czwartek, 27 lutego 2025

Wydział 7 #13: Spółdzielnia (scenariusz: Tomasz Kontny, rysunki: Robert H. Adler, wydawnictwo Ongrys, 2024)


Środkowy zeszyt trzeciego sezonu robi to, co środkowe epizody mają w zwyczaju - opowiada historię bez popychania fabuły o przodu i rozbudowy świata przedstawionego. 
Tekst zawiera spoilery.

W dniu 16 maja 1968 roku w mysłowickim więzieniu zostaje wykonany wyrok śmierci na Karolu Kocie, słynnym wampirze z Krakowa. Ów człowiek, mimo młodego wieku (w chwili śmierci miał zaledwie 22 lata) zdołał wywołać powszechny strach wśród mieszkańców królewskiego miasta serią brutalnych zabójstw i podpaleń. Po egzekucji media obiegły informacje o rozległym guzie mózgu, rzekomo zdiagnozowanym podczas sekcji zwłok. I kolejny raz Tomasz Kontny (wyjątkowo sam, bez Marka Turka) odsłania ukryte wątki stojące za tym wydarzeniem.

Jakub Lange przekonuje Bogumiłę Fiszer do zrobienia niezależnej sekcji, kierując się, mimo braku przesłanek, intuicją że może to być kolejna sprawa dla Wydziału 7. Sceptyczna pani doktor niechętnie się zgadza. I gdy w kostnicy zbliża skalpel, by wykonać pierwsze cięcie, denat nagle ożywa. A to tylko początek horroru, jaki zgotował naszym bohaterom człowiek, który z zabijania uczynił swoją filozofię życiową.

Spółdzielnia, mimo iż jest wypełniona akcją opowieścią, tak naprawdę jest próbą wniknięcia w mózg maniakalnego mordercy. Co sprawiło, że Karol Kot posuwał się do takich czynów? Czym się kierował uprawiając swój krwawy proceder? Czy zło było w nim zawsze, czy może wydarzyło się coś, co popchnęło go na drogę występku? Oczywiście, objętość zeszytu nie pozwoliła twórcom na fabułę w stylu Mindhuntera - autorzy poszli niejako na skróty, nasączając odcinek lekko psychodeliczno-surrealistyczną treścią.

Tuż po lekturze poczytałem więcej o życiu Kota. I muszę pochwalić scenarzystę jak wiele na dwudziestu stronach poupychał mikro-faktów. Znalazł miejsce do wsadzenia w fabułę fakt, że w domu zabójcy znaleziono zestaw noży bądź też podkreślono jego epizod z pracą w rzeźni, w której spróbował po raz pierwszy smaku bydlęcej krwi. Zgaduję, że podobnych smaczków jest więcej, co tylko podkreśla grozę związaną z tym człowiekiem. Co ważne, Kontny nie próbuje racjonalizować jego charakteru, szukać przyczyn, podejmować się behawioralnej analizy - w Spółdzielni Kot jest pokazany jako zwyrol i obłąkany człowiek, taki jakim był w momencie śmierci. Owszem, stara się ustami Lange'a postawić komentarz społeczny ("zawiedliśmy jako społeczeństwo") niemniej jednak te słowa głównie miały za zadanie podkreślić charakter dominikanina.

Wracając do warstwy fabularnej. Dzięki temu, że historia pozbawiona jest praktycznie odniesień do innych odcinków, był czas by skupić się na postaciach. Postać Karola Kota została napisana świetnie. Jak na psychola przystało, zachowuje się psychicznie. A na drugim miejscu, niewiele mu ustępując, błyszczy dr Fiszer. Kolejny raz dała się pokazać jako twardo stojąca za ziemi naukowiec. Sceptyczna, cyniczna, zachowująca zimną krew, nawet w chwili zagrożenia życia, chłodno kalkulująca... nie sposób jej nie lubić. Szymon Wilk tym razem wypadł bezpłciowo, nawet nie pomogło nadanie mu nowego skilla w postaci umiejętności tropiących (a przynajmniej nie kojarzę takiego z poprzednich odsłon). Trochę doskwiera również zbyt szybka i bardzo profesjonalna analiza sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie. Niestety, objętość nie jest z gumy...

Zastanawia mnie jedna rzecz dotycząca Jakuba. Ten w chwili grozy, zachował się klasycznie - zawierzył swój los Bogu, idąc w nieznane. I modląc się, niejako z rozpaczy, poprosił o jakiś znak, który mógł mu dodać otuchy. I ten znak... dostał. W tym momencie przerwałem na chwilę lekturę zastanawiając się, czy to zwykły chwyt by popchać fabułę dalej, czy... no właśnie co? Co spowodowało samoistne otwarcie szczeliny? Moc zmieniania czasoprzestrzeni pod wpływem silnych emocji, czy być może emanacja jakiejś siły wyższej? Co prawda skłaniam się ku pierwszej opcji, ale lubię takie ulotne momenty fabularne powodujące iskry na neuronach!

Zeszyt 13 wyszedł spod ręki Roberta Adlera. Nie wiem, kto jest autorem pomysłu by większość zeszytu została utrzymana w tonacji czarno-czerwonej (już wiem, Robert! - dopisek później), ale chwała mu za to. Jest w tej kolorystyce coś z klimatów filmów giallo. Fani Stranger Things również będą usatysfakcjonowani (sam nastawiałem się na spotkanie Vecny). Poza tym brudna, szorstka, ostra i zdecydowana kreska kapitalnie oddała bród i stęchliznę obrazującą wnętrze umysłu Kota. 

Podsumowując - Spółdzielnia jest totalnym fillerem. I jednocześnie bardzo dobrym epizodem!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

MidGuard: Cudowni (scenariusz: Marcin Bałczewski, rysunki: Błażej Kurowski, wydawnictwo Diablaq, 2024)

Cudowni to opowieść dziejąca się w świecie gry planszowej MidGuard . Czy jest zrozumiała dla kogoś, kto nie miał wcześniej do czynienia z t...