Wyjściowy pomysł fajny, ale skróty fabularne będą przeszkadzać także i młodszym czytelnikom.
Martysia Mściborówna to sequel Mścibora Potężnego (którego nie znam). Bohaterem jest pewna Martysia, dla której Mścibor jest takim Profesorem X. Komiks czerpie z elementów polskich podań i legend - w tym przypadku wykorzystuje motyw uśpionego olbrzyma z góry Giewont w Tatrach. Motyw może i znany, jednak Skarżyński wykorzystał go w dość niestereotypowy sposób. Co się chwali, ale... to jedna z niewielu dobrych rzeczy w tym wydawnictwie. Problemy się zaczynają bardzo szybko. Mamy wytrenowaną Martysię, która idzie w świat wiedziona przeczuciem. Spotyka na drodze kogoś, kto daje jej kosmiczny (sic!) miecz, następnie przeczucie kieruje ją dalej by w finale zjednoczyć się ze śpiącym rycerzem i zniknąć z kadrów. Rozumiem, to bajka dla dzieci, ale napisana tak, że dzieciaki będą zasypywać rodziców setkami pytań dociekających. A skąd to? A czemu tak? A biedni rodzice będą musieli się wysilać wymyślając odpowiedzi, gdyż nie ma odpowiedniej bazy w samym komiksie. Jan Skarżyński poradził sobie i z kolorami i z rysunkami, miał dobry pomysł na opowieść, zabrakło osoby, która przeczytałaby scenariusz przed przystąpieniem do rysowania. Gdyż skryptowi Martysi należała się redakcja by uczynić fabułę mniej opartą na domysłach, zarówno dla młodszego jak i starszego czytelnika!
Recenzja pierwotnie umieszczona na grupie Komiksy bez granic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz