sobota, 13 listopada 2021

Underhogs (scenariusz: Łukasz Kowalczuk & Henryk, rysunki: Henryk, wydawnictwo Łukasz Kowalczuk Przedstawia/OMG! Wytwórnia Słowobrazu, 2020)


Łukasz Kowalczuk na pierwszej stronie podaje zalecaną playlistę by wczuć się w klimat komiksu. To raczej mało znane kawałki - gdy puściłem je sobie na YouTube, tylko raz poleciały mi reklamy. Ale ogólnie to stary, cudownie rzężący punk'n'roll z lat 70-tych ubiegłego wieku. Żadne tam progrockowe pitolenia, tylko bezczelne szarpanie drutów. Gdyż Underhogs to jazda bez trzymanki. 

VVendy - wysoka laska w skórach, która mogłaby być chodzącą reklamą filmów sado-maso. Ma trzy piersi. WizRoad - gość o aparycji skurczonego Lenny'ego Kilmistera i fan białych majtek. Oraz Monkey Suit - tu nick mówi sam za siebie. To kolorowe trio spod ciemnej gwiazdy dostaje propozycję roboty kurierskiej dla bosa podziemnego światka by przewieść przesyłkę z punktu A bo B. Po wynegocjowaniu odpowiedniej zapłaty, biorą paczkę, wsiadają na swoje ryczące Harleye i udają się w kilkusetkilometrową misję by wypełnić zadanie.

Oczywiście chwilę później podąża za nimi tajemnicza postać pragnąca ich zabić. Kilka chwil później ilość istot pragnących ich śmierci rośnie w tempie geometrycznym!

Underhogs to kwintesencja szlamowej akcji. Tu wszystko dzieje się w tempie lawinowym, nie ma chwili oddechu, nie ma czasu zapalić papierosa gdy za rogiem na życie dybią krwiożercze jaszczurozaury. Jedyny ratunek tkwi w sile przyjaźni i mocy ukrytej w ślicznych, pochromowanych rurach wydechowych dosiadanych motocykli które pozwalają uciec podczas nawet najgęstszego gradu kul karabinowych. Owszem, twórcy dostarczają pretekstową fabułę by wrzucić swoich bohaterów w coraz to bardziej absurdalne przygody. Dodatkowo pozbawiając komiks dialogów wprawiają czytelnika w jeszcze większe oszołomienie, gdy ten próbuje miejscami złapać oddech niczym ryba nad wodą i odnaleźć się jakoś w centrum rozpierduszki. Niemniej jednak autorzy trzymają szaleństwo w mocnym karbie i nie pozwalają wyrwać się mu samopas (choć zdarzają się potknięcia logiczne w stylu teleportujących się motorów). Do tego stopnia kontrolują sytuację, że pomimo awanturniczego stylu prowadzenia historii to zakończenie... ściska za serce. Tak, w tym miejscu w playliście przydałaby się jakaś ballada Hüsker Dü.

A największe wyzwanie miałem z punkowymi bazgrołami Henryka. Na pierwszy rzut oka - poplątanie z pomieszaniem. Toć to bazgroły! A że nie miałem pomocy w postaci dialogów, nie miałem wyboru - musiałem się w owe malunki wgryźć i wydobywać szczegóły, które niosły fabularne informacje. Cierpliwość się opłaciła i ujawnił się truizm, że w tym szaleństwie jest metoda. Henryk dość nerwowo, ale precyzyjnie narysował wszystko to co trzeba by zrozumieć Kowalczukową opowieść. Bez mizdrzenia się do czytelnika i obawy przed przeładowaniem jego wrażliwości, ale ze starannie kontrolowanym chaosem. Pod koniec czułem już lekki smutek, że to koniec żarcia tego czarno-białego gruzu.

Komiksowa odpowiedź na Szybkich i wściekłych? Dalibóg, nie. To prędzej Ucieczka z Nowego Jorku na speedzie. Komiks, który nie bierze jeńców - albo wsiadasz na motocykl i mocno się trzymasz dupy kierowcy, albo spadasz już na początku i cię nie ma.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Postapo #4: Jacy jesteśmy? (scenariusz: Daniel Gizicki, rysunki: Krzysztof Małecki, Łukasz Rydzewski, wydawnictwo Celuloza, 2024)

To nie "Mad Max". Nie będę ryzykował wszystkiego, by złapać jakichś gości...