do sytuacji, które będą efektem jakiś halucynogennych sytuacji. Na przykład biorących się z wyziewów obcej planety. I cyk, jest już scenariusz! Rozumiem takie podejście, efekt finalny jest niezły, choć to historia z gatunku tych, które po godzinie się zapomina. Oby zapowiadana Kocia planeta z tą postacią miała większy impact factor!

Post Scriptum to kronika wciąż ulepszanego warsztatu Martewicza. Jakub poprawia wszystko - anatomie, emocje na twarzach, lokacje, sceny akcji i idzie krok dalej szlifując kreskę tworząc bardziej fantastyczne kadry i delikatnie eksperymentując z narracją. Co prawda jest przewidywalny w niektórych rozwiązaniach fabularnych mocno zanurzonych w amerykańskim komiksie środka, ale w sumie można to równie dobrze podpiąć pod łatkę twórcy charakterystycznego :) Czytelnik niech głosuje portfelem. Ci, którzy połknęli haczyk (jak ja!) już zacierają ręce z radości, gdyż w zapowiedziach są już kolejne tytuły pod szyldem naszej rodzimej fabryki cudów!

A historie składające się na Post Scriptum można w wersji cyfrowej przeczytać tu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...