Śrem, jedno z najstarszych miast w Polsce, położony po obu brzegach Warty w województwie wielkopolskim ma swojego lokalnego komiksowego bohatera. To już chyba trzeci komiks poświęcony temu miastu, który stworzył Artur Ruducha.
Historia Śremu na wesoło ukazała się w dwóch tomach i opowiada historię tego miasta od roku 4500 p.n.e do 1990 r. I faktycznie została opowiedziana na wesoło. Cechą charakterystyczną humoru Ruduchy jest wykorzystywanie dwuznaczności słów oraz humor oparty na specyficznym słów cięciu-gięciu. Dla przykładu: postać mówi "każę posłać gońca". Kadr później widzimy posłane łóżko z dialogiem "posłałem ci, goń do Poznania". A na następnym kadrze w owym łóżku śpi postać a druga rzecze, że goniec jest jakiś ospały. Artur często stosuje modernistyczne zabawy i wkłada w dialogi jak najbardziej współczesne wtręty. I jak z dowcipami - jedne są suche, inne są śmieszne i zaskakujące. Ale głównie na takich zabiegach opiera się tytułowa "wesołość". Co ma swoje plusy i minusy. Komiks wydaje się być skierowany do młodszej publiczności, ale też dzieciaki niekoniecznie mogą wychwycić częste wygibańce skojarzeniowo-językowe. Starsi czytelnicy mogą z kolei kręcić nosem na pewną infantylizację trudnych momentów w historii miasta.
Ale sam komiks czyta się dobrze, szczególnie pierwszy tom. Twórca opowiada o dawnych czasach ze swadą, z popkulturową lekkością i z rozmysłem wyłuszcza ciekawe elementy histograficzne. Oczywiście opowieść nie ma głównego bohatera, przeskoki czasowe są co dwie strony, ale dzięki umieszczeniu na górze skali czasowej pozwalającej się orientować o opowiadanym przedziale czasowym to ciężko o pogubienie. Również fragmenty encyklopedyczne pod nazwą "Czy wiesz, że..." Autor ubrał w nawet ciekawą formę, gdyż wplótł w rysunki fotografie istniejących dokumentów, postaci i budynków. Trochę narzekam na tom II, gdzie jest przeładowany informacjami i ścianami tekstu (z oczywistego powodu większej wiedzy na temat historii nowożytnej) i gdzieś gubi się lekkość czytania - aczkolwiek stężenie ruduchowego humoru jest wciąż zachowane.
Ale komiks stoi głównie warstwą graficzną. Artur Ruducha ma w swoim portfolio prace wchodzące w skład antologii-hołdów dedykowanych Tytusowi, Szarlocie Pawel, Tadeuszowi Raczkiewiczowi czy Tadeuszowi Baranowskiemu. Jest również współautorem serii o Kapitanie Szpicu. Twórca hołduje klasycznej humorystycznej kresce jaką wypracowali nasi XX-wieczni komiksiarze publikujący w Świecie Młodych. Tu każdy kadr ma tło. Mniej bądź bardziej szczegółowe, ale coś musi się dziać. A to jakieś elementy nieistotne dla fabuły, ale ożywiające scenę, a to nasączone ciekawą kolorystyką. Ale główna uwaga oczu zorientowana jest na dynamice postaci i kompozycjach kadrów. Na nich wszystko wydaje się być w nieustannym ruchu, żaden element nie jest w stagnacji, emocje na twarzach są odpowiednio komiksowo przerysowane a "ciała" poddawane dziesiątkom mikro-sił. Ruducha okazał się pojętnym uczniem swoich mistrzów i bez kompleksów szerzy w swoich autorskich dziełach ich dziedzictwo.
Tytuł polecam więc miłośnikom polskiego komiksu humorystycznego, którym za mało komiksów Jacka Skrzydlewskiego. Zwracam uwagę na specyficzny, kabaretowy humor, oczywiste przeładowanie faktografią kosztem ekspozycji bohaterów i pośpieszne ślizganie się po epokach. Ale nie zamierzam wrzucać tego wydawnictwa do pudełka z napisem 'kolejny szrot za publiczne pieniądze'. Jako człowiek, który nigdy w Śremie nie był (i pewnie nie będzie) całkiem miło spędziłem czas na lekturze. Tom I uważam za lepszy, większość dat, postaci i wydarzeń od razu po przeczytaniu wywietrzała mi z głowy, ale... to była wesoła godzina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz