Częściowo było to widać już w pierwszym tomie, ale dopiero w drugim wybrzmiało należycie - Unka to nasz rodzimy Joe Hill.
Nie będę tu specjalnie oryginalny i powtórzę za istniejącymi recenzjami - Brom 2 jest zauważalnie lepszy od Broma 1. Już debiut był bardzo dobrym tytułem, ale w tym Odya poczyniła postępy właściwie na wszystkich płaszczyznach. Pomarudzę sobie na parę rzeczy, ale głównie z powodu tego, że plucha za oknem i człowiek jest rozdrażniony, niż z rzeczywistych mankamentów komiksu.
A tom drugi zaczyna się... epilogiem. Dostajemy pokłosie dramatycznych wydarzeń z końcówki poprzedniego albumu. I tu po raz pierwszy w tym tytule pojawia się storytellerski pazur Unki. To pozorny happy end, z podskórną grozą. Niby bohaterowie "przeżyli" ale wyszli połamani psychicznie, dodatkowo z wiedzą, że 'lekarstwa' nie istnieją a przyszłość niekoniecznie się rysuje w jasnych barwach. Po czym światła na scenie gasną i żegnamy naszych bohaterów na kilka lat by ruszyć z właściwą opowieścią.
Pamiętacie Locke & Key? Joe Hill w pewnym momencie uwięził swoich bohaterów w zalanej jaskini, gdzie młodziaki, czekając na ratunek, mieli okazję porozmawiać ze sobą o różnych interpersonalnych sprawach, Co sprawiło że widzieliśmy lepiej co siedzi w głowie poszczególnych postaci i ze zrozumieniem odebraliśmy ich różne życiowe decyzje. Odya z powodzeniem stosuje podobny patent u siebie. Wykorzystuje każdą możliwą sytuację, by zwolnić na chwilę opowieść i włożyć w usta swoim bohaterom wiele naprawdę dobrych dialogów. O życiu, o emocjach i uczuciach. I okrasza je sytuacyjnym humorem, obecnym w codziennych sytuacjach. Być gadułą to jedno, ale być obserwatorem-gadułą to inna, trudniejsza para kaloszy. Z tego też powodu jesteśmy w stanie uwierzyć, że tuż obok żyją od wieków nadludzkie istoty. Gdyż by wmieszać się w ludzki tłum, trzeba nauczyć się żyć i rozmawiać jak ludzie, by uniknąć rozpoznania. A problemy z tolerancją przejawiają w podobny nam, ludzki sposób.
Podoba mi sposób, w jaki Unka rozwija swoich bohaterów. Główna oś opowieści to dorosły już Brom. Facet, którego lubiliśmy w części pierwszej tu już niekoniecznie jest słodkim kolesiem. Palenie papierosów, miejscami wyraźna szorstkość w obyciu, uleganie instynktom nie czyni go postacią godną naśladowania. Ale to typ człowieka, który umie przekonywać do siebie ludzi (i nie-ludzi). I to człowiek, którego zakręty życiowe rezonują z naszymi, dzięki czemu odnosi się wrażenie, że gdybyśmy gościa spotkali na ulicy to mielibyśmy o czym pogadać. A to o trudnych relacjach rodzinnych na lokowaniu uczuć w związki bez przyszłości kończąc. Zresztą - Brom nie tylko Bromem stoi. Swój rozszerzony background dostają także postacie dwuplanowe. Ten dotyczący Alexa jest świetny, również Anna przestałaby być wyłącznie wesołkowatą współczesną wiedźmą. Trochę narzekam na rozwój Marysi - dziewczyna dostała mocny charakterlogiczny boost (she's a bad ass!) właściwie bez żadnej ekspozycji, ale spodziewam się, że trzecia część skupi się mocniej na tej postaci, która tak mocno wszyła się w rodzinę ciotki, że prawie zapomnieliśmy że ma własnych rodziców.
I można z powyższych akapitów sądzić, że ów komiks to typowa obyczajówka - ale pragnę uspokoić, że motywy fantastyczne, które zachwycały w debiucie, zostały tu pomysłowo pociągnięte dalej. Sam Brom nazywa się już wiedźminem i spory kawałek jego życia upływa na rozwiązywaniu różnych zadań związanych z mitologicznymi stworzeniami. Tymi nowymi i powracającymi. Unka wyłuszcza co ciekawe przykłady z lektury materiałów źródłowych i osadza je w współczesnych realiach w sposób, który nie wzbudza zazwyczaj sprzeciwu, że to już przegięcie (najbliżej tego stwierdzenia jest istnienie knajpy Uroczysko). Co stanowi jedną z dwóch najważniejszych zalet tytułu - nieustannego podsycania ciekawości czytelnika co też zdarzy się kartkę dalej. Lekturę ciężko przerwać, szczególnie pod koniec, gdy (podobnie jak w części pierwszej) największe stężenie mroku jest w ostatnim rozdziale. To jest już storytelling na wysokim poziomie.
O stronie graficznej ciężko cokolwiek nowego powiedzieć w porównaniu z Brom #1. Pewnie znawcy dopatrzą się niuansów w coraz lepszym warsztacie autorki. Jako zwykły czytelnik doceniam dynamikę postaci, bawienie się kamerą (moje ulubione sceny to te nad morzem), dobre odwzorowanie różnych lokacji, nawet tych nieznaczących fabularnie (kapliczka ze strony 179-tej) i ciekawie poutykane easter-eggi (co to za 'ćma' 167 stronie?). Wszystkie te elementy stawiają Odyę jako twórczynię myślącą holistycznie o swojej pracy i wkładającą w tworzone dzieło nie tylko miesiące ciężkiej pracy, ale także mnóstwo serca. Jestem prawie pewien, że premiera Broma 3 powinna być już medialnym wydarzeniem.
Netflix, czytasz to? :)
borze dziękuję ;_; zero presji żeby kolejny tom urwał ludziom dupę
OdpowiedzUsuń