wtorek, 23 września 2025

Doktor Pawulon: Patokultyzm (scenariusz i rysunki: Wuja Apokalipsa, wydawnictwo własne, 2024)


Historia jak z komedii romantycznej. Młody człowiek z nieśmiałością na festiwalu komiksowym zaczepia FILa (szefa Bazgrolli) i pokazuje mu swoje fanarty. Ten patrzy mu głęboko w oczy i rzecze, żeby tworzył, wyciągał rzeczy z szuflady i publikował. I tak oto rok później własnym sumptem ukazała się pierwsza część z planowanej trylogii.

Kupiłem komiks podczas tegorocznej edycji Złotych Kurczaków. Twórcy (?) twórców(?) Patokultyzmu nie dało się nie zauważyć. Mieli swój stolik zaraz przy wejściu i byli przebrani w mroczne stroje diabolicznych kapłanów w ogromnymi kapturami skrywającymi twarze. Dałem się ponieść atmosferze - widziałem, że w środku komiksu czekają na mnie undergroundowe bazgroły, ale widocznie ludzie ukrywający się za nazwą Wuja Apokalipsa mają pomysł na siebie. Więc warto ich sprawdzić "w ciemno".

I nie, mimo mojej całej miłości do niezalu i rysowania 'jak kura pazurem', odbiłem się od tego tytułu. Twórca sam nie kryje, że ten komiks nie ma scenariusza. Doktor Pawulon to pięćdziesięciostronicowy strumień świadomości, w którym panuje chaos utworzony ze zlepków memów, internetowych past, 4chanowych one-linerów i sytuacji będących codziennością w komentarzach na patostreamerskich kanałach. Rozumiem, że underground funkcjonuje na zasadzie kontrkultury, jest wymierzony w establishment, kroczy w opozycji do mainstreamu. Ma szokować, drażnić, przełamywać tabu, wywoływać skrajne emocje. I Doktor Pawulon takim komiksem jest - wulgarnym, pełnym przekleństw, szorstkim, nonsensownym, groteskowym itd. Ale stężenie patonawijki bez cienia błyskotliwej myśli szybko zaczyna męczyć.

Początek jeszcze nie zapowiada 'katastrofy'. W epizodzie DuraCel_Crank All widać inspirację Frankiem Millerem i Powrotem Mrocznego Rycerza gdzie mamy serię gadających głów w telewizyjnych ekranach. Diabelski Dom część 0 jest jakiś, gdyż ma dość udaną przewrotną puentę. Ale to by było na tyle. W kolejnych opowieściach mamy paradę postaci i wydarzeń kompletnie nie interesujących. Coś ktoś mówi (dużo), coś się dzieje (dużo), sensu nie ma, dostajemy jedynie festiwal easter-eggów i nawiązań, wrzuconych w kadry bez pomysłu i polotu. Patorzeczy potrafią być intrygujące, jeśli ktoś tworzy je w sposób błyskotliwy vide Ojciec Rene - w Patokultyzmie jest miejsce jedynie na bełkot unurzany w gówniano-seksualnych grepsach.  

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Wuja Apokalipsa, gdyby chciał cokolwiek opowiedzieć czytelnikowi, to w wielu miejscach zdradza skrawki niebanalnej graficznej wyobraźni. Jest w komiksie kilka fanartów (tych na czarnym tle), które są świetnie pomyślane. Najlepszy - główny bohater w pozie Matki Boskiej ze strzykawkami. Elementy okulistyczne (gdyż w tej działce stara się obracać komiks) - glify, sigile, mistyczne oka robią fajny, ottoichowy klimacik. Zwraca uwagę strona 10 z ładnie zaprojektowanym widokiem blokowiska, Wrocław na stronie 23 miło kojarzy się z produkcjami Bazgrolli... Ogólnie Wuja Apokalipsa potrafi łebsko wypełnić drugie plany łebskimi ciekawostkami. Ale owe przebłyski kunsztu giną pod naporem pseudo dialogów.

Przy okazji tekstu o Przegrzesze napisałem, że autor miał dobrą zabawę przy jej tworzeniu i owa dobra zabawa udziela się i czytelnikowi. Przy Doktorze Pawulonie dobrze bawił się jedynie twórca. Mam więc nadzieję, że w dwóch kolejnych częściach jakiś scenariusz mimo wszystko będzie. Nie ma sensu terminu "pato" traktować priorytetowo. Zgaduję, że Patokultyzm potrafi u młodzieży wywołać rubaszny śmiech, ale będzie on... pusty. I taki, który zwietrzeje w minutę po zamknięciu komiksu. A obojętność ze strony czytelników to chyba najgorszy koszmar każdego artysty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Doktor Pawulon: Patokultyzm (scenariusz i rysunki: Wuja Apokalipsa, wydawnictwo własne, 2024)

Historia jak z komedii romantycznej. Młody człowiek z nieśmiałością na festiwalu komiksowym zaczepia FILa (szefa Bazgrolli ) i pokazuje mu s...