czwartek, 14 grudnia 2023

Mary Shelley's School for Monsters: La Llorona in the Machine (scenariusz: Jessica Maison, rysunki: Anna Wieszczyk, wydawnictwo Wicked Tree Press, 2023)

Anna Wieszczyk dostała niełatwe zadanie - narysować spooky historię dla dzieciaków, gdzie na kartach będą się przewijać duchy, zombie, nekronomicony, meduzy i pewien potwór uwięziony w komputerowej grze - i jednocześnie nie ocierać się o graficzny banał.

Tak, w tytule chodzi o tę Mary Wollstonecraft Shelley, autorkę powieści o Frankensteinie. Akcja komiksu zaczyna się w 1809 roku, w którym to dwunastoletnią Mary zastajemy... zaczytaną przy grobie swojej matki. W pewnym momencie dziewczynka zauważa dziwne światło dobiegające z pobliskiego grobowca. Zaciekawiona wstępuje do środka, by sprawdzić co tam się dzieje. A dzieje się sporo - pewien czarny charakter poszukuje "żywego" Necronomiconu, by użyć go do niecnych celów. Koniec końców, na wskutek wydarzeń na cmentarzu, Mary Shelley zostaje rozdzielona na dwie istoty - tą materialną, której historię dobrze znamy - i astralną, należącą do świata duchów. Która niedługo później zakłada tytułową Szkołę dla Potworów.

Owa szkoła mocno przypomina placówkę Charlesa Xaviera dla uzdolnionych mutantów. Mary przez dwieście lat "nie-życia" zdążyła odszukać wiele potworów skrzywdzonych przez ludzi i umieścić ich w bezpiecznym miejscu, pozwalając by budynek stał się ich domem. Część z nich cały czas wymaga szczególnej uwagi, gdyż ich zdolności mogą być zagrożeniem nie tylko dla ludzi (co mogłoby spowodować kolejne zarzewie konfliktów z gatunkiem ludzkim), ale także sprawić niemały ból niematerialnym istotom. Pewnego dnia duch Shelley dostaje wiadomość, że w Arizonie zaczęły ginąć ludzkie dzieci. Co samo w sobie nie stanowiło powodu do interwencji nadnaturalnej organizacji, jednak porwaniom tym towarzyszyło zniknięcie potężnego potwora - La Llorony. Dziewczyna postanawia zorganizować ekipę poszukiwawczo-ratowniczą i udać się do świata rządzonego przez człowieka.

Jessica Maison ma na koncie kilka komiksów, a jednak podczas lektury miałem wrażenie, że nie do końca wie, kto ma być końcowym odbiorcą tego tytułu. Są momenty, gdzie rozwój fabuły jest konstruowany pod młodego czytelnika i rzeczy dzieją się, bo się dzieją (choćby w Prologu - nie do końca wiadomo czy Mary znała wcześniej niejakiego Pana M., gdyż wie jak ma na imię, mimo iż sam go nie zdradził, bądź podkręca napięcie każąc swoim bohaterom biec, tylko po to, by stronę później pokazać jak w spokoju piją herbatkę). Ale też scenariusz porusza o wiele mroczniejsze tematy - toksycznych relacji, depresji czy rodzicielskiej odpowiedzialności. Wygląda na to, że Jessica bardziej ponad zwartość fabularną postawiła na atrakcyjną dziwność wykreowanego świata.

I tu na arenę wkraczają rysunki Anny Wieszczyk. Dziewczyna narysowała bohaterów na kształt porcelanowych lalek - o raczej filigranowych ciałach, zbyt dużych głowach i jeszcze większych oczach. Co sprawia, że mangowe inspiracje u Wieszczyk są od razu czytelne, choć równie często na pierwszy plan przebijają się nawiązania stylistyczne do amerykańskich młodzieżowych cartoonów. Dzięki czemu całość nabrała grzecznego, halloweenowego posmaku - jest gotycko, momentami "strachowo", ale barokowy przepych i orgiastyczne kolory oddziałują na percepcję czytających głównie przez dostarczanie pozytywnych bodźców wizualnych. Kreacja Meduzy, mimo iż to postać drugoplanowa, kradnie każdą scenę. Pozostali bohaterowie tak mocno wypełniają kadry, że szybko nawiązuje się z nimi więź empatyczną. Krajobrazy i dalsze plany zostały nasycone ciekawymi freakowymi elementami (rośliny, poskręcane drzewa, zamknięty cyrk, wnętrza Szkoły) - oko zwyczajnie się cieszy z ich wyłuskiwania. Również mile łechcą wzrok użyte kolory - tu pełen zakres barw, od zimnych do ciepłych, wymieszanych dodatkowo w psychodelicznej feeri.

La Llorona in the Machine wydaje się być początkiem cyklu. Świadczy o tym choćby to, że tak naprawdę niewiele zobaczyliśmy mieszkańców placówki (o których tak często się wspominało), więc potencjał na ukazanie nowych, niesamowitych mieszkańców przybytku jest ogromny. Sam komiks czaruje głównie oprawą graficzną; scenariusz mógłby być bardziej konsekwentnie poprowadzony. Jessica Maison, mimo czerpania garściami z problematyki, z którą na co dzień mierzą się X-Men, zaledwie trąca społeczne tematy, przykrywając je płaszczykiem bajkowej przygody. Rozwiązanie zagadki La Llorony niesie ze sobą ważny społeczny przekaz, odpowiednio złagodzony pod młodszą publiczność, szkielet fabularny zawiera wiele odniesień zrozumiałych dla współczesnych dzieciaków, jednak zamknąłem komiks z przeświadczeniem, że tę 130 stronicową historię dałoby się opowiedzieć sprawniej.

A Anna Wieszczyk powinna być częstym gościem na naszych festiwalach komiksowych!

Tekst został napisany na podstawie pdf-a, który nabyłem podczas kickstarterowej zbiórki. Można sądzić, że drukowana wersja będzie kiedyś dostępna w Atom Comics, jak wcześniejsze zagraniczne kolaboracje Anny. Ale na razie nie ma.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...