środa, 31 sierpnia 2022

Never Ending Summer (scenariusz i rysunki: Zvyrke, wydawnictwo własne, 2020)

Ostatni dzień wakacji... Jakże chciałoby się niekończącego się lata! 

Czwórka amerykańskich przyjaciół właśnie skończyła ostatni rok nauki w liceum. Za chwilę ich drogi się rozejdą - wakacyjne prace, a później rozpoczęcie studiów w naturalny sposób rozluźni młodzieńcze zażyłości. Honesty, Andrea, Jake i Stanley wynajmują kampera i jadą na ostatni wspólny wyjazd na jakieś zadupie. Jest początek wakacji, 30 czerwca. Dość szybko pada hasło 'Niech to lato się nie kończy!'. Wkrótce grupka przekonuje się, że wpadła w jakiś pokrętny dzień świstaka i jest zmuszona przeżywać wciąż na nowo te same chwile. Przy czym słowo 'przeżywać' w tym kontekście ma kluczowe znaczenie, gdyż trup ściele się gęsto.

Zvyrke w kolejnym komiksie z uniwersum zvyrolverse bardzo szybko rusza z akcją. Pierwsza krew leje się już na piątej stronie, kiedy to przyjaciele zadają sobie ból by sprawdzić czy czasem aby nie śnią o sytuacji, w której się znaleźli. A dalej dostajemy już czysty festiwal gore. W bohaterach rodzą się najniższe instynkty; niektórzy okazują się być niezłymi psycholami. Autorka niekoniecznie dba o prawdopodobieństwo wydarzeń, pod względem charakterologicznym każdy jest 'edgy' - tu główną oś opowieści zajmuje powtarzana co świt makabra. Z tego względu początek historii trochę razi pozbawionym podstaw przerysowaniem, jednak Zvyrke mając świadomość zbyt groteskowego punktu wyjścia, z każdą kolejną stroną rozkłada fabułę na klarowniejsze elementy. Never Ending Summer podzielony jest na rozdziały, w których środki ciężkości zogniskowane są na poszczególnych bohaterach. Dzięki temu prostemu zabiegowi, podczas lektury wyłania się sprytny system naczyń połączonych. Pewne osoby nie są tymi, którymi się wydają, osobowość Jake'a Mognity staje się zrozumiała a jego historia sprytnie nawiązuje do wydarzeń z D-emonology, raczkujący wątek miłosny stanowi pożądane dopełnienie godne dobrego slashera.

A jak horror, musi być i czarny charakter. A ten znamy z debiutu. Przy okazji D-emonology napisałem, że to dobrze napisany villian. Zdanie podtrzymuję. Zuo pojawia się w tym komiksie stosunkowo rzadko, ale jego każdorazowe wejścia mają odpowiedni ciężar fabularny. Może czasami zachowuje się zbyt młodzieżowo, ale wciąż jest tajemniczą, budzącą grozę postacią. Przerażają jego moce (zapętlanie czasu!), niepokój wzbudzają myśli do czego ów demon może finalnie dążyć, póki co autorka nie zająkała się ani słowem o jego możliwych słabych punktach. Zakończenie również nie napawa optymizmem...

Gdyby Never Ending Summer był amerykańskim filmowym horrorem, na filmwebie dostałby ocenę góra 4/10. Gdyż Zvyrke zużyła na NES sporo slasherowych klisz. Grupka przyjaciół w lesie, komuś odbija, ktoś się w kimś podkochuje, na koniec przeżywają nieliczni. Ale to nie X muza. To mroczny, undergroundowy, kanciasto narysowany komiks, który tylko udaje wesołkowatość. Gdyż wystarczy wyobrazić sobie siebie na takim zapętlonym wyjeździe, mając świadomość, że każdego dnia ktoś będzie nam butelką podrzynał gardło. I cała jajcarskość nagle pryska...

Odstawienie na chwilę na bok emo-kultury wyszło autorce na dobre. Nowi bohaterowie są ciekawi na swój sposób, mimo programowego szarżowania okropieństwami a motyw czasowego loopu nie śmierdzi filcem. Ta odnoga zvyrolverse również dobrze prognozuje na przyszłość. Do zobaczenia więc w WilderNESs!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...