To chyba najbardziej enigmatyczny komiks 2025 roku.
Michał Chudoliński pokazuje smutną prawdę o człowieku - agresję mamy we krwi. I by swoją tezę uzasadnić, potrzebuje na to dziewięć stron (bez dymków!) i cyberpunkowego sztafażu. Dziedzictwo kulturowe to historia podróżnika w czasie, który wędrując po różnych historycznych okresach, zbiera pozostawione artefakty. My czytelnicy mamy okazję być świadkami jednej z takich eskapad, podczas której wojownicy feudalnej Japonii rozprawiają się z chrześcijańskim misjonarzem. Ale nie fabułą komiks stoi; Michał swoją opowieść, dzięki możliwości spojrzenia w przeszłość i przyszłość, ubiera w mniej bądź bardziej sugestywne alegorie.
Historia rodzaju ludzkiego to głównie zapis walk o wpływy, wojen terytorialnych, podbojów czy konfliktów na tle religijnym. Mogłoby się wydawać, że wraz z rozwojem cywilizacyjnym człowiek świadomy błędów popełnianych przez przodków, wyciągnie odpowiednie wnioski. Niestety, Michał nie ma wiary w ludzkość. Ludzie przyszłości będą się kierować tymi samymi pobudkami - regułą oko za oko, grabieżą dorobku kulturowego, uleganie pierwotnym instynktom i znajdowaniu przyjemności w zadawaniu cierpienia. A krew niewinnych będzie wiecznie spływać do naczynia w imię starych-nowych bożków: władzy, pieniądzom, hedonizmowi.
Chudoliński do realizacji swojej wizji zaprzągł arcyzdolnego Łukasza Jagielskiego. Mając niewiele przestrzeni, twórcy powiększyli narracyjną imersję w podobny sposób co Robert Kirkman i Paul Azaceta w Outcast - większe kadry zostały oblepione mniejszymi, wielkości znaczka pocztowego. Dzięki takiemu zabiegowi udało się zawrzeć całkiem sporo scen o metaforycznym zabarwieniu. Kruk "dopowiadający" ponury obraz pogorzeliska, kadry z hologramem jakiegoś autokraty, zirytowana twarz kobiety na widok zniszczonych artefaktów, wymowny gest dłonią wybierający wojownika, slajdy z przeszłości pokazujące wyłącznie sceny walk... Oraz czerwień. Brudna czerwień, prawie brunatna. Pojawiająca się tam, gdzie płynie krew. Ten sam kolor został nałożony na usta pewnej postaci wykrzywionej w upiornym uśmiechu. A prace Łukasza Jagielskiego można pokazywać z powodzeniem fanom twórczości Przemysława Truścińskiego. I niech to wystarczy za rekomendację.
Być może minąłem się z interpretacją z zamysłem, jaki mieli autorzy. Choć gorzki przekaz jest aż nadto wyraźny. Niezależnie od wykoncypowanych teorii, studiowanie kadrów i rozkminki o co może w nich chodzić przynosi satysfakcję samą w sobie.
Komiks ukazał się własnym sumptem w liczbie 100 sztuk. Ale (chyba) ów materiał został przedrukowany w 17 numerze czasopisma Komiks i My.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz