sobota, 24 czerwca 2023

Terra Incognita #2: Intuitio (scenariusz i rysunki: Łukasz Ryłko, wydawnictwo własne, 2023)


Czyżby to pierwszy komiks dadaistyczny? Tego nie wiem, ale przy nim wariactwa Granta Morrisona to podstawówka.

To kontynuacja wydanego w 2021 roku przez Kulturę Gniewu komiksu o dziwnych przygodach robota Jedynki. I pojawiającej się regularnie na kartach czarnej substancji zwanej Szalejem. W tomie pierwszym autor głównie opowiadał obrazem, był dość powściągliwy w dialogach. W tomie drugim odwrócił proporcję i zaatakował czytelnika ścianami tekstu.

Na pierwszych stronach widzimy jak farba z szalejem tworzy nowy świat. Do niego - w oryginalny sposób - dostaje się nasz robot z wyrysowaną ogromną jedynką na 'piersiach' (pamiętamy wcześniej, że był człowiekiem o imieniu Jan). Od razu zaczyna rozmowę z wbudowanym w trzewiach procesorem. Obie świadomości podejmują mocno schizofreniczną drogę przez zalesioną krainę, napotykając co chwilę przedziwne postacie rodem z surrealistycznych snów, podejmują rozmazane przyczyno-skutkowe questy (np. poszukiwanie odkurzacza) oraz uciekają przed lokalnymi fenomenami w stylu igrzysk olimpijskich.

Intuito to zwariowane motywy rodem z Alicji w Krainie Czarów, Dzienników Gwiazdowych Lema, dzieł Grzegorza Janusza i Tomasz Niewiadomskiego oraz narkotycznych tripów Alana Moore'a i Granta Morrisona. Postacie gadają dużo, głównie strumieniami świadomości. W ciągu jednego dialogu potrafi nastąpić słów cięcie-gięcie oraz.. zmiana wątku. Rozmowy rzadko kiedy są 'normalne', często bywają rozpuchnięte od słów blisko znawczych i szumu składniowego. Ryłko eksperymentuje z formą, rozszerza granicę abstrakcji, wznosi post-modernistyczne zabawy w skojarzenia na wyższy poziom oraz łamie czwartą ścianę w zawoalowany sposób dyskutując z czytelnikiem. Ba! Nawet w pewnym momencie do głównych bohaterów dzwoni przez telefon fabuła, przedstawiając swoje oczekiwania wobec budowanej opowieści!

W tym całym dadaistycznym bagnie i wylewnych słowotokach, Łukasz na swój zwichrowany sposób stara się przemycić kilka uwag z ostaczającej go rzeczywistości. Próbuje w somnabuliczny sposób opowiedzieć o podstawach działania korporacji, systemie edukacji, nakreśla parę slajdów z codziennego życia ale też przemyca swoje przemyślenia na temat roli sztuki (bądź jej formy) w społeczeństwie. Wyłuszczyć owe 'prawdy' nie jest łatwo, najpierw trzeba się przedrzeć przez 280 stron graficzno-literackich wybigasów.

"Fabuła" jest serwowana w dość prosty sposób. Jedynka dzierży swoją znaną z tomu pierwszego laskę i przemierza leśne dróżki. Właściwie za każdym większym drzewem mija absurdalne postacie - a to kolejne wymyślne roboty, a to antropomorfizowane przedmioty czy figury geometryczne, czasami na swej drodze napotka ludzi i krasnoludów. A gdzieś przez cały czas przewija się czarna maź, raz nazywana farbą, innym razem Szalejem, a jeszcze innym - Zmorą. Właśnie owa ciecz jest sprawcą największych mindfuckowych przejść - wówczas Ryłko pozwala sobie na wpuszczenie w opowieść jakże potrzebnego tlenu. Podwątek z kosmicznymi waleniami jest świetny (i niemy!) a scena z opętaniem przez szalej oddziałuje w podobny sposób co Black Hole Charlesa Burnsa. 

Ale mimo tych całym eksperymentów ze słowem, przestrzenią i linearnością - Intuito czyta się ciężko, miejscami dialogi przypominają bełkot, niczym u Witkacego. Owszem, autor poniekąd sam się z nich 'tłumaczy', niemniej jednak od komiksu odbić się łatwo. Podobny przypadek ostatnio miał miejsce w Baranach - można docenić kunszt takiej nowomowy i prób rozszerzenia możliwości gatunku, ale trzeba do tego też ogromnego samozaparcia czytelniczego i niekoniecznie nagroda będzie warta świeczki.

Za to graficznie Ryłko daje kolejny raz popis zwariowanej wyobraźni. W Fungae mieliśmy kilometry kwadratowe narysowanych bagien, tutaj Łukasz narysował las o podobnej przestrzeni. Ale ryłkową krainę zamieszkują bardzo cudaczne stwory - nie sposób nadziwić się kolejnym postaciom, które Jedynka napotyka na swojej drodze. Część bohaterów wraca, część służy jedynie za tło, szalej lubuje się w kreowaniu szalonych kształtów, widać wyraźne inspiracje stylem Daniela Mroza. I patrzy się na ten cudaczny czarno-biały świat z lekką astmą: z jednej strony mózg zostaje zaatakowany szczegółowością planów, ale też szybko zostaje przeładowany feerią zmian 'krajobrazu'. To zdecydowanie komiks nie na jedno podejście - po trzydziestu stronach należy zrobić sobie przerwę.

Chyba wiem, czemu Intuitio autor zamieścił za free na swoim blogu. Wydawcy mieli prawo się wystraszyć czy to się sprzeda. (edit: będzie zbiórka na wydanie w formie papierowej). To jeden wielki eksperyment, pochwała pure nonsensu, wspomniany poemat dadaistyczny. Rzecz dla literaturoznawców ciekawa; można pewnie zrobić doktoraty analizując warstwę fabularną. Dla statystycznego Kowalskiego może być być dzieło z zakresu 'too much is too much'. W tekście o pierwszym tomie wspominałem, że z chęcią wrócę do świata Terra Incognity - nad ponowna lekturą dwójki będę musiał się zastanowić. Nie sądzę, że to rzecz zła, zapewne część czytelników może określić ją jako wybitną, ale to dzieło zdecydowanie na samotną wyspę, gdzie ma się dużo wolnego czasu.



1 komentarz:

  1. Nie wiem, co bym wybrał na bezludną wyspę, ale chyba jednak co innego.
    Nie wiem co by musiało być nagrodą, by uczynić przebijanie przez ten rwący słowotok wartym swej ceny.
    I żal mi to pisać, bo rysunki są świetne, podobnie jak w tomie poprzednim. Widać ogrom pracy. Tyle że ja czytając też czuję się jakbym pracował. Zacząłem, więc pewnie doczytam, ale nie pokocham.
    Ale pełny metraż o kosmowaleniach totalnie bym czytał. Cała te sekwencja jest znakomita.

    OdpowiedzUsuń

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...