niedziela, 18 czerwca 2023

Szalona zagroda (scenariusz: Mateusz Wiśniewski, rysunki: Michał Araszewicz, wydawnictwo własne, 2023)


Stefan Grabiński jest określany mianem ojca rodzimej literatury grozy i opowieści niesamowitych. Mimo, iż zyskał przydomek polskiego Poe bądź polskiego Lovercrafta, współcześnie jego dokonania są znane głównie w wąskich grupach parających się fantastyką. Na szczęście w ostatnich latach na rynku ukazały się wznowienia jego powieści i zbiorów nowel, więc możliwość poznania jego twórczości jest na wyciągnięcie ręki. Mateusz Wiśniewski z Michałem Araszewiczem postanowili pójść za ciosem i przekuć na komiksowe medium jedne z opowiadań.

Szalona zagroda ukazała się w 1908 roku, w czasach gry Grabiński używał pseudonimu Stefan Żalny. To krótka opowieść, można ją przeczytać w 15 minut. Bohaterem jest pewien wdowiec, ojciec dwojga dzieci, który nie mogąc poradzić sobie z traumą po śmierci żony zaczyna prowadzić dość tułacze życie. Mając w głowie teorie głoszone przez przyjaciela z młodości, postanawia na chwilę osiąść w opuszczonej chałupie położonej na skraju niewielkiej mieściny. Zagroda już od pierwszych chwil sprawia posępne wrażenie, a najbardziej zagadkowy obiekt tworzą liszaje na jednej ze ścian narożnej izby po oderwaniu się tynku, ułożone w struktury przypominające enigmatyczny obraz...  

Wiśniewski dokonując adaptacji postawił na pewne, być może kontrowersyjne, decyzje. Nie ingerował w materiał źródłowy, wybrał z opowiadania kluczowe frazy i przepisał je w scenariuszu, ze wszystkimi archaizacjami językowymi. Przy pierwszej lekturze nie było łatwo mi się przestawić. Proza Grabińskiego jest dość rwana i natchniona, pełna wielokropków, wykrzykników i zawieszeń myśli. Samo więc siłowanie się z materią gramatyczną skutecznie osłabiło śledzenie warstwy fabularnej. Efekt znikł przy kolejnych czytaniach, a "staroświeckość" zaczęła nabierać klimatycznego uroku. Choć domyślam się, że dla czytelnika, który ma kupkę wstydu komiksów do przeczytania - jednorazowe, szybkie obcowanie z Zagrodą może być niewystarczające do wyłuskania użytych pomysłów koncepcyjnych.

Źródłowe opowiadanie jest krótkie, dodatkowo z komiksowej adaptacji Mateusz wyciął parę rzeczy (choćby dalszy los głównego bohatera). Mając do dyspozycji zaledwie 17 stron, postawił na konieczne skróty licząc na literaturowe obeznanie czytelnika z klasyką literatury grozy. Ominął motyw z wynajmowaniem od gminy za niewielką opłatą starej chaty (gdyż we wszystkich historiach mroczne miejsca są za pół darmo), starowinka z przestrogą pojawia się ni stąd ni zowąd (klasyczny motyw wiktoriańskich opowieści), fakt że główny bohater popada w obłęd bardziej wyczuwa się z ekstrapolacji znajomości twórczości Lovercrafta niż z jego obserwacji na kartach komiksu. Ale żeby nie było tylko na scenariusz - podobne założenia musimy przyjąć czytając opowiadanie Grabińskiego i uzbroić się w wiedzę o silnych ruchach ezoterycznych wśród międzywojennej inteligencji by móc zrozumieć czemu bohater po śmierci żony zatracił się w studiowaniu przeróżnych dziwnych dzieł. Niemniej jednak wydaje mi się, że przypadkowi odbiorcy Szalonej zagrody mogą poczuć zbyt duży chaos fabularny i mało powiązane ze sobą nagromadzenie niesamowitości i pierwiastków grozy.

Na szczęście z pomocą przyszedł Michał Araszewicz. Jego hybrydowy styl (łączący klasyczny rysunek i grafikę 3D) dopełnił "luki scenariuszowe". Kreska Araszewicza, miejscami przypominająca dokonania Marcina Rusteckiego, w połączeniu w wypłowiałymi brązami jest wystarczająco sugestywna by nadać opowieści ton klaustrofobicznego zaduchu i stopniowego popadania w zatracenie. Michał nie poszedł całkiem w spodziewaną gotyckość (tę cechują jedynie pierwsze strony); gdy oś fabularna przeniosła się do nadproży zagrody, warstwa graniczna zaczęła wykazywać oznaki ciekawej schizofrenii - fizjonomie postaci i wnętrze chaty skręciły w karykaturalny turpizm, natomiast kluczowy dla opowieści sad przeszedł w czarne, o ostrych krawędziach, formy. Również udanie poradził sobie, z wyraźnie zaakcentowaną w materiale źródłowym, grą świateł - czym zniwelował trochę adaptacyjne skróty, dając do zrozumienia czytelnikowi, że opowiadana historia ma za zadanie oddziaływać głównie na metaforycznej grozie i zabierać tlen z pomieszczeń niż prowadzić za rączkę związków przyczynowo-skutkowych. Na szczególną uwagę zasługuje przedostatni kadr. Tak, ta twarz patrzy nam prosto w oczy i ma wobec nas określone cele!

Szalona zagroda jest intrygującym, choć niszowym, projektem komiksowym. Pod względem fabularnym głównie dla fanów grozy i/lub prozy Stefana Grabińskiego. Pod względem graficznym dla wszystkich, którzy lubią duszne kadry, z nerwową kreską i ukrytą w szarościach podskórnym niepokojem. I trzymam za słowo za deklarację w ostatnim akapicie przedmowy Mateusza Wiśniewskiego, że ów skromny komiks jest jedynie zapowiedzią kolejnych adaptacji dzieł Samotnika z Lwowa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...