To komiks hard SF. Ale taki hard-hard SF, rzekłbym - dla inżynierów.
Rafał Spórna tworzy swoje komiksy od lat. Ma ich na koncie sześć. Są dostępne do kupienia w wersji cyfrowej, ale dopiero w tym roku zdecydował się na druk części z nich i skromną promocję w mediach społecznościowych. Najwyższa pora zrobić wokół artysty trochę szumu, gdyż jego prace - mimo iż bardzo hermetyczne i obarczone kilkoma sporymi wadami - zdecydowanie zasługują na większy rozgłos.
Pangea mazut składa się z ośmiu rozdziałów, choć z początku wydawało mi się, że to nie są rozdziały, a dziwne niezależne opowiadania dziejące się daleko we wspólnej przyszłości. I tak epizod pierwszy przedstawia historię uciekającego androida przed pragnącą go zniszczyć kosmiczną flotą wojenną. Po rozbiciu się na powierzchni planety, uszkodzony android nie jest w stanie obronić się przez wpływającą w niego czarną mazią. Rozdział dwa to etiuda o krzemowej, sztucznej postaci, który steruje zcyborgizowanym psem, aby ten znalazł element, który ma zapobiec jakieś potężnej eksplozji. Tym artefaktem okazuje się ludzki szkielet. A dalej jest jeszcze dziwniej - ludzie z dziwnymi naroślami na głowie, cyborgi-giganty, sztuczne słońca na Marsie i Ziemia z księżycowym fragmentem. A to wszystko dodatkowo opatrzone uroczym technobełkotem: zbiorniki z hydrazyną i tetratlenkiem azotu, fale utramyriametrowe, aerozol nanoopiomureinowy. Itd., itp. Dodatkowo gdzieniegdzie kadry są okraszone dziwną quasi-poezją, której autorem jest tajemniczy D.Y.K.T.A.T.O.R.
Ale owe rozdziały nie są zbiorem opowiadań. Im dalej w komiks, tym więcej wątków łączy się a epilog przynosi rozwiązanie właściwego zamysłu autora. Ciężko tu mówić o fabule jako takiej, to bardziej fabularyzowana wizja post-człowieczej przyszłości. Wizja - tu nie boję się użyć tego słowa - bardzo lemowska. Rafał Spórna tworząc swój świat przyszłości - nie dokonuje liniowej ekstrapolacji świata dzisiejszego czyli współczesne problemy ubrane w futurologiczne ciuszki. Jego ekstrapolacja jest potęgowa i rośnie wykładniczo wraz z kolejnymi stuleciami. Co ma swoje plusy i minusy.
To, co może odepchnąć od Pangei mazut to brak bohaterów. Na kartach komiksu mamy kilka postaci, które pojawiają się, w dialogach przekazują informacje, odgrywają swoją rolę i znikają. Nie ma tu nikogo komu można kibicować, polubić, ulokować empatię. Nic z tych rzeczy. Każdy rozdział ma swoich krótkich reprezentantów którzy mają za zadanie dołożyć cegiełkę do worldbuildingu. A wyjaśnienie fabuły odbywa się głównie poprzez narratora wszechwiedzącego, któremu towarzyszy graficzna reprezentacja. Taki sposób narracji może odrzucić część potencjalnych czytelników. Podobnie jak epatowanie technikaliami - ale to już wynika z przynależności gatunkowej.
Poniekąd brak głównych bohaterów jest zrozumiały, zwyczajnie brakuje dla nich miejscach pośród wszystkich pomysłów Spórny. Właściwie każdy rozdział może służyć jako zarzewie do dalszych eksploracji i tworzenia właściwych opowieści zgodnie ze regułami fabularnymi. Rafał za dużo 'liże' tematów, traktuje je powierzchownie, niepotrzebnie kombinuje z linearnością by komiks czytało się dobrze. Pomysły oszałamiają, ale nie mają czasu wybrzmieć odpowiednio!
Za to świetnie czuje się jako rysownik. Kapitalnie na kadrach łączy standardowe techniki rysowania i nowinki grafiki komputerowej. Ilość użytych efektów specjalnych przyprawia o zadyszkę, sposób w jaki je używa pokazując świat przyszłości wskazuje, że to twórca, który ma Photoshopa w jednym paluszku. Ale jednocześnie wszystkie elementy należące do starego świata (ludzie i ludziopodobne postacie, statki kosmiczne) stworzył w sposób tradycyjny i zrobił je na podobnym jakościowym poziomie.
Na koniec uprzedzam - pierwszy czytanie może wydawać się bełkotliwe. Podczas drugiego już widać, że w tym techno-przepychu jest jakaś metoda. Co sprawia, że Rafałowi Spórnie trzeba nadać tytuł obiecującego twórcy hard-SF kontynuującego tradycje Lema i Dukaja. Choć droga jeszcze przed nim długa, by zaistnieć wśród szerszej publiki. Choćby sam tytuł. Pangea mazut? Co to k#$%@ jest? W kontekście historii ma to jakiś tam sens (choć trzeba tu pewnej kosmologicznej wiedzy) ale wartość handlowa takiego tytułu jest u-je-mna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz