Bartłomiej Nahajski dał się poznać jako autor webkomiksu Patyczaki z painta. Arek Klimek to zupełnie inny rysownik niż artysta znany choćby z Wydziału 7. Ich połączone siły zmaterializowały się w postaci zinka zawierającego cztery krótkie shorty. Dziwne shorty.
Nahajski posiada specyficzne poczucie humoru. Pure-nonsensowe, abstrakcyjne, oparte na nieszablonowych skojarzeniach i jednocześnie świadczące o niezłym zmyśle obserwacyjnym codziennej rzeczywistości. Bardziej zrozumiałe dla młodszej publiczności, dla której internetowy mem jest podstawowym nośnikiem relacji międzyludzkich. W Telefonach postanowił napisać ciut dłuższe historie i bardziej skierowane do mainstreamowego czytelnika. Nie do końca mu wyszło, opary absurdu chłopak ma mocno zakodowane w genach. Niemniej jednak zinek zawiera kilka fajnych pomysłów narracyjnych.
Każde z zaprezentowanych opowiadań jest z innej bajki. Pierwsze przedstawia historię radiowego wkręcania słuchaczy. W drugim staruszka wspomina czasy swojej młodości po niegrzecznej ripoście wnuczka. W trzecim milcząca postać wsiada do taksówki a całość zamyka scenka z dzwoniącym po nocy telefonem. I mimo iż wszystkie są humorystyczne, to operują odmiennymi jego podtypami. Dostajemy więc satyrę na radiowe pranki, potężnego mózgotrzepa, gdzie czytając łapiemy się za głowę starając się wykminić o co chodzi, opowieść noir z bekowym zakończeniem i klasyczną komedię pomyłek (a właściwie jednej pomyłki, choć trudnej do interpretacji).
Tak, to specyficzny humor. Który siądzie bądź nie. Zapewne dotychczasowi fani Bartłomieja bez problemy odnajdą się w tych historyjkach. Ja mam z nim ten problem, że brakuje mi w nich dobrej puenty. Gdyż należy podkreślić, że w tych opowiadaniach fabuła jest na drugim miejscu; na pierwszy wysuwa się sposób prowadzenia narracji.
Zastanawiam się, jak wyglądał scenariusz, który został dostarczony Klimkowi. Czy zawierał jedynie ogólne wytyczne i dialogi do wklejenia w dymki, czy z precyzją została w nim określona ilość kadrów na stronie i co rysownik powinien umieścić w danej ramce. Ale te opowieści... płyną. Takim nieśpiesznym tempem. Arek narysował sporo podobnych do siebie kadrów, tylko po to by pokazać zmieniające się grymasy na twarzy na wskutek zaistniałych sytuacji. Dzięki temu oko z przyjemnością ślizga się z kadru na kadr, a mózg odpuszcza sobie rozumienie fabularnej groteski. Pokuszę się o stwierdzenie, że owe opowieści mają lekko filmowy klimat, z powolnymi najazdami kamery, gdzie ważne jest też ustawienie sceny i nienachalny montaż.
A sam Arkadiusz Klimek potrafi zaskoczyć kreską. W trzech opowiadaniach jeszcze widać mało wyrobioną łapkę, chłopak gdzieniegdzie macha kreski jak od linijki, nie do końca mu wychodzą zgięte stawy, ale już sprawnie operuje cartoonowymi emocjami i ma pomysł jak oddać ulotny upływ czasu. Za to opowiadanie nr 3 to już inny, bardziej rasowy Klimek. Taki, w którym nie żałuje 'tuszu', z czernią jako motywem wiodącym i setkami drobnych kresek. Czuję w tym klimat prac marka Turka, a to spory komplement!
Ogólnie przyjemne zaskoczenie, zwłaszcza jeśli chodzi o Nahajskiego. Który postanowił wyjść poza strefę komfortu paintowych patyczaków i spróbować czegoś innego. Do zachwytów jeszcze daleko, ale fajnie że panowie wpadli na siebie i odważniej, bez kompleksów, wdepnęli do komiksowego poletka.
Kilka miesięcy temu Bartłomiej przesłał mi cyfrową wersję Telefonów. Ale zanim przeczytałem plik, to przypadkowo i nieodwracalnie skasowałem maila. Jak to się stało? Nie wiem. Później dorzuciłem wersję papierową do koszyka na Gildii. Nie wiem, czy w takim przypadku można mówić o współpracy recenzenckiej. Chyba tak... w końcu zobowiązałem się do napisania recenzji. [...] <- więc tu jest miejsce na podziękowania i formułki spełniające wymogi przepisów o gratisach.
A Gildia myli tych Arków Klimków :)
OdpowiedzUsuń