sobota, 14 maja 2022

Zaginiony klucz (scenariusz i rysunki: Karol Łukasiewicz, wydawnictwo Ośrodek Kultury i Sztuki "Resursa Obywatelska", 2022)

Oto komiks, w którym jednym z 'bohaterów' jest słodki wypiek w kształcie klucza, dostępny u lokalnych wytwórców zrzeszonych w Cechu Piekarzy w Radomiu. Zdumiewające, ale ten tytuł jest lepszy od niejednego komiksu edukacyjno-historycznego.

Co roku w marcu w Radomiu jest organizowane święto na cześć patrona miasta, św. Kazimierza Jagiellończyka. Od niecałej dekady podczas tej imprezy można także nabyć Klucze św. Kazimierza - drożdżowe bułki z plecionką o charakterystycznym kształcie. Wypiek zdobył na tyle wielką popularność, że wzór i nazwa zostały zastrzeżone przez tamtejszy Cech Piekarzy. Czy wyrób osiągnie taką rozpoznawalność jak np. rogale świętomarcińskie? Całkiem możliwe, przy odpowiedniej promocji. A jednym z elementów, mających zwiększyć zasięgi jest powyższy komiks, który przedstawia legendę związaną z ową słodką bułeczką.

"Niedoszły król, przyszły święty, oraz jego klucz". Taki napis wita nas na stronie tytułowej. Choć fabuła zaczyna się współcześnie. Widzimy postać zakonnika, który w zaciszu swojego pokoju zaczyna spisywać legendę o kazimierzowym kluczu. Na początku kreśli zarys wielkich wydarzeń w XV-wiecznej Europie, dopiero później skupia na interesującym nas wydarzeniu, jakim było przybycie wnuka Władysława Jagiełły do Radomia w 1481 roku. Jagiellończyk dość szybko zyskuje uznanie jako mądry władca i gorliwy katolik. Mieszczanie, by wyrazić swoje oddanie, wręczają mu podarunek - misternie wykuty i wyrzeźbiony drogocenny klucz do drzwi właśnie powstającego kościoła farnego. Podczas potopu szwedzkiego klucz gdzieś ukryto i słuch po nim zaginął. Ile w tej legendzie jest prawdy? Miejscowi działacze wierzą, że do dnia dzisiejszego gdzieś tam leży i czeka na swojego znalazcę. I zapraszają poszukiwaczy przygód do Radomia na poszukiwania. Oraz do odkrywania walorów smakowych kazimierzowego specjału.

Właściwie opisałem całą fabułę. Ale to nie jest w tym komiksie najważniejsze. Chodzi o to, jak ona została opowiedziana. Karol Łukasiewicz poszedł pod prąd podobnych produkcji i zamiast przedstawić ukomiksowaną historię regionu z toną tekstu w didaskaliach rodem z licealnych bryków, skupił się na... człowieku. W tym komiksie jest wiele stron bez żadnego tekstu. Łukasiewicz operuje kamerą z wrażliwością filmowca, robiąc długie najazdy począwszy od otoczenia, na zbliżeniu twarzy skończywszy. Bardzo lubię scenę z poranną pobudką królewicza. Karol narysował nam jego sypialnię z potężnym łożem z baldachimem, a sam Jagiellończyk śpi na rozłożonej na podłodze macie. Czy trzeba słów, by pokazać nam stroniący od przepychu charakter Kazimierza? Autor przez parę kolejnych stron pokazuje nam dzień z życia władcy - poranną toaletę, spacer po grodzie, modły w kościele, rozwiązywanie sporów czy przynoszenie ulgi cierpiącym. I wszystko to przy minimalnej ilości słów. Gdyż Karol Łukasiewicz zastosował tu rozsądną zasadę nie traktowania czytelnika jako idioty - nie stara się wmówić czemu Kazimierz Jagiellończyk zyskał przydomek świętego, po prostu pokazuje nam fragment codzienności ufając, że osoba pochylona nad komiksem sama 'połączy kropki'. Co prawda w ostatnim akcie opowieści dostajemy już encyklopedyczny skrót, na szczęście samo zakończenie spina się fajną klamrą z prologiem.

Nie mogę przestać patrzeć się na okładkę. Prosta, minimalistyczna wręcz, ale bije od niej jakiś magnetyzm. Tym komiksem Łukaszewicz pokazuje, że jest interesującym rysownikiem. Gdy akcja dzieje się w teraźniejszości - kreski mają charakterystyczne elementy rysowanych na komputerze. Niektóre linie są nienaturalnie równe, twarze mają ostre rysy, a kolory cechują się photoshopowym nasyceniem i gradientami. Sytuacja zmienia się, gdy przenosimy się w przeszłość. Kolory przybierają barwę sepii, kreska staje się giętka, a dalsze plany ulegają 'wyciszeniu' i wyblaknięciu. Bardzo odpowiada mi taka poetyka rysunku. Dodatkowo twórca stawia w centrum padającego wzroku pozornie niepozorne gesty: dłonie złożone do modlitwy, spojrzenie na trzymany klucz, nałożenie korony... Karol nie lubi się śpieszyć - potrafi na całej planszy rozplanować proces topienia złota czy pokazać przemarsz zakonnika klasztornymi korytarzami. Autor lubi celebrować chwile, przeciągać je i nadawać im znaczenie o wielkiej sile wyrazu. Te elementy sprawiają, że zdecydowanie wolę takie przedstawienie historii w komiksie, niż slajdy historiograficzne.

Zaginiony klucz to komiksowa interpretacja lokalnej legendy. Ani specjalnie oryginalna, ani zajmująca. Wręcz nudna, gdyż nie ma w niej diabłów ani dramatycznych wydarzeń. Ale Łukasiewicz narysował ją w mocno liryczny sposób. I do minimum ograniczył warstwę tekstową, czym pozwolił historii mówić własnym tempem i słowami. Dzięki czemu tytuł czytało mi się o wiele lepiej niż Batorego.

p.s.: Informacja o tym komiksie pojawiła się jakiś czas temu na grupie Współczesny komiks polski. Twórca nie wiedział jeszcze w jaki sposób nakład (500 egz.) będzie dystrybuowany. Jak się potem okazało, komiks został przeznaczony do rozprowadzania jedynie przez Cech Piekarzy podczas imprez. Swój egzemplarz otrzymałem od autora, ale tylko dlatego, że go atakowałem mailami i byłem dość namolny w przypominajkach :) Za co niniejszym przepraszam. A tytuł powinien być dostępny szerzej, choćby w wersji pdf. M.in. po to, by pokazać, że komiksy okołohistoryczne można tworzyć 'inaczej'.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...