Regularna okładka jest cokolwiek myląca. Terror z głębin jest w tym zeszycie tym gnębionym! Ale klimacik komiksów EC Comics jest pierwszorzędnie oddany!
Za wydaniem tego zeszytu stoi fajny pomysł. Jakub Martewicz, tworząc nowe przygody Henryka Kaydana, na 32 MFKiG postanowił wydać 20-stronicowy spin-off z przygodami postaci, która ma być antagonistą w zapowiadanych Kosmicznych patałachach.
Cóż, szykuje się kolejna wolta stylistyczna w nowych Kaydanach. Już na pierwszych stronach poznajemy Żarłaka - rekinopodobnego kosmitę, który jest wolnym strzelcem i szuka po całym kosmosie dobrze płatnych zleceń. Dowiadujemy się także, że pała nienawiścią do Henryka, ale po szczegóły pewnie trzeba będzie poczekać do premiery głównej serii. Czyli nasz eks-agent wywiadu po rozwiązaniu kilka detektywistycznych spraw będzie musiał się zająć zagrożeniami na skalę kosmiczną. Ciekaw jestem jak Martewicz rozegra to przejście...
Ale póki, co Żarłak przybywa na Ziemię w odpowiedzi na ogłoszenie organizatorów Targów Komiksu w Pułtusku. Zlecenie wydaje się być łatwe a pieniądze przyzwoite. Musi tylko robić za maskotkę przyciągającą klientów na owo wydarzenie. Niestety, po wygraniu castingu wydarzenia zaczynają iść w kompletnie nieoczekiwanym dla kosmicznego freelancera kierunku.
Zeszyt chyba nie trzeba odbierać poważnie. To taki 'szybki komiksik' na prezent dla konwentowiczów przybyłych na MFKiG i odwiedzających stanowisko Jakuba. Gdyż wyjściowy pomysł jest absurdalny. Kosmita przyjmujący zlecenie ludzi stojącymi za konwentem komiksowym w małej mieścinie!. Aha! Tu mi czołg jedzie! Ale Martewicz sprytnie postanowił zagrać na oczekiwaniach czytelnika. Historia szybko robi się monthy-pythonowska i kafkowska jednocześnie! Żarłak (a z nim czytelnik) nie ma pojęcia w co wdepnął. I tak pulpowa historyjka niepostrzeżenie zmieniła się w opowieść rodem ze Strefy Mroku. Po zakończeniu lektury dalej pozostaje odczucie lekkiej obawy, w którą stronę Kaydany skręcą, ale - rozpatrując Żarłaka jako niezależny byt - komiks da się lubić.
Jakim rysownikiem Martewicz jest - chyba każdy wie. Tu facet miał okazję pokazać się z efekciarskiej strony. Splash page - pełne dynamiki i macek, elementy kosmicznego SF - narysowane z pietyzmem, sceny akcji - blockbusterowe. A poza tym znajdziemy tu wszystkie elementy, które Jakub kocha: piękne kobiety, długie nogi, posągowe twarze i hollywoodzkie konstruowanie kadrów. Chłopak graficznie rozpędza się z roku na rok i nie zamierza zwalniać.
Żarłak jest podarunkiem od artysty, który kocha swoich fanów i skraca czas oczekiwania na właściwy komiks. I to nie jest tytuł zrobiony na 'odpierdol'; podszedł do tworzenia zeszytu z takim samym profesjonalizmem, jak w tytule flagowym. A że to czysta pulpa? Taką trzeba umieć robić. Martewicz serwuje nam kicz w stylu amerykańskim. A ja pożarłem go z przyjemnością!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz